[ Pobierz całość w formacie PDF ]
siedemdziesiąt sześć kilometrów od domu Weroniki. Dokładnie tyle.
Tata kiedyś to sprawdził, a Weronika zapamiętała. Bardzo rzadko
odwiedzali babciÄ™. Zazwyczaj bywali na jej imieninach, czasami
przyjeżdżali na święta. Kontaktowali się też rzadko, jakieś świąteczne
kartki, list od wielkiego dzwonu przeważnie od babci, bo mama w
odpowiedzi wysyłała kartkę albo w ogóle zapominała odpisać. Babcia
nie miała telefonu. Czasami zadzwoniła od jakiejś ciotki albo z poczty,
ale nieraz nie odzywała się i przez dwa miesiące. Tak więc brak
informacji od babci nie był niczym niezwykłym. A jednak pewnego
ranka Weronika obudziła się z myślą, że z babcią dzieje się coś złego. I
była to myśl tak silna, że nijak nie mogła się od niej uwolnić. Powtarzała
sobie, że przecież ciotka Anka trzy dni temu widziała się z nią i
wszystko było w porządku, a potem to samo powtarzała mama, gdy
Weronika namawiała ją, żeby odwiedzić babcię. Były wakacje, rodzice
mieli urlop, właściwie nic nie stało na przeszkodzie. Tylko że rodzice
nie chcieli jechać.
Przestań histeryzować powiedziała mama, kończąc
rozmowÄ™.
Lecz Weronika nie mogła się uspokoić. Usiłowała przekonać samą
siebie, że sobie coś ubzdurała, że z babcią na pewno wszystko jest w
porządku, ale niepokój jej nie opuszczał. Musiała to sprawdzić. Sięgnęła
po skarbonkę. Wyciągnęła wszystkie pieniądze, wrzuciła do torby
legitymację i klucz od babcinego mieszkania (babcia dała go kiedyś
mamie, tak na wszelki wypadek), napisała kartkę do rodziców i wyszła.
Pół godziny czekała na autobus, modląc się, żeby rodzice zbyt
wcześnie nie znalezli jej listu (zostawiła go w chlebaku, powinni tam
zajrzeć dopiero przy kolacji). Weronice zdawało się, że wskazówki
zegarka przesuwają się dużo wolniej niż zwykle; na widok
przechodzących policjantów schowała się w toalecie i przesiedziała tam
aż do przyjazdu autobusu.
Po trzech godzinach stała przed mieszkaniem babci i już po raz
trzeci dzwoniła. Naciskała przycisk z całej siły i trzymała bardzo długo.
Babcia miała głośny dzwonek i dobry słuch, o tej porze powinna być w
domu, bo nadawano jej ulubiony serial, a babcia chwaliła się, że nie
opuściła dotąd ani jednego odcinka, i nawet gdy kiedyś miała iść do
lekarza, to specjalnie poprosiła o zmianę godziny wizyty, żeby go
obejrzeć. W takim razie i teraz też musiała być w mieszkaniu. Dlaczego
więc nie otwierała?
Weronika sięgnęła do torby po klucz, ale była tak zdenerwowana,
że dobrą chwilę trwało, zanim udało się otworzyć drzwi.
Babciu krzyczała, zaglądając po kolei do wszystkich
pomieszczeń. Znalazła ją dopiero w łazience.
Blada jak śmierć leżała na podłodze, jęcząc z bólu. Złamała kość
biodrową, ale to okazało się dopiero pózniej, kiedy już pogotowie
zabrało ją do szpitala; na razie Weronika wiedziała tylko tyle, że babcia
upadła i nie może się ruszyć. Pobiegła do sąsiadki z naprzeciwka, ale jej
nie zastała, potem do drugiej i do trzeciej wszystkie drzwi były
zamknięte, w końcu otworzyła jej pani Aniela z parteru, poszła za
Weroniką na górę i zobaczywszy leżącą babcię, zbladła i złapała się za
serce, wołając:
O Jezu! Jezu!
Weronika przestraszyła się, że pani Aniela zemdleje albo dostanie
jakiegoś ataku serca i ją też trzeba będzie ratować. Babcia wspominała
kiedyś, że pani Aniela ma słabe serce, ale Weronika zupełnie o tym
zapomniała. Na szczęście pani Aniela wzięła się w garść. Odetchnęła
głęboko, łyknęła jakąś tabletkę i zarządziła:
Zostań tutaj, a ja biegnę do telefonu!
I Weronika została. A babci tymczasem zrobiło się gorzej.
Słabo mi jęknęła.
Chcesz wody, babciu? Albo może coś innego, jakieś lekarstwo
ci podać?
