[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ekscytacja ściska mi płuca. Z jakiegoś powodu nie wydaje mi się, by była to awaria sieci
elektrycznej.
Z głośników zaczyna płynąć muzyka i natychmiast rozpoznaję piosenkę. To Till
I Collapse Eminema. No co? Słuchałam kiedyś rapu. Zwiatła się nie zapalają. Kilka taktów pózniej
pojedynczy jasny strumień pojawia się nad sceną, oświetlając Jaya, jakby pojawił się znikąd. Moją
skórę mrowi ciężki rytm piosenki. Jay zdjął czarną koszulę, którą zastąpił prostą, czarną kamizelką.
Jego muskularne ramiona i tatuaże uwydatniają się, kiedy trzymając ręce przed sobą, pokazuje parę
błyszczących kajdanek spinających jego nadgarstki.
Uśmiecha się lekko. Czy to subtelna szpilka wymierzona w artykuł Uny Harris? Tak mi się
wydaje.
Publiczność zaczyna klaskać, aplauz jest tak ogłuszający, że wydaje mi się, iż sala pełna jest
zagorzałych fanów Jaya, ponieważ tak naprawdę nic jeszcze nie pokazał. Uśmiecha się teraz
szeroko do wszystkich, podchodząc do krawędzi sceny, a kiedy odnajduje mnie wzrokiem, puszcza
do mnie oko. Wow, mam gęsią skórkę. Fakt, że jedynym zródłem światła jest snop padający na
scenę sprawia, że oczekiwanie na to, co może się stać, jest jeszcze bardziej absorbujące.
Jay wyciąga ręce w geście nakazującym wszystkim cierpliwość, po czym sięga do kieszeni.
WyciÄ…ga z niej niewielki kluczyk i pokazuje go zgromadzonym. To klucz do kajdanek. Unosi go
w powietrze, po czym wrzuca sobie do ust. Jego grdyka porusza się, gdy przełyka.
Spacerując po scenie, demonstruje publiczności wytrzymałość kajdanek. Próbuje odsunąć
od siebie ręce, ale kajdanki trzymają mocno. Wykręca dłonie, ale dalej nic. Co on, u diabła,
zamierza zrobić?
Oczekuję, że w którymś momencie obróci się już bez kajdanek, ale nic takiego się nie
dzieje. Zamiast tego nadal próbuje je rozerwać. W pewnej chwili łączący je łańcuszek zamienia się
w piasek i długim strumieniem opada na scenę. Sekundę pózniej, Jay rozrywa kajdanki na pół.
Publiczność pokrzykuje i bije brawo.
Następnie Jay wyciąga zza paska spodni nóż, unosi go do piersi i demonstrując, jaki jest
ostry, rozcina materiał kamizelki. Potem w okamgnieniu odwraca nóż i podrzuca go w górę, a ten
opada, wbijając się bezpośrednio w jego stopę. Wszyscy na sali wciągają gwałtownie powietrze.
Jay przybiera zdezorientowany wyraz twarzy i unosi nogę, po czym pochyla się, by sprawdzić, czy
nóż przeciął but. Widać przy tym wystający z podeszwy ostry koniec noża. Mężczyzna chwyta za
rękojeść i wyciąga nóż, przy czym zapewne nie tylko ja się krzywię. Siedząc w pierwszym rzędzie,
jestem tak blisko niego, że wygląda to okropnie. Chociaż to nie może być prawdą, ponieważ na
nożu nie ma krwi, a kiedy Jay ponownie pokazuje but, jest całkiem jak nowy.
RozlegajÄ… siÄ™ brawa.
Następnie Jay wyciąga z kieszeni mały, czarny pistolet i przykłada go sobie do skroni. Znów
się krzywię, a krew szumi mi w uszach. Trauma z przeszłości zaprogramowała we mnie panikę na
ten widok. Nawet jeśli wiem, że to tylko sztuczka, całe moje ciało pokrywa się gęsią skórką. Siedzę
na skraju krzesła, gdy Jay pociąga za spust i rozlega się głośny huk, a po drugiej stronie jego głowy
wybucha konfetti. Moje serce gubi rytm i natychmiast zaciskam powieki. Od zawsze bojÄ™ siÄ™
pistoletów, nawet tych, które nie są prawdziwe.
Rozlegają się oklaski niemal tak głośne, jak wystrzał broni.
Jay bierze pistolet i nakrywa go obiema dłońmi. Kiedy je otwiera, przedmiotu już nie ma,
a w jego miejsce pojawia się latający ptak. Gołąb. Jedna z jego pupilek! Widok symbolu wojny
zmieniającego się w symbol pokoju w jakiś sposób mnie uspokaja. Robi coś takiego z moim
umysłem, że łagodzi traumę. Gołębica lata nad głową Jaya, po czym ląduje na jego ramieniu.
