[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niu.
- Idz już, Jess. Muszę się zabrać do papierkowej roboty.
Uścisnął chłodno jej rękę i usiadł w fotelu za biurkiem.
Jess ogarnęło dziwne uczucie.
- Myślałam, że... Ale ty masz kamień zamiast serca.
113
S
R
Gabe usłyszał, jak drzwi za Jess się zamykają. Poczuł
chłód w całym ciele. Kamień zamiast serca". Miała rację.
Gdy miał dziesięć lat, tragiczna śmierć jego rodziny wyzuła
go z wszelkiej wrażliwości i chciał, żeby tak zostało. Wobec
Jess. Wobec wszystkich. Wiedziała o tym, gdy za niego wy-
chodziła, dlaczego zatem tak ją to zdziwiło?
Nie chcąc, by go ktoś uprzedził, by mu coś w tym prze-
szkodziło, wybrał znany sobie numer.
- Sam?
Milczał chwilę, zastanawiając się, po co dzwoni.
- Cześć, Gabe. - W głosie Sama mimo jego ogromnej za-
możności nie było nuty chełpliwości. - Co się stało?
- Mam do ciebie prośbę.
Jess była tak zła na Gabe'a, że zamknęła drzwi do swo-
jej sypialni. Zrobiła to po raz pierwszy. Wiedziała, że on
myśli, że to gra z jej strony, że ona traktuje seks jako punkt
przetargowy. Prawda była jednak zarazem mniej i bardziej
skomplikowana. Nie tylko dlatego, że Jess pamiętała, jak
się odnosił do Cecily. Teraz widząc jego nieprzejednany
stosunek do Coreya, miała dalsze dowody jego złego cha-
rakteru. Nie będzie spać z kimś, kto jest zdolny do takie-
go okrucieństwa.
Poczuła ucisk w gardle. To prawda, że Corey popełnił
błąd, ale przecież każdy człowiek zasługuje na to, by mu dać
drugą szansę. I tylko Gabe mógł mu tę szansę dać, a on wy-
rzucił Coreya bez słowa. Co gorsza, Jess nie wiedziała, czy to
114
S
R
było podyktowane jakimiś dawnymi bolesnymi zaszłościami,
czy też zwykłą bezduszną zaciekłością.
Azy trysnęły jej z oczu. Głupie, nikomu niepotrzebne
łzy. Gabe uczynił coś, co obudziło w niej złudzenia, a teraz
uświadamiała sobie, że marzy o czymś, co się nigdy nie speł-
ni. Dotknęła brzucha. I po raz któryś zastanowiła się, jakim
ojcem on się okaże. Jeśli tak łatwo potępił Coreya, to pewne-
go dnia zwróci się przeciwko własnemu dziecku, bo złamało
zasady, którym on hołdował. Taki scenariusz można sobie
łatwo wyobrazić.
Gabe zawsze potrafił ją zranić swoim bezwzględnie prak-
tycznym podejściem do życia, ale znosiła to... dzięki owe-
mu dystansowi, dzięki miłości do Damona. Ale to się skoń-
czyło. Aż się bała zadać sobie pytanie: dlaczego? Wiedziała
jedno: Gabriel stanowił dla niej niebezpieczeństwo, zagrażał
czemuś, co było dla niej najważniejsze, a o czym nigdy mu
nie powie. Nie tak zimnemu człowiekowi, jakim się dzisiaj
dał poznać.
Zasnęła z tą myślą kołaczącą jej się w głowie. Gdy się
obudziła, było już za pózno. Gabriel niósł ją do swego łóżka,
a ona obejmowała go ramionami. Jej własne ciało sprzenie-
wierzyło jej się.
- Co ty wyprawiasz?
- NiosÄ™ ciÄ™ tam, gdzie twoje miejsce.
Usiadł na łóżku, trzymając ją na kolanach.
- A jeśli ja w tym moim miejscu nie chcę być? - zapytała.
W odpowiedzi pocałował ją, a jej świat zawirował. Przy-
115
S
R
warła do niego, jakby się ratując przed sztormem, a ciało Ga-
be miał silne, zapewniające bezpieczeństwo. Co oczywiście
było kolejnym złudzeniem.
Cofnęła głowę i spojrzała na jego surową męską twarz.
Krew pulsowała w każdym skrawku jej ciała.
- Nie lubiÄ™ ciÄ™ teraz.
Owo szczere wyznanie nie speszyło go.
- To nieważne - rzekł. - Ważne, że wciąż mnie pragniesz.
Całował jej szyję, podczas gdy dłoń pieściła jej udo.
