[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ze mną nie chce ju\ rozmawiać
- Pomógł pan wielu pacjentom na Oddziale Drugim. Wierzę \e potrafi pan równie\ pomóc
Robertowi, jeśli pan się do tego przyło\y. Proszę o to, spróbuje pan?
- Co tylko pan rozka\e, doktorku. Ale proszę wiele nie oczekiwać.
- Dobrze. Na dzisiaj ju\ chyba dość. Obaj potrzebujemy trochę czasu, \eby to przemyśleć.
Ale chciałbym umówić się z panem na dodatkową sesję w niedzielę. To jest jedyny dzień, którym
dysponuję. Czy zechce pan przyjść na sesję w niedzielę?
- A co z obietnicą daną pańskiej \onie? - Jaką obietnicą?
- Ze będzie pan miał wolne niedziele, choćby nie wiadomo co. Tylko \e i tak pan oszukuje i
zabiera robotÄ™ do domu.
- SkÄ…d pan o tym wie?
- Wszyscy o tym wiedzÄ….
- Moja \ona wyje\d\a z Chipem do Adirondacks na parę tygodni, jeśli to w ogóle powinno
129
pana obchodzić.
- W takim razie z milą chęcią przyjmuję pańskie uprzejme zaproszenie.
- Dziękuję.
- Nie ma o czym mówić. Czy to wszystko?
- Na razie tak.
- No to pa.
Wyłączyłem magnetofon i opadłem na fotel skrajnie wyczerpany emocjonalnie, chyba
podobnie jak Robert. Byłem przybity tą niezwykłą sesją. Przyspieszyłem bieg wydarzeń,
podjąłem ryzyko i poniosłem klęskę, być mo\e nieodwracalną. Jedna z lekcji, jaką daje
psychiatria: leczenie pacjenta psychotycznego przypomina śpiewanie w operze - widzowi wydaje
się to dość łatwe, natomiast w rzeczywistości wymaga ogromu pracy i nie ma tu drogi na skróty.
Z drugiej strony nie byłem mo\e wystarczająco odwa\ny. Mo\e powinienem był go zmusić,
\eby opowiedział dokładnie, co zobaczył w to sierpniowe popołudnie po powrocie do domu z
pracy. Wiedziałem ju\, \e trafiłem na coś strasznego, i podejrzewałem, co to mogło być. Ale to
nie pomogło mojemu pacjentowi ani na jotę, a w istocie mo\e jeszcze pogorszyło sprawę. Co
więcej, straciłem niebywałą okazję, aby zapytać o jego nazwisko! Stanowisko dyrektora, nie
obarczone bezpośrednią odpowiedzialnością za pacjentów, wydało mi się nagle bardzo
atrakcyjne.
Betty powiedziała mi, wychodząc w piątek z pracy, \e porzuciła ju\ myśl o macierzyństwie.
Odparłem, \e jest mi przykro, i\ nie udało jej się osiągnąć, czego pragnęła. Odrzekła na to, \e nie
trzeba się martwić, bo przecie\ na świecie jest ju\ pięć miliardów ludzi i mo\e to wystarczy.
Najwyrazniej rozmawiała z protem.
Kiedy szliśmy korytarzem, zaproponowała mi, \ebym zajrzał do Marii. Nie chciała
powiedzieć, dlaczego. Spojrzałem na zegarek. Zostało mi raptem pięć minut do wyjazdu na
kolację w Pla\a połączoną z kwestą na szpital. Wyczuwając moje zniecierpliwienie, poklepała
mnie po ramieniu:  Nie po\ałuje pan .
Zastałem Marię w czytelni rozmawiającą z Erniem i Russellem. Wydawała się szczęśliwa,
jak nigdy dotąd, więc pomyślałem, \e widzę jej nowe alter ego. Ale to była Maria we własnej
osobie! Zapytałem, jak się czuje, choć odpowiedz nasuwała się sama.
- Och, doktorze Brewer, nigdy jeszcze nie czułam się tak dobrze. Wszyscy są co do tego
zgodni. Wiem to.
- Zgodni co do czego? Co się stało?
- Postanowiłam, \e zostanę zakonnicą! Czy to nie cudowne?
Czułem, jak uśmiech rozjaśnia mi twarz. Pomysł był tak prosty, \e zastanawiałem się,
130
dlaczego sam na niego wcześniej nie wpadłem. Mo\e był zbyt prosty. Mo\e my psychiatrzy
mamy skłonność do zbytniego komplikowania spraw. Tak czy inaczej, oto miałem przed sobą
Marię, która nie posiadała się ze szczęścia.
Sam poczułem się lepiej.
- Co sprawiło, \e podjęłaś tę decyzję?
- Ernie doradził mi, \ebym wybaczyła mojemu ojcu i braciom to, co zrobili. Wyjaśnił, jakie
to wa\ne. I teraz wszystko się zmieniło.
Pogratulowałem Erniemu tego, co zrobił dla Marii.
- To nie był mój pomysł - powiedział. - To prot wymyślił.
Russell wydawał się niepewny, jakie zająć stanowisko wobec tego wszystkiego.
- To tylko za sprawą księcia demonów Belzebuba ten człowiek wypędza demony -
wymamrotał niepewnie i oddalił się, szurając nogami.
Maria patrzyła za odchodzącym.
- Oczywiście tylko na pewien czas.
- Dlaczego tylko na pewien czas? - zapytałem.
- Kiedy prot wróci następnym razem, zabierze mnie ze sobą!
131
SESJA PITNASTA
W niedzielę około południa Karen i Shasta pojechały do Adirondacks. Shasta była tak
radosna jak Maria dwa dni wcześniej - dobrze wiedziała, dokąd jedzie. Obiecałem, \e dołączę do
nich za jakiś tydzień.
Chip miał zapewnione zajęcie jako ratownik i zdecydował w końcu, \e zamiast towarzyszyć
swym rodzicom wapniakom, przeniesie się do przyjaciela, którego ojciec i matka równie\
wyjechali na wakacje. Poniewa\ miałem pozostać w domu sam, postanowiłem na ten czas
zamieszkać w szpitalu w pokoju gościnnym.
Po południu przybyłem do gabinetu dokładnie na czas sesji z protem, pocąc się obficie.
Dzień był bardzo gorący, a klimatyzacja nie działała. Wydawało się, \e to nie przeszkadza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl
  • Strona Główna
  • C.S. IGRZYSKA ŚMIERCI 01 IGRZYSKA ŚMIERCI
  • Jeff Erno Dumb Jock 01 Dumb Jock
  • Hilari Bell Goblin Wood 01 The Goblin Wood v2
  • McMann Lisa Sen 01 Sen
  • Dragonlance Anthologies 01 The Dragons Of Krynn
  • Janet Dailey Calder 01 This Calder Range
  • Gregory Benford Second Foundation 01 Foundation's Fear
  • Lyda Morehouse Archangel 01 Archangel Protocol
  • Anne Logston [Shadow 01] Shadow (pdf)
  • x_Elizabeth Hoyt The Raven Prince [Prince 01] (2006)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loviesia2000.opx.pl