[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- %7ładnych dalszych szczegółów wypadku? Kapitan potrząsnął głową.
- Nienowego.
- Czy pan zna to lotnisko? - zapytał go Burden.
- Latałem tam przez całe lato. Najlepiej będzie, jak pan przyjdzie do kabiny i
usiądzie z nami. Zobaczy pan ogólną topografię. Chociaż wydaje mi się, że spróbują
nas skierować gdzie indziej.
- Dlaczego?
- Zdaje się, że zamykają lotnisko na kilka dni. Dostali lekkiej histerii po wypadku.
Pakują ludzi do kryminału, zabezpieczają dowody. Tak jest w każdym razie w Hisz-
panii. Rozbiłem tam kiedyś samochód. Nie ma pan pojęcia, co to była za afera!
Przejdzie pan do nas? zapytał na zakończenie.
Pherson skulił się w fotelu i przesunął tacę z sandwiczami, żeby pozwolić
przecisnąć się Burdenowi.
- Ale niech pan nie dopuści tego pajaca do sterów - roześmiał się Mac. -
Niedawno, kiedy wziął się do sterowania, spuścił w morze dziewięć ton mleka w
proszku!
Burden podążył za kapitanem i minąwszy grupę urzędników Greyhounda, wszedł do
kabiny. Przywitał się z drugim pilotem i usiadł na zapasowym siedzeniu. Kapitan
uśmiechnął się do niego przez ramię i spytał:
- Co to za historia z tym mlekiem w proszku?
- Mleko w proszku i banany. Ważne dostawy wojskowe. Posadziłem samolot na
morzu. Blisko jednej z wysp na środku Oceanu Indyjskiego.
Piloci 111 pokręcili głowami ze zrozumieniem i nie zadawali więcej pytań. Burden
był wyraznie zaambara- sowany.
1953 rok... - myślał Burden. | hastings Cl, nocny lot z Singapuru przez końcówkę
tropikalnej burzy, próba lądowania w ciemnościach. Komisja śledcza stwierdziła
potem przemęczenie pilota i oślepienie przez burzę. Byli dla niego łaskawi, a on
pierwszego dnia dochodzenia przyjął ich wyrok. Ale nazajutrz, po nocy spędzonej na
bezsennej dyskusji z własnym sumieniem, Burden podziękował komisji i oświadczył,
że było zupełnie inaczej, że po prostu popełnił błąd. Potem wyjaśnił sobie samemu
wszystkie okoliczności wypadku. Pas lądowania zaczynał się tuż przy plaży, więc
ilość świateł prowadzących była bardzo mała. Była pózna noc, w pobliżu żadnych
innych świateł, na które można by się było orientować. Tego dnia drugi pilot uległ
morskiej chorobie i Burden zwolnił go od rutynowego odczytywania wysokości, które
mogłoby się było przyczynić do uniknięcia błędu. Ktoś, kto nie znał tego lotniska,
łatwo mógł zle ocenić wysokość. Tak więc wylądowali miękko" o sto metrów przed
pasem do lądowania. Została jeszcze godzina na wyładowanie części bananów, po
czym hastings zdecydował się zatonąć. Nic dziwnego, że'ten błąd i jego przyczyny
stały się dla Burdena istną obsesją. Zniszczyła ona jego karierę lotniczą. W kilka lat
pózniej przyjął pracę w wydziale badania przyczyn katastrof jako urzędnik śledczy.
Jeśli nie możesz wroga zniszczyć - przyłącz się do niego - uśmiecha! się kapitan
111. Zupełnie jak gdyby czytał w myślach Burdena. Ale właśnie w słuchawkach
rozległ się głos i zaoszczędził Burdenowi dalszych wyjaśnień.
- Specjalny Greyhound Sierra Sierra. Zakręćcie w prawo na jeden cztery zero i
podchodzcie do lÄ…dowania na lotnisku Katania-Fontanarossa. Taormina-Pelorita-
na zamknięta dla lotów cywilnych od godziny czternastej.
- Roger, kontrola. Przewidujemy lÄ…dowanie w Taor- minie o trzynastej
pięćdziesiąt. Prosimy o zgodę na podchodzenie do lądowania. Jesteśmy lotem
niehandlowym, z urzędowym personelem na pokładzie. Odbiór.
Kapitan mrugnął na swojego zastępcę.
- Pogoda jest świetna. Nie mogą nas zatrzymać, chyba że zaparkowali
ciężarówki na pasie.
