[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Czy zmarły... To jest, czy Louey Santera, gwiazdor rocka, był pani mężem?
- Moim byłym mężem. Rozwiedliśmy się dwa lata temu.
- Napijesz się koniaku, Molly? - zapytał Ramsey. Potrząsnęła głową, ale po chwili wahania powiedziała:
- Dobrze. Może koniak rzeczywiście dobrze mi zrobi...
Ramsey nalał koniaku do trzech kieliszków. Detektyw O Connor uśmiechnął się i z nieukrywanym żalem odstawił swój
kieliszek na brzeg stołu.
- Dziękuję. Może pózniej...
- Nasza rozmowa na pewno trochÄ™ potrwa, detektywie.
Riley O Connor wyjął z kieszeni płaszcza mały magnetofon kasetowy.
- Czy mogę nagrywać? Tak byłoby najlepiej. Molly i Ramsey w milczeniu słuchali, jak detektyw zgodnie z procedurą
przedstawia siÄ™ oraz podaje datÄ™ i miejsce nagrania.
- Jak już mówiłem, sędzio Hunt, teraz, po tragicznej śmierci pana Santery, pojawi się tu nie mniej dziennikarzy niż na
procesie O. J. Simpsona. Bóg jeden wie, co się stanie, kiedy prasa i telewizja dowiedzą się o porwaniu pani córki, pani
Santera.
- Nic na to nie poradzimy - powiedział Ramsey. - Myślę, że ty powinnaś zacząć, Molly. Detektyw O Connor musi
poznać wszystkie szczegóły tej historii. Ten, kto wysadził w powietrze Loueya, w rzeczywistości planował zabić nas
troje...
- Tak - potwierdziła bardzo cicho. Wypiła kolejny łyk koniaku i postawiła prawie pusty kieliszek na stole.
Odchrząknęła. - Zaczęło się od porwania Emmy. Boże, to było zaledwie trzy i pół tygodnia temu, Ramsey...
- Czy Emma została uprowadzona z domu, pani Santera?
- Nie, z małego parku, który znajduje się tuż za naszym domem. Robiłam tam zdjęcia...
Przerwała i zamilkła. Zacisnęła dłonie tak mocno, że knykcie zupełnie zbielały.
- To nie była twoja wina, Molly - rzekł Ramsey ostro. - Opowiedz detektywowi O Connorowi, co się wydarzyło i nie
staraj się obwiniać, dobrze?
Właśnie wtedy drzwi otworzyły się szeroko i do pokoju wkroczyli agenci specjalni FBI Dillon Savich oraz Lacey
Sherlock Savich.
- Cześć, Ramsey - powiedział Dillon Savich. - Cieszę się, że cię widzę w jednym kawałku. Sprawa przybrała paskudny
obrót, nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości. Słyszeliśmy już o wybuchu bomby. Chyba pamiętasz Sherlock,
prawda? Dziwne, ale jakoÅ› nikt nie zapomina jej twarzy...
Savich spojrzał na O Connora i z uśmiechem wyciągnął do niego rękę.
- Pracujemy dla FBI - wyjaśnił. - Proszę się nie przejmować, nie mamy zamiaru odbierać wam sprawy. Jesteśmy
przyjaciółmi sędziego Hunta i postanowiliśmy trochę mu pomóc.
Doktor Loo lekko dotknęła nowego pianina Emmy i nacisnęła kilka klawiszy. Uśmiechnęła się.
- Umiesz grać Twinkle Twinkle Little Star? - zapytała. Ramsey się roześmiał.
- Zagraj podstawowy motyw i kilka swoich własnych interpretacji, dobrze, Emmo?
Emma siedziała ze wzrokiem wbitym w nowe pianino. Obudowa instrumentu była tak błyszcząca, że dziewczynka
widziała w niej odbicie swojej twarzy. Z trudem przełknęła ślinę i delikatnie położyła palec na górnym F. Nie nacisnęła
go. Potem powoli odwróciła się do doktor Loo.
- Przepraszam, ale nie mogę teraz grać - powiedziała. - To byłoby niewłaściwe. Moje stare pianino dopiero co umarło.
Ramsey zagryzł wargi, starając się zapanować nad wzruszeniem. Wziął Emmę na kolana, zostawiając pianino na małym
stole, i przygarnÄ…Å‚ jÄ… do piersi.
- Masz rację, skarbie, należy mu się odrobina szacunku. Musisz mieć trochę czasu, żeby je spokojnie opłakać. Możesz
przecież zagrać dla doktor Loo następnym razem...
Doktor Loo, która dowiedziała się już od Molly, co się stało, ani słowem nie wspomniała o tragicznej śmierci ojca
Emmy.
