[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ubrania.
Był bardzo podekscytowany i czuł, że musi zanurzyć się w jej
ciele. Najpierw chciał jednak nasycić nią swój wzroki palce. Przesunął
dłonią po jej brwi, policzku, szyi, jak niewidomy, który patrzy
palcami. Dotykał jej, opuszczał dłonie niżej, odkrył, że krągłość jej
piersi idealnie pasuje do wypukłości jego dłoni. Nachylił się i zaczął
pieścić jej piersi ustami. Napięła ciało i wydała z siebie jęk rozkoszy.
Marissa była tak piękna, jak w jego wspomnieniach. Smukła,
miała szlachetny, elegancki typ urody. Kusząca, tajemnicza; Jefferson
miał ochotę ciągle odkrywać i odkrywać jej tajemnice. Była skarbem,
który chciał chronić, zachować na zawsze. Zawsze.
Teraz ona wyciągnęła ręce i zaczęła go pieścić. Nie omijała
żadnego miejsca na jego ciele. Jefferson czuł, że nie wytrzyma już
dłużej.
108
RS
- Przestań! - zawołał, po czym uniósł ją znowu i położył na
łóżku. Zanim jednak złączą się w jedno, musiała zrozumieć, że Cade
nie chce jej tylko na jedną noc. Ani nawet na dziesięć.
- Marzyłem o tej chwili - szepnął. - Pragnę cię tak jak nikogo i
niczego w życiu. Ale musisz mi powiedzieć ważną rzecz. Chcę ciebie,
ale tylko na zawsze. Powiedz mi, powiedz, czego chcesz. MuszÄ™
usłyszeć te słowa!
- Na zawsze to i tak za krótko! Jeśli obiecasz mi kochać mnie
tak, jak ja kocham ciebie, każdego dnia, zawsze, to chętnie będę z
tobą do końca życia!
- Ja też!
ZÅ‚Ä…czyli siÄ™ w jedno. Kochali siÄ™ i wraz z cielesnym uniesieniem
wzmagało się w nich głębokie uczucie prawdziwej miłości. Miłości,
która wypierała zadawnione bóle, zastępowała je. Przywracała
zdrowie obojgu kochankom.
Kochali się długo, przez pół nocy. Szeptali do siebie, pieścili się
dłońmi, ustami. Całowali. Złączali swoje rozgrzane ciała, pragnąc
wniknąć w siebie jak najgłębiej, przeniknąć siebie nawzajem, stać się
jednym.
Zmęczyli się tuż przed świtem. Leżeli już nieruchomo, zbyt
wyczerpani fizycznie, żeby robić cokolwiek, poza szeptaniem sobie
nawzajem ostatnich przed zaśnięciem stów kocham cię". Zapadli w
sen, złączeni w miłosnym uścisku.
Kiedy się rozwidniło, Marissa wstała, podniosła zmiętą sukienkę
i wyszła na werandę. Owionęło ją chłodne, świeże powietrze. Włożyła
sukienkę, usiadła na schodkach i patrzyła, jak kanion budzi się do
109
RS
życia. Na horyzoncie widać było światło. Nadawało ono niebu i
ścianom kanionu przepyszne kolory.
Nie wiedziała, jak długo tak siedzi, kiedy usłyszała kroki
Jeffersona. Usiadł koło niej.
- Dzień dobry, kochanie! - powiedział. - Tęskniłem za tobą,
kiedy się obudziłem. Pomyślałem, że może schowałaś się przede mną.
Uśmiechnęła się.
- Nie schowałam się. Nie uciekłam. Jestem. Podziwiam poranek.
Przesunął palcami po jej twarzy, włosach, pocałował w czoło.
- Czy jesteś zbyt zmęczona, żebyśmy pózniej przejechali się na
Gitano i Black Jacku? Mam dla ciebie niespodziankÄ™.
- NiespodziankÄ™?
- Nie powiem ci jaką, bo inaczej to nie będzie niespodzianka.
Ale najpierw może popływamy sobie w strumieniu i wykąpiemy się?
- Popływamy? - Z tego, co wiedziała Marissa, w najgłębszych
miejscach strumień sięgał człowiekowi najwyżej do pasa.
- Za pastwiskiem jest mały wodospad. Steve zrobił tam
niewielką tamę i zainstalował generator. Przed tamą powstało
jeziorko. Specjalnie ukształtował teren i zieleń, żeby było tam pięknie.
Zrobił to w prezencie dla Savannah.
Marissa nie miała pojęcia o istnieniu jeziorka.
- Czy to daleko? Pójdziemy tam, czy pojedziemy konno?
- Pojedziemy samochodem.
Ruszyli do półciężarówki. Marissa nie miała pod sukienką nic.
Jefferson wyglądał raczej oryginalnie tylko w dżinsach i kowbojskim
stetsonie. NiewÄ…tpliwie bardzo seksownie.
110
RS
- No, to jedziemy.
Jazda była bardzo przyjemna - Marissa nie widziała jeszcze z
bliska tej części kanionu. Kiedy podjeżdżali do wodospadu,
zorientowała się, że widywała go codziennie, ale z dużej odległości;
myślała, że to załom skały. Zatrzymali się koło jeziorka.
- Piękne, prawda? - spytał po chwili Cade.
- Rozkoszne!
- Woda jest w tych okolicach skarbem cenniejszym od złota -
ciągnął Jefferson. - To dlatego Jake Benedict od zawsze chciał
posiadać ten kanion; i pewnie ciągle by chciał, mimo że należy on
teraz do jego córki i jej męża.
- Jak to się właściwie stało, że mistrz z rodeo stał się
właścicielem kanionu i rancza? - spytała Marissa.
- Dostał je w prezencie. Steve uratował życie przyjacielowi,
ryzykując przy tym swoje. Przyjaciel, który także występował w
rodeo, był właścicielem kanionu Sunrise. Od lat zmagał się ze starym
Jake'em i uznał, że ma w życiu ciekawsze rzeczy do roboty. - Słowa
starym Jake'em" Cade wypowiedział z sympatią i szacunkiem.
- Lubisz Jake'a Benedicta, prawda? - chciała się dowiedzieć
Marissa.
- Tak. Potrafi być prawdziwym sukinsynem. Ale uczciwie
walczy o to, co chce mieć. Tak samo uczciwie walczyła Savannah.
- Savannah chciała wyjść za Steve'a? Jefferson roześmiał się.
- Tak, ale to długa historia. - Ruszyli w stronę jeziorka. -
Powietrze jest ciepłe, ale woda będzie zimna. Słońce nie zdążyło jej tu
ogrzać. Jesteś gotowa do zanurzenia się w niej?
111
RS
Woda faktycznie była zimna, ale przyjemna i orzezwiająca.
Kąpiel była dla Marissy i Jeffersona odpoczynkiem. Usiedli pózniej
na rozłożonym na trawie ręczniku. Miejsce było wprost prześliczne.
Marissa odnajdywała w nim tak potrzebny jej spokój. Powstało dzięki
miłości dwojga ludzi i świetnie nadawało się do miłości.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]