[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oraz Vivaldiego. Jego muzyka stała się tematem przewodnim.
Cała aula była jasno oświetlona. %7ładnych reflektorów na scenie ani
przyciemnionej widowni. Za każdym razem, gdy podnosiłam głowę, widziałam tłum.
Jak zawsze usiłowałam zatracić się w muzyce, ale to nie było tak proste jak podczas
gry w większej sali, gdzie siedziało przede mną nawet tysiąc osób. Gdy nie
widziałam twarzy, łatwiej wczuwałam się w muzykę.
Podczas tego występu byłam bardziej uważna i świadoma, że to ja ośmielam
uczniów występujących ze mną. Niektórzy z nich, zanim weszliśmy na podium,
trzęśli się niczym prześcieradło wywieszone do wyschnięcia na wietrze. Po raz
pierwszy od czasów liceum grałam przed rodziną i przyjaciółmi.
Rodzice, brat i siostra włożyli na tę okazję najlepsze ubrania i nawet moje
przyjaciółki Cait i Mary, które przyjechały specjalnie na ten koncert, miały na sobie
najbardziej eleganckie sukienki. Obie dziewczyny wyglądały na zmieszane. Rzadko
brały udział w takim wydarzeniu. Myśl, że nie spełnię ich oczekiwań, napełniała
mnie większym niepokojem niż obecność najsurowszych krytyków muzycznych.
Pierwsza część poszła dobrze. Miałam przed sobą piętnastominutową przerwę,
żeby złapać oddech. Nie dałam rady przejść przez salę i odebrać gratulacji od
sympatyków i ciekawskich mieszkańców, którzy chcieli zobaczyć, jak się zmieniłam.
Moja agentka powiedziała mi, że muszę włożyć więcej wysiłku i zaangażować się w
kontakt z publicznością. Ale sądzę, że tym razem nawet ona wybaczyłaby mi moją
powściągliwość.
W torebce zaczęłam szukać komórki, udając, że muszę odebrać ważny telefon,
a po chwili wymknęłam się bocznym wyjściem. Oparłam się o mur auli i
rozkoszowałam chłodnym powietrzem. Wreszcie przestało padać, chociaż chmury
były jak zwykle gęste i ciężkie. Powietrze przesycała wilgotna para. Trawa była
śliska od deszczu, a krople na drzewach lśniły w świetle księżyca niczym szklane
paciorki.
Moje myśli przerwał kaszel nieopodal, dostrzegłam światło zapalniczki. Ktoś
skrywał się w niemal zupełnej ciemności. Oświetlał go jedynie żar papierosa, ale
rozpoznałam ten charakterystyczny zapach i dojrzałam zarys głowy na nocnym
niebie. Pan Ivers.
Cieszę się, że udało nam się spotkać sam na sam powiedział.
Chciałem z tobą porozmawiać.
Czubek papierosa świecił niczym robaczek świętojański. Iversowi drżały ręce.
Tak?
Z pewnością nie planował mnie uwieść. Znów na niego spojrzałam. Mój
wzrok zaczął się przyzwyczajać do ciemności. Zapach papierosów nie stanowiłby
problemu, pomyślałam. Poza tym minęło trochę czasu, odkąd ostatnio widziałam się
z Dominikiem. Przez ciągłe podróże z miasta do miasta nie miałam ani chwili na
romanse, a po koncertach byłam tak wykończona, że padałam na łóżko.
Zastanawiałam się, czy nie zapłacić komuś za towarzystwo, ale Internet nie
okazał się pod tym względem pomocny: w większości kobiety oferowały swoje
usługi. Znalazłam zaledwie kilka poważnych ogłoszeń pochodzących od mężczyzn,
ale za bardzo się wstydziłam i bałam, że coś pójdzie nie tak, więc dałam sobie
spokój.
Może ponowne spotkanie z panem Iversem było interesujące, biorąc pod
uwagę stare czasy. Moglibyśmy wrócić w miejsca, w których wszystko się
wydarzyło.
Uśmiechnęłam się zalotnie i podeszłam trochę bliżej.
Wiesz, jestem pewna, że po występie znajdziesz sposób, żebyśmy znów
znalezli siÄ™ w szatni. Pewnie masz nawet klucz.
Czyś ty zupełnie oszalała?! syknął, wyraznie zszokowany moją
propozycjÄ….
Ale sądziłam, że...
