[ Pobierz całość w formacie PDF ]
objazdowym cyrku na podgrodziu Dobrze Skonstruowanego Miasta. Miał gęstą czarną brodę i
włosy niemal tak długie jak Arla. Nie potrzebowałem fizjonomiki, by dostrzec, że jego dłonie,
głowa, krótko mówiąc, każda część jego ciała stanowi afront dla zdroworozsądkowej natury. Nie
tylko był wielki i potężny, ale nie dawał zbyt wielu oznak ludzkiej inteligencji. Gdy wydawałem
mu rozkazy, odpowiadał chrząkaniem i kiwnięciami głowy. Posłałem go, by przyprowadził
pierwszego z badanych, po czym rozłożyłem przyrządy na kamiennym ołtarzu, tak jak
poprzedniego wieczoru.
Skoro ośmioletnia Alice, którą wszyscy podejrzewali o to, że ojciec nakarmił ją owocem,
znała wszystkie odpowiedzi, chciałem się dowiedzieć, kto zadaje pytania. Usiadłem przed jej
nagą figurą, udając, że coś zapisuję w swoim maleńkim kajecie szpilką i atramentem. Wraz z
utratą wiedzy zatraciłem system zapisu, obecnie zdający mi się jakąś ekstrawagancką,
niezrozumiałą kursywą. Gdy przepytywałem dziewczynkę, Arla dokonywała pomiarów
kraniometrycznych.
- Alice - zapytałem - czy jadłaś biały owoc?
- Jadłaś biały owoc - powiedziała, gapiąc się na mnie z wyrazem twarzy, przy którym Calloo
wyglądał jak mędrzec.
- Alice - kontynuowałem - czy twoje myślenie ostatnio się zmieniło?
- Spieniło - powiedziała. Potrząsnąłem głową, zniecierpliwiony.
- Czy widziałaś owoc? - zapytałem. - Biały owoc. Widziałaś go?
- Wisiałaś dno - odpowiedziała.
- Czy ty coś z tego rozumiesz? - zwróciłem się do Arli.
Pokręciła głową, podeszła do mnie i szepnęła, że dziewczynka znajduje się na szczeblu
minus drugim skali inteligencji, ale pomiary wskazują, że ma czyste serce.
- Następny! - wrzasnąłem.
Ojciec okazał się równie błyskotliwy jak córka. Wyróżniał go natomiast niespotykanych
rozmiarów penis, stanowiący oczywiste anatomiczne świadectwo tępoty. Arla z wielkim
zacięciem zabrała się do jego mierzenia, ale przerwałem jej w połowie, mówiąc szorstko:
- Nic tu nie znajdziesz. Następny!
Gdy obliczenia Arli i moje intuicyjne z konieczności oceny oczyściły z zarzutów głównych
podejrzanych, zabraliśmy się za resztę miasteczka. Do tej pory mój plan, polegający na
udawaniu, że wykorzystuję sposobność, do udzielania nauk swojej asystentce, całkiem się
sprawdzał. No i co znalazłaś? - pytałem, ilekroć dokonała pomiarów jakimś przyrządem.
Posługiwała się chromowymi narzędziami z wielką wprawą, wykrzykując liczby, które miałem
notować w swoim kajeciku. Oczywiście zamierzałem pozwolić jej przyłapać złodzieja w moim
imieniu. Od czasu do czasu Arla miewała chwile wahania i spoglądała na mnie pytającym
wzrokiem. Kontynuuj - mówiłem wtedy. - Dam ci znać, jeśli popełnisz błąd . Po takiej zachęcie
dziewczyna uśmiechała się, jakby w podzięce za moją wielkoduszność, i wyglądało na to, że cała
sprawa zakończy się bardziej pomyślnie, niż przypuszczałem.
Badani zaś przewijali się przez ołtarz jeden po drugim - niekończący się koszmar ohydy i
paskudztwa. Przy ślepocie, która mnie ogarnęła, wyłuskanie z tego grona złodzieja było równie
trudne jak znalezienie łajdaka w sali pełnej prawników. Ich nagość była strasznie denerwująca.