Po dłuższej przerwie słuchawki znowu się odezwały. Dobra wola NATO albo
EWG zatriumfowały.
- Specjalny Greyhound. Można kontynuować podejście do Taorminy na jeden
pięć zero.
Znajdowali się nad małymi, ukoronowanymi przez obłoki wysepkami
wulkanicznymi, rozrzuconymi dokoła Stromboli. Nad Sycylią gromadziły się
kumulusy, gęstniejąc przy północnych i zachodnich stokach Etny. Burden zapisał w
notatniku: Kilo-Lima jeden pięć zero. Punkt kontrolny dla synchronizacji z
przyrządami wieży znajdował się na 11 500 stóp nad zewnętrznym markerem, czyli
w rozsądnej odległości, 25 kilometrów od wulkanu i na wysokości 700 stóp od jego
szczytu. Trasa podchodzenia do lądowania otaczała zewnętrzny marker we
wschodnim kierunku w stronÄ™ morza i z powrotem dt> lÄ…du Å‚ukiem 289 stopni. Po raz
ostatni mijało się zewnętrzny marker w odległości 17 kilometrów od lotniska na
wysokości 5 000 stóp. Końcowe podejście przebiegało wzdłuż długiej dzikiej i
poprzecinanej licznymi kanionami doliny, a samo lotnisko leżało na płaskowzgórzu,
na wysokości 700 metrów nad poziomem morza; zejście końcowe wynosiło około
tysiąca metrów i było całkowicie bezpieczne. W ciągu całego podejścia utrzymywana
była odległość 25 kilometrów od Etny, a wzgórza dokoła lotniska nie stanowiły
większego niebezpieczeństwa niż
drapacze chmur przy lÄ…dowaniu pod wielkim miastem.
|
Biorąc pod uwagę położenie lotniska, podejście było tu bezpieczniejsze niż na wielu
lotniskach alpejskich albo chociażby w Neapolu czy Palermo, gdzie porywiste wiatry
potrafiły sprawić lotnikowi nie byle jakie niespodzianki".
W odległości dziesięciu kilometrów widać było teraz doskonale szerokie i długie,
wycięte z płaskowzgórza lotnisko. Odnosiło się wrażenie, że wszystkie wzniesienia i
stoki górskie zostały spłaszczone; pas startowy miał chyba szerokość dwóch czy
trzech autostrad, a długość około trzech kilometrów. Od obydwu końców pasa od-
chodziły węższe drogi w stronę budynku lotniska. Stał on jakieś osiemset metrów w
lewo od pasa. Wszystko to stanowiło poważne osiągnięcie techniczne i musiało ko-
sztować krocie.
111 zeszła w dół i niemal niedostrzegalnie dotknęła asfaltu. Wyglądała na tym
olbrzymim lotnisku jak zabawka. Zwietny przykład doskonałego włoskiego bu-
downictwa drogowego - pomyślał Burden.
- Zwietne lotnisko.
- Bez zarzutu gdy nie pada - roześmiał się kapitan. - Zapomniano po prostu o
drenażu terenu. Kiedy pierwszy raz wylądowałem tutaj po deszczu, woda zerwała-
mi dwie klapy.
Samolot pokołował w stronę budynku, a Burden spojrzał przez boczne okienko,
żeby przyjrzeć się wulkanowi. Z daleka góra wyglądała niemal niewinnie. Jej
sylwetkę przecinał z jednej strony obłok, a z drugiej dym wydobywający się z krateru.
Tylko ta, niemal pozioma smuga dymu dawała pojęcie o przeszło trzykilometrowej
wysokości wulkanu, i o sile wiatru w pobliżu środkowego krateru. Burden zastanawiał
się, na którym stoku leży rozbity samolot.
Maszyna zatrzymała się przy hali przyjazdowej jak samochód na parkingu.
Schodki przy tylnym wyjściu
opuściły się wraz z zatrzymaniem się samolotu, a kiedy Burden żegnał się-z pilotami,
zaczynali już procedurę przygotowawczą do startu w powrotną drogę.
Kapitan przeprosił go rozkładając ręce:
- Jeżeli oni rzeczywiście zamykają o czternastej lotnisko, to pozostało nam tylko
sześć minut.
Burden natychmiast wyrzucił z pamięci obydwu lotników. Kowboje - pomyślał -
choć podobał mu się ich sposób pilotażu. Metodyczny, beznamiętny, ale nie po-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]