Boże, nie. Za miesiąc biorę ślub. Chciałem tylko porozmawiać z tobą,
przeprosić i sprawdzić, czy... nie powiedziałaś o tym nikomu. Nie jestem bogaty, ale
jeśli to pomogłoby ci... dojść do siebie, zapłacę. Mam oszczędności. Nie za dużo,
ale...
Myślisz, że chcę pieniędzy? przerwałam.
Słuchaj, wiem, że to nie załatwia sprawy, a teraz jesteś na topie, więc
podejrzewam, że nawet nie potrzebujesz mojej forsy stwierdził z przekąsem.
Nie chcę twoich pieniędzy i nikomu nie powiem.
Dzięki Bogu. Dziękuję. Rozluznił się i zaciągnął papierosem. Przy
okazji, byłaś dobra. Grając na skrzypcach, oczywiście dodał z uśmiechem, gdy
rzucił niedopałek na trawę i przydeptał go z energią zazwyczaj widzianą przy
zgniataniu wyjątkowo odrażających insektów.
Odwrócił się i poszedł z powrotem do auli. Niemal w tej samej chwili rozległ
się dzwonek sygnalizujący, aby widzowie zajęli miejsca.
Przykucnęłam, obserwując koniec papierosa tlił się ostatkiem sił mimo
naporu buta. Rozbłysnął po raz ostatni i zgasł.
W tamtej chwili niczego bardziej nie pragnęłam niż Dominika.
10
Pod promenadÄ…
Pomyślałam sobie, że zadzwonię powiedziała Lauralynn.
Dominik od kilku tygodniu pracował nad powieścią. Poza nią miał niewiele
zajęć. Jego życie wypełniła rutyna. Obowiązkowe kilka godzin w bibliotecznym
gabinecie lub na plotkach z innymi wykładowcami o wydarzeniach w kręgach
literackich, potem powrót metrem do SoHo. Przestał jadać w restauracjach i kupował
jedzenie na wynos: czasami sushi, innego dnia coś meksykańskiego, włoskiego lub
ekologiczne jedzenie z Greenwich Avenue albo po prostu bajgle.
Początki nie były łatwe. Kursor na białym ekranie jego laptopa migotał
nieustannie. W głowie Dominik miał natłok pomysłów, które najczęściej znikały w
zimnym świetle racjonalnej myśli. Po początkowej fali entuzjazmu dla nowego
projektu zdał sobie sprawę, że pisanie o faktach jest znacznie łatwiejsze. Wystarczy
trzymać się przebadanych elementów, zaprezentować je w jasny i przekonywający
sposób, a następnie podsumować. Z fikcją sprawy wyglądały zupełnie inaczej.
Znał historię, którą chciał opowiedzieć, niemal w każdym szczególe: miał
wizję bohaterów, ich reakcji, tańca śmierci oraz przyjemności, którą będą z niego
czerpać. Mimo to nie mógł się skupić na książce. Wejść w skórę bohaterów. W pełni
zrozumieć, co nimi powoduje, jakby byli kimś więcej niż wytworem jego wyobrazni.
Odłożył książki, kopie starych magazynów i artykułów, które zebrał o
powojennym Paryżu, czarnoskórych muzykach jazzowych, egzystencjalizmie i
francuskiej bohemie wypeÅ‚niajÄ…cej ulice i kawiarnie Saint-Germain-des-Prés .
Spędził wiele wieczorów na ponownej lekturze swoich ulubionych powieści, aby
przeanalizować, jak pisarze tworzyli realistyczne historie, i znalezć odpowiednie
techniki. Perspektywa napisania powieści stała się jeszcze bardziej problematyczna.
Miał wrażenie, że nie podoła zadaniu. Może nie był wystarczająco utalentowany?
Summer byÅ‚a w Australii. Tournée okazaÅ‚o siÄ™ sukcesem, chociaż powrót do
korzeni wywoływał mieszane emocje. Co kilka dni wysyłała mu e-mail, opisując
swoje uczucia. Próbował wyobrazić sobie miejsca, w których ona przebywa:
wilgotne ulice, twarze ludzi i ją na ich tle ubraną niewinnie, a jednocześnie
prowokujÄ…co.
Nie widział jej przeszło miesiąc. Zamknął oczy i próbował przypomnieć sobie
jej twarz, kolor oczu i kształt ust, gdy jej ciało ogarniały fale przyjemności.
Jej dumę i nieprzewidywalność.
Przed jego oczami kursor nie przestawał migać.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]