Wszystkie te cielska i ich wywalone na wierzch seksualne atrybuty sprawiały, że żołądek
podchodził mi do gardła. Kiedy Arla kazała żonie burmistrza się pochylić, zapaliłem papierosa w
nadziei, że dym zasłoni przede mną jej żałosne tajemnice.
Potem, przy dwudziestym badanym - mężczyznie nazwiskiem Frod Geeble, właścicielu
tawerny - Arla przerwała kalibrowanie pępka i zwróciła się do mnie:
- Lepiej niech pan powtórzy pomiar.
Zerknąłem na nią nerwowo, a ona zmrużyła oczy, jakby przez moment mnie przejrzała.
Szybko odłożyłem kajet i podszedłem do badanego. Arla podała mi przyrząd: pamiętałem jego
nazwę, ale nie miałem pojęcia, jak się nim posługiwać. Zamiast więc wziąć kalibrownicę,
pochyliłem się i przytknąłem lewe oko do pępka grubego mężczyzny, jakbym spoglądał w
teleskop. Nie wiedząc, co robić dalej, wepchnąłem w otwór palec wskazujący. Frod Geeble
beknÄ…Å‚.
- Ciekawe - powiedziałem.
- Jaka liczba panu wychodzi? - zapytała Arla.
- Właśnie miałem zapytać o to ciebie - odparłem.
- Nie mam pewności. Odkryłam świadectwo demoralizacji w postaci obfitego owłosienia
brwiowego - powiedziała.
- Nie przejmuj się niepewnością - zachęciłem ją.
- Ale& zeszłej nocy czytałam w pańskim dziele Nieforemna otyłość i inne teorie
fizjonomiczne, że fizjonomista nigdy nie powinien wydawać sądów, gdy nie jest absolutnie
pewien.
Nadal robiąc wszystko, by uniknąć zdemaskowania, wstałem, zajrzałem Frodowi Geeblebwi
w oczy i zadałem sobie pytanie: Czy ten człowiek mógł skraść święty owoc? . Ze zdumieniem
uświadomiłem sobie, że tylko tak mogą oceniać drugą osobę ci, którym brak naukowej wiedzy.
Niechlujność takiej metody wywołała we mnie dreszcz odrazy na myśl o nieprzeniknionych
ciemnościach, w jakich wciąż żyją ci wszyscy ludzie. Mimo to jednak odniosłem wrażenie, że
Geęble nie popełnił tej zbrodni.
- Ma orzechowe oczy - powiedziałem. - Niepotrzebnie się martwisz.
- Zatem jest niewinny - odrzekła.
- Darmowe drinki w tawernie dla waszej ekscelencji - rzekł Geeble, ubierając się.
Calloo już szedł po kolejnego delikwenta, gdy zawołałem za nim:
- Proszę tym razem przyprowadzić burmistrza! Zwalisty górnik wyszczerzył się od ucha do
ucha i po raz pierwszy przemówił wyraznie.
- Z przyjemnością, ekscelencjo. Sam musiałem się uśmiechnąć.
Burmistrz podszedł do nas z dłońmi splecionymi na częściach intymnych. Arla bez
skrupułów przebadała go wszystkimi moimi przyrządami, tak jak pozostałych. Gdy skończyła
dyktować mi pomiary, a ja udałem, że zapisuję je szpilką w kajecie, poprosiłem, by się odsunęła.
Burmistrzowi, choć nie był fizjonomistą, wystarczyło jedno uważne spojrzenie, by odczytać moje
złośliwe zamiary. Fałdy luznej skóry na jego piersi i brzuchu oraz dolna warga poczęły drżeć.
- Wiem - powiedział i zaśmiał się nerwowo - nigdy dotąd nie widział pan takiego
fascynujÄ…cego okazu.
- Przeciwnie - odparłem - bardzo mi przypomina świnię.
- Nie jestem złodziejem - rzekł, odzyskując powagę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]