Babcia przecząco pokręciła głową. Usta miała zbielałe, a
ściągnięta bólem twarz zupełnie nie przypominała tej twarzy, którą
Weronika znała. Dziewczynka zupełnie nie miała pojęcia, co robić.
%7łeby szybko przyjechało pogotowie i żeby babci już nie bolało
modliła się w myślach, nasłuchując sygnału karetki. Ale pogotowie nie
przyjeżdżało, pani Aniela nie wracała i nikt poza nią nie mógł pomóc
babci. Gdyby tu była mama albo tata, albo gdyby ona uważniej słuchała
rozmów rodziców, może wiedziałaby, co robić... Usiadła obok babci,
złapała ją za rękę i trzymała tak, jak kiedyś babcia ją, gdy, będąc małą
dziewczynką, nie mogła zasnąć, bo bolał ją brzuch. Babcia miała
zamknięte oczy i Weronika nie wiedziała, czy ona zemdlała, czy
zasnęła, czy też... Nie! Odpędziła zaraz tę myśl.
Babciu! Obudz siÄ™! Obudz siÄ™, proszÄ™!
Boli... jęknęła babcia, nie otwierając oczu.
I wtedy Weronika poczuła to znowu. Mrowienie w palcach i
pulsujące ciepło przepływające przez jej dłonie splecione z drżącą dłonią
babci, która początkowo chłodna, rozgrzewała się z każdą chwilą, a
ciepło płynęło i płynęło... Aż wreszcie przyjechało pogotowie, zawiozło
babcię do szpitala, a pani Aniela zadzwoniła do rodziców Weroniki i
zajęła się nią do ich przyjazdu.
Przyjechali wieczorem i nie mogli się zdecydować, czy mają córkę
chwalić, czy ganić, więc dla spokoju sumienia pochwalili ją i zganili, a
Weronika w końcu nie wiedziała, czy zrobiła dobrze, czy zle, bo skoro
rodzice nie chcieli jechać, to przecież nie miała innego wyjścia i
następnym razem postąpiłaby tak samo.
Skąd wiedziałaś? pytali rodzice, próbując znalezć jakieś
racjonalne wytłumaczenie intuicji Weroniki.
Po prostu to czułam odpowiadała Weronika, a oni starali się
to jej czucie rozłożyć na czynniki pierwsze, tak aby stało się mierzalne,
możliwe do zbadania, zrozumiałe, i przestało niepokoić tajemnicą ukrytą
we własnej córce.
Jakie to uczucie? Gdzie to poczułaś? W którym momencie to
się zaczęło? Czy myślałaś wcześniej o babci? Czy coś takiego zdarzyło
ci się już wcześniej? Rodzice zasypywali ją pytaniami, powtarzali te
same po kilka razy albo formułowali je trochę inaczej i patrzyli na nią,
jakby była zwierzęciem w zoo albo jakimś dziwolągiem. A Weronice
było głupio, że nie potrafi na te pytania odpowiedzieć nie umie
odpowiedzieć tak, żeby ich zadowolić. Na szczęście po kilku dniach im
przeszło i znowu głównym tematem ich rozmów stały się różne
przypadki medyczne, a nie dziwne przeczucia Weroniki.
Jeszcze raz poczuła to ciepło, kiedy byli z Aukaszem w Paryżu.
Aukasz się przeziębił i w nocy dostał bardzo wysokiej gorączki. Był
strasznie rozpalony, momentami nawet majaczył, ale nie mieli
termometru i leków, więc Weronika robiła mu zimne okłady na czoło.
Moczyła ręczniki w lodowatej wodzie, gdy w rękach znowu poczuła to
gorące pulsowanie. Zmieniła okład, a potem położyła ręce na głowie
Aukasza i głaskała jego sklejone potem włosy, szepcząc:
Zpij... śpij spokojnie... sen przynosi uzdrowienie. I nuciła mu
jakąś melodię, która nie wiadomo skąd nagle się przyplątała, a kiedy
zamilkła, Aukasz poprosił, żeby śpiewała dalej. Zpiewała więc i robiła
mu te okłady. Wreszcie gorączka spadła. Aukasz zasnął, a Weronika
czekała jeszcze chwilę, aż mrowienie minie i jej ręce znowu staną się
zwyczajne. Wtedy przydarzyło jej się to po raz ostatni.
A teraz... Teraz siedziała obok dziewczyny, którą znała zaledwie
od kilku godzin, i nie wiedziała, co zrobić z pulsującym ciepłem
płynącym od ramion aż do koniuszków palców.
Daj mi rękę poprosiła nagle Ela.
Weronika spełniła jej prośbę, a Ela przymknęła oczy i oparła
głowę na ramieniu Weroniki. Siedziały tak razem w ciemnościach, w
ciszy przerywanej jedynie od czasu do czasu chrapaniem pani Heleny.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]