Magik chwyta ją, trzymając jak wcześniej pistolet. Przesuwa nad nią wolną dłonią i jeden ptak
przemienia siÄ™ w dwa. O cholera!
Trzyma po jednej gołębicy w każdej ręce. Otwiera dłonie i ptaki przelatują nad
publicznością na koniec sali. Jay pociera szybko ręce, jego skóra zaczyna dymić, a po chwili
wybuchają na niej płomienie, jakby dobywały się z jego skóry. Tłum szaleje, a płomienie rosną. Ze
swojego miejsca czuję ich gorąco, więc muszą być prawdziwe. Podczas widowiska na ścianie za
sceną pojawiają się dwa czerwone diabelskie rogi, sprawiając wrażenie, jakby wyrastały z głowy
Jaya.
Ogień i siarka.
Tak. Z pewnością miałam wcześniej rację, opisując go jako seksownego diabła.
Sięga do czarnego sznurka, który ma na szyi, i wyciąga jedną z tych strasznych masek
Jasona z Piątku, trzynastego, po czym zakrywa nią twarz. Grupka ludzi siedzących z tyłu zaczyna
głośno wiwatować. Ach, już rozumiem, przecież jego pełne imię brzmi Jason.
Przez dłuższą chwilę stoi na scenie bez ruchu, z wyciągniętymi rękami, po czym w jakiś
cudowny sposób zaczyna unosić się w powietrze i zawisa jakieś pół metra nad sceną. Porusza
dłońmi, a kurtyna zawieszona obok sceny zaczyna gwałtownie falować, jakby rozwiewał ją mocny
wiatr. Jay wskazuje na krzesło umieszczone po jednej stronie sceny, które również wzlatuje
i rozbija się po drugiej stronie pomieszczenia. Siedząca za mną kobieta wydaje stłumiony okrzyk.
Wspominałam, że on nadal się unosi? Dosłownie lata w powietrzu. To jakaś magiczna
sztuczka. Z podłogi dobywa się biały dym, jego gryzący zapach dociera do mojego nosa.
Jay unosi siÄ™ jeszcze przez chwilÄ™, po czym opada na scenÄ™. Kiedy oklaski zamierajÄ…,
zdejmuje maskę, przesuwając ją na tył głowy. Jednak gdy odsłania twarz, okazuje się, że to nie Jay.
To Jessie. Jest niemal tego samego wzrostu, ma podobne tatuaże, ale nie ma tej samej budowy.
I zdecydowanie nie jest Jayem.
Gdzie on się podział?
ROZDZIAA DWUNASTY
Zwiatło reflektora wędruje od Jessie stojącej na scenie, w dół do środka widowni, po kraniec
sali. Wszyscy podążają za nim wzrokiem, aż ląduje na Jayu, który jak gdyby nigdy nic stoi za
ostatnim rzędem krzeseł i trzyma Ellen i Portię, swoje dwie gołębice.
Mężczyzna macha do publiczności, po czym światło znów gaśnie i spowija nas całkowita
ciemność. Zapala się dosłownie sekundę pózniej, tym razem z prawej strony sceny, gdzie teraz stoi
Jay, trzymając gołębie. Dobra, jak znalazł się tam tak szybko? To naprawdę nie jest możliwe.
Mój umysł zmienia się w papkę.
Piosenka się kończy, a publiczność wiwatuje jeszcze głośniej. Kiedy milknie, Jay spogląda
na swoje nadgarstki, gdzie nadal znajdują się obręcze pękniętych kajdanek.
Wiecie co? mówi, spoglądając na publiczność. Trochę mnie ocierają. Ktoś ma klucz?
Połknąłeś go krzyczy ktoś z tyłu.
Jay drapie się po głowie, przy czym wygląda, jakby się zastanawiał.
Ach tak, no przecież. Cholera, to nie było mądre. Ale, hej, jesteście pewni, że go nie
macie? Jego spojrzenie ląduje wprost na mnie, przez co nieco się wzdrygam. Aż do tego momentu
byłam jakby niewidzialna na swoim miejscu pośród tłumu, ale wzrok Jaya sprawia, że czuję się,
jakbym dosłownie świeciła.
Hej, ty w fioletowej sukience woła do mnie z uśmiechem. Nie masz kluczyka?
Kręcę głową, planując opieprzyć go pózniej za wyróżnienie mnie, gdy słyszę, jak coś
dzwoni. Sięgam z boku twarzy i nagle czuję, że mam coś w uchu. Dotykam płatka i czuję metal.
Cholera jasna! To nie może być klucz do jego kajdanek. Przełknął go, a przynajmniej tak to
wyglądało. Niemożliwe, bym miała go przy uchu. To po prostu niemożliwe.
Zwiatło reflektora wraz ze spojrzeniami wszystkich zgromadzonych ląduje na mnie, kiedy
dotykam kluczyka zawieszonego na kolczyku wpiętym w ucho. Jay schodzi ze sceny i podchodzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]