[ Pobierz całość w formacie PDF ]
którymś momencie się zregeneruje. - Głos łudząco podobny do tonu Alexy
brzmiał jeszcze przenikliwiej; oba demony wyraznie rozkoszowały się szansą
zadrwienia z Luciena, który dusił się w ciemności swojej maski.
- Och, Glebb. Zapomniałeś? Przecież istotę cienia może zabić inna
istota cienia, a wystarczy jej kieł i pazur. Czy też, jak w tym wypadku,
przebiegłość i ślina.
Zachichotali, przyglądając się, jak Lucien próbuje uwolnić się z lepkiej
masy. Zaczął słabnąć, aż wreszcie, miotając się, opadł na podłogę, na co tamci
zareagowali dzikim śmiechem. Jeszcze trochę się rzucał, rozciągnięty na
podłodze, lecz jego ruchy stawały się coraz wolniejsze, aż w końcu
znieruchomiał.
Istota o imieniu Glebb wyłoniła się z kąta, w którym dotąd się ukrywała, i
podeszła do Luciena. Oba demony występowały w swojej prawdziwej postaci
- otwarto tymczasowy most między tym światem a Otchłanią, obejmujący
cały budynek, w którym się znajdowały. Dzięki temu nie musiały wciskać się
w niewygodną ludzką skórę, co normalnie miało miejsce, gdy przechodziły
na poziom człowieka. Sukub był wysoką, mlecznobiałą istotą pozbawioną
włosów. Jego skóra wydawała się za duża i zwisała fałdami na różnych
częściach ciała. Podchodząc ostrożnie, powłóczył nogami. Spojrzawszy na
leżącego wampira, dwukrotnie kłapnął szczęką i nieprzyjemnie trzasnął
małymi, ostrymi ząbkami.
- Nie żyje? - zapytał.
- Tak myślę. Najlepiej przekonajmy się, co? - powiedział dżin pluj,
szczerząc zęby w paskudnym uśmiechu.
Hopper podszedł i uniósł wysoko nad głowę drewniany kołek. Potem
opuścił go szybko i z całej siły wbił w pierś wampira.
25
- Powinniśmy trzymać się razem - powiedział cicho Tom, podążając w
mrok przed Treyem. - Niedobrze jest się rozdzielać. Sami się podkładamy
Kalibanowi.
Trey poszedł za Tomem i obaj ostrożnie zbliżyli się do drzwi na końcu
korytarza. Irlandczyk, odbezpieczywszy karabin, włączył latarkę umocowaną
pod lufÄ….
Skupiony, skinął głową na towarzysza.
- Trudno przewidzieć, co nas tam czeka. Kaliban wie, że przyszliśmy, a
nie mam pojęcia, jakie siły Otchłani nam przeciwstawił. Trzymaj się mnie i
wykonuj moje polecenia, dobrze?
Wilkołak spojrzał na niego z góry i skinął głową.
Tom, zerknąwszy na drzwi, wziął głęboki oddech.
- Jak to rozegramy? - zapytał, wskazując głową wejście.
Trey uniósł stopę i kopnął w drzwi. Wyrwane z zawiasów, wpadły do
wnętrza pustego pomieszczenia, a hałas przerwał niepokojącą ciszę w
budynku.
- Och, bardzo subtelnie! - zawołał Tom i omiótł światłem latarki kąty
pomieszczenia. Trey wbiegł za nim, schylając głowę pod futryną, po czym
stanÄ…Å‚ u boku przyjaciela w pustym pokoju. - Jak ci siÄ™ to podoba? ZapraszajÄ…
na imprezÄ™, a nikt nas nie wita.
Coś było nie tak. Trey rozejrzał się po pokoju, lecz nic nie dostrzegł w
ciemnych kątach i zakamarkach. Sierść mu się zjeżyła, gdy poczuł fetor
wypełniający pomieszczenie. Tom uśmiechnął się krzywo i dał znak, by
przeszli do dwuskrzydłowych drzwi po lewej stronie. Zdążył wejść na drugi
stopień, kiedy został zaatakowany.
- Pająki z Nrgalu! Ich trucizna jest śmiertelnie niebezpieczna. Treyu,
biegnij! - zawołał i odchylił głowę na lewo, by uniknąć potwornych kłów.
Ogromna istota podobna do pająka dorównywała wielkością psu i była cała
czarna, z fasetką czarnych oczu. Z porośniętego szorstką sierścią, bulwiastego
odwłoku wysuwały się mocne, pokryte chityną kończyny, starając się
pochwycić Toma i wbić w jego ciało jadowite, haczykowate zęby.