- Mason Lord, twój dziadek, przysłał tu rysownika, Emmo - odezwała się. - Chcielibyśmy, żebyś opisała człowieka,
który cię porwał, tego samego, którego twarz zobaczyłaś w oknie sypialni. Myślisz, że mogłabyś to zrobić?
Na twarzy dziewczynki odmalował się niepokój, lecz po chwili skinęła głową.
- Spróbuję, pani doktor.
Recepcjonistka wprowadziła do gabinetu starszego, łysiejącego mężczyznę. Nazywał się Raymond Block i od
dwudziestu siedmiu lat pracował w policji. Utrzymywał, że potrafi rozmawiać z dziećmi. Teraz usiadł obok Emmy i
otworzył szkicownik.
- Jesteś gotowa, Emmo? - zapytała doktor Loo. - Chwileczkę, panie Block. Muszę podrapać się pod gipsem.
Doktor Loo nie zostawiła ich samych w swoim gabinecie. Raymond Block przez następne czterdzieści pięć minut
rysował, poprawiał, poszerzał, wydłużał, wycierał niektóre fragmenty szkicu gumką i znowu rysował.
- To on - rzekła w końcu Emma.
Raymond Block odwrócił rysunek tak, aby doktor Loo, Molly i Ramsey dokładnie go widzieli.
- Ojej... - odezwała się niepewnie Molly, uważnie wpatrując się w doskonały szkic. - Jesteś pewna, że to tego człowieka
zobaczyłaś za oknem, Emmo? To on cię porwał?
- Tak, to on mnie ukradł, a potem wrócił i uśmiechał się do mnie przez szybę.
Ramsey pokręcił głową, usiłując opanować gwałtowne pragnienie śmiechu i płaczu równocześnie.
- Cóż, ten facet na pewno nie zajmuje się czyszczeniem basenów w Denver, Molly - powiedział. - Co to, to nie. Wydaje
mi się, że bardzo przypomina kogoś, kto mieszka w znacznie bardziej prestiżowej miejscowości...
Z doskonałego szkicu patrzył na nich prezydent Clinton. Jedynym szczegółem, który zdecydowanie różnił twarz
urzędującego prezydenta Stanów Zjednoczonych od narysowanej przez Raymonda Blocka, były bardzo zaniedbane,
zepsute i nierówne zęby.
Rozdział 19
Dwie godziny pózniej Ramsey i Molly siedzieli naprzeciwko Dillona Savicha oraz Sherlock w małym pokoju
śniadaniowym obok kuchni. Miles podał im kawę i specjalny chleb orzechowy, który upiekł z samego rana. Przyznał się,
że Emma powiedziała mu, jak bardzo lubi tego rodzaju chleb, zastrzegając, iż lubi wyłącznie włoskie orzechy. Miles i
Gunther stali w cieniu, tuż przy drzwiach wyjściowych.
- Tak jest - powiedział Ramsey. - Była to doskonała podobizna prezydenta Clintona.
Sherlock, która właśnie popijała świetną jamajską kawę Milesa, zakrztusiła się aromatycznym płynem. Savich poklepał
jÄ… po plecach.
- Spokojnie, Sherlock. Możliwe, że nie był to zaskakujący zbieg okoliczności, ale po prostu maska. Pytanie tylko, czy
ten facet przez cały czas nosił ją na twarzy? Normalny człowiek raczej by tego nie wytrzymał.
- Masz rację - przytaknęła Molly, podając Sherlock szklankę wody. - Znaczy to jednak także, że tym ludziom -
kimkolwiek są - zależało na żywej Emmie. Kazali porywaczowi nosić maskę, by potem nie mogła go zidentyfikować.
- Mimo to wszystko wydaje mi się kompletnie bezsensowne - rzekł Ramsey i położył na brzegu talerzyka kawałek
wydłubanego z chleba włoskiego orzecha. - Bo czemu właściwie miały służyć te pózniejsze próby odnalezienia Emmy i
zlikwidowania najpierw jej i mnie, a pózniej nas trojga? Jedno jest pewne, Savich - ktoś bardzo chciał dostać Emmę w
swoje ręce, ale czy żywą? Wcale nie jestem o tym do końca przekonany.
Sherlock pociągnęła mały łyk kawy i zadygotała nerwowo.
- Ta kawa jest pyszna, ale mam takie wrażenie, jakby próbowała mnie zabić... - mruknęła.
- Nie powinnaś jej pić - rzucił Savich. - Jesteś w ciąży, a mocna kawa to trucizna.
- Dzięki, że mi o tym przypomniałeś - warknęła Sherlock. Złapała się za brzuch i wybiegła przez drzwi, które Miles
domyślnie otworzył i przytrzymał.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]