Zebrała siły i próbowała go odepchnąć, ale on tą swoją
dużą ręką, która tak dobrze znała jej pragnienia, przytrzy-
mał ją.
- Nie można tak! Nie wolno...
Położył ją na łóżku, objął wspartą o jego ramiona i poca-
łował. Kusząco, delikatnie. Zniewolił ją mocą swej seksual-
ności, uwięził.
- Można - odparł. - Aączy nas namiętność. To wystarczy.
Tocząc walkę z własnymi zmysłami, powiedziała coś, cze-
go powiedzieć nie powinna. Szepnęła właściwie, nie wiedząc,
czy on usłyszy.
- A miłość?
Wsparł się na łokciach i rzekł:
- Miłość jest dla idiotów.
Były to ostatnie wypowiedziane przez nich słowa, bo za-
raz potem ich ciała przejęły wszelkie funkcje, jakie stanowią
o życiu, zaspokajaniu nieustannego głodu uczuć. Jess, choć
oszołomiona tym, co Gabe czynił, choć chłonęła rozkosz, ja-
116
S
R
ką jej dawał, w pierwszej chwili zatrzymała się w pół drogi.
Coś ją uderzyło, jakaś inna nuta w tej grze miłosnej.
Nigdy jej nie uraził, nie zadał bólu, ale tej nocy przeszedł
samego siebie - jego troskliwość, czułość były jakieś inne.
Pieścił każdy skrawek jej ciała, ale jakoś inaczej, z większym
ładunkiem uczuć. I to był dla niej kolejny krok w nieznane.
Po tej nocy pełnej obezwładniającego piękna Jess sądzi-
ła, że w ich kontaktach nastąpi jakaś zmiana, coś wyniknie
z tej nowej intymności. Gotowa była przyjąć tę zmianę, ale
mijały godziny i dni, a Gabe jakby się od niej coraz bardziej
oddalał. Przygotowywał się wprawdzie do wystawy, czuwał
nad przebudowÄ… stajni przed kolejnym sezonem, lecz mimo
wszystko Jess czuła, że w miarę upływu czasu więz między
nimi siÄ™ rozluznia.
To by jej jeszcze tak nie martwiło, gdyby nie stwierdziła,
że Gabe unika rozmowy o dziecku. Najpierw nie miał cza-
su iść z nią do lekarza na badania kontrolne. Nie przejęła się
tym specjalnie, bo nie zaliczał się do tych mężów, którzy czu-
wają nad każdym krokiem ciężarnej żony
Był jednak z dala, gdy podejmowała jakikolwiek temat
związany z dzieckiem. I nigdy jej o nic nie pytał. Myślała, że
może jest przewrażliwiona, że to burza hormonów, co w cią-
ży jest normalne. Lecz z drugiej strony czuła, że coś jest nie
tak, że to poważna sprawa. Ale wszelkie próby porozmawia-
nia z nim o tym kończyły się fiaskiem.
Jednak stosunki między nimi na ogół układały się dobrze
117
S
R
i nic nie zburzyłoby jej spokoju, gdyby któregoś wieczoru
Jess nie odebrała telefonu na linii służbowej.
- Stacja Angel.
Piła kawę, myślami będąc przy wystawie, która za tydzień
miała zostać otwarta. Jeszcze jedna ważna data przypadała
w najbliższą niedzielę, a Gabe jak na razie nawet się o tym
nie zajÄ…knÄ…Å‚.
- To ty, Jess? - zapytała kobieta wesoło, choć głosem nieco
zachrypniętym. - Robisz teraz u Gabriela za sekretarkę?
Kawa Jess nabrała nagle gorzkiego smaku.
- Cześć, Sylvie, masz do mnie jakąś sprawę?
- Chciałabym porozmawiać z Gabe'em - urwała i po chwili
dokończyła: - Na pewno wiesz o zbliżającej się rocznicy.
Dłoń Jess ścisnęła mocniej słuchawkę.
- Miło, że dzwonisz - rzekła.
- Nie mogłabym nie zadzwonić. Chyba niewiele osób zna
prawdÄ™. Ale ty znasz.
Jess zdawała sobie sprawę, że Sylvie specjalnie jest wo-
bec niej taka podła, lecz mimo to zabolało ją to. Gdy w grę
wchodził Gabe, stać ją było na wszystko. A Gabe postanowił
nie dzielić się z żoną niczym, co miało jakieś znaczenie, co
się liczyło.
W tej właśnie chwili wszedł i wziął od niej słuchawkę.
- Cześć, Sylvie, Gabe z tej strony.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]