Mężczyzna spróbował wystrzelić w pysk atakującego monstrum pocisk,
lecz potwór zdążył zahaczyć nogą jego ramię, więc użycie broni mogło
okazać się niebezpieczne. Uzyskawszy pewną przewagę, napastnik
przyciągnął do siebie ofiarę i uniósł głowę, aby zadać śmiertelne pchnięcie.
Trey zaatakował bestię, zaciskając szpony na odwłoku w miejscu, gdzie
trudno było oddzielić głowę od tułowia. Zacieśnił uścisk, lecz istota nie
puściła ofiary, na którą czekała tak długo. Trey skupił się na głowie, starając
się odciągnąć pająka od Toma i uniemożliwić mu wstrzyknięcie śmiertelnej
trucizny.
Z sufitu spuścili się nowi przeciwnicy o wygłodniałych oczach, w których
odbijały się wydarzenia na dole, gdy spieszyli przyłączyć się do ataku.
Trey nie mógł oderwać napastnika od Toma. Całą siłę zużył na to, by
uniemożliwić mu ukąszenie przyjaciela. Zaryczawszy z wściekłości,
spróbował wgryzć się w głowę monstrum w nadziei, że stwór wypuści Toma
z uścisku. Usłyszał raptem nieprzyjemny trzask oka pająkowatego demona,
któremu towarzyszyło przeciągłe wycie. Ciało istoty wygięło się w agonii, a
kończyny z niewiarygodną prędkością zwróciły się ku Treyowi.
Gdy nieprzyjaciel się odwrócił, unosząc dłuższe przednie kończyny, by
pochwycić Treya, chłopak dostrzegł miękką część odwłoka. Zakrzywił palce i
głęboko rozorał pazurami skórzaste podbrzusze. Wnętrzności stwora
wypłynęły na zewnątrz i zawisły nad podłogą niczym koszmarne wahadło.
Trey cofnął dłoń i patrzył, jak napastnik osuwa się na podłogę, a jego ciało
oblewa substancja czarna niczym smoła.
- Treyu, jest ich zbyt wiele. Biegnij, szybko! - zawołał Tom, wskazując na
zbliżające się pająki. Popchnął wilkołaka w kierunku dwuskrzydłowych
drzwi, omiatając sufit serią z karabinu, która wypełniła zamknięte
pomieszczenie kakofonią dzwięków i sprawiła, że Trey aż zamrugał, gdy te
odgłosy naparły na jego uszy.
Przyjaciele podbiegli do drzwi i zatrzymali siÄ™ tylko na moment, by Tom
wyjął granat spod kamizelki. Wy rwał zawleczkę i potoczył go po podłodze w
kierunku demonów, które zmierzały w ich stronę. Chwycił Trey a za ramię i
wypchnął go na korytarz, po czym zamknął drzwi i obaj usunęli się na bok.
Siła wybuchu była tak duża, że fala dzwięku i dymu wyłamała je. Tom, który
stał pochylony nad ogromną sylwetką wilkołaka, zerwał się na nogi i puścił
serię z karabinu w kłębiący się dym, a potem następne, aż wystrzelał
wszystkie naboje.
Wtedy wycofał się do Treya i zmienił magazynek. Kiedy dym się trochę
rozwiał, zajrzeli do pokoju; zobaczyli porozrzucane fragmenty ciał
demonów-pająków.
Gdzieś za ich plecami ktoś zaklaskał. Odwrócili się błyskawicznie i ujrzeli
wysoką, świetliście bladą istotę o płonących oczach, której spojrzenie
obiecywało jedynie śmierć. Trey poczuł nienawiść bijącą z tamtych ślepi i od
razu się domyślił, że ma przed sobą tego, kto pragnie jego zniszczenia -
Kalibana.
- Potrafimy z klasą wejść na scenę, co?
26
Hopper spojrzał na ciało Luciena i z obrzydzeniem pokręcił głową.
- Wampiry, zarozumiałe dupki - powiedział. - Mroczni panowie nocy, też
coś! Wystarczył kobiecy głos i zwykły podstęp.
- Hopper, lepiej uważaj na to, co mówisz o rasie Kalibana, bo on jest w
tym samym budynku. W jakiś sposób słyszy wszystko - przemówił Glebb już
swoim głosem i podszedł do towarzysza.
- Szkoda, że nie przyszła tu ta szumowina, Tom - rzekł dżin. - Z radością
rozerwałbym go na strzępy, kawałek po kawałeczku. Chętnie go posmakuję.
Będzie mój, zobaczysz. Dostanę go w nagrodę za to. - Pokazał głową na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]