[ Pobierz całość w formacie PDF ]
lat mieszkałem w Chicago i ludzie nie będą wiedzieli, iż jestem
Teksańczykiem. - Wciągnął powietrze w płuca i zaczął raz
jeszcze.
- Jak się pani ma, panno Rose! Czy mogę ponieść pani
paczki?
- To bardzo miło z pana strony, szeryfie - odparła szybko Kit,
zdejmujÄ…c z ramienia wyimaginowany koszyk i podajÄ…c go
mężczyznie.
Bud wydawał się zagubiony, wreszcie coś wymamrotał i niby
to chciał wziąć ów koszyk, ale robił to strasznie nieporadnie.
- O, przypomniałem sobie, panno Rose, czy pójdzie pani jutro
wieczorem na tańce do stodoły? W moim towarzystwie? - spytał
Bud-Jack.
Kit zamrugała po filmowemu.
- Będę zaszczycona, Szeryfie Jacku, mogąc udać się na tańce
w towarzystwie tak szanowanego dżentelmena! - wyćwierkała
przymilnie.
- Bo taki jestem, to prawda! - Bud uśmiechnął się
zarozumiale. - Skoro więc już tu jestem w pewnym sensie
urzędowo, to mam jeszcze pytanie, panno Rose!
- A jakie to pytanie, szeryfie? - zaciekawiła się Kit.
- Zanim je zadam, muszę wprowadzić panią w odpowiedni
nastrój, panno Rose! - odparł Szeryf Jack i rzucił się na
dziewczynÄ™.
W przeciwległym końcu sali Boone usiłował skoncentrować
uwagę na skaczących sobie do oczu jak koguty mężczyznach.
Harry Meeks, podtatusiały maminsynek, wyszczerzał zęby w
przedziwnym grymasie udawanej złości i podskakiwał,
wymachując pięściami, pokrzykiwał przy tym raz po raz Aha!"
RS
96
Lee stał w miejscu z wyrazem zdumienia na twarzy.
- Na miłość boską, Boone, zrób coś z tym facetem! -
powiedział w końcu.
- Uważam, że to mi wcale dobrze wychodzi - stwierdził
urażony Harry.
Boone westchnÄ…Å‚ z rezygnacjÄ…. Lee da sobie radÄ™, ale z
Harrym coś trzeba zrobić. Na razie jedynym partnerem, który
byłby na tym samym poziomie, co Harry, mogłaby być chyba
tylko dziewięćdziesięcioletnia staruszka i to po ciężkiej
chorobie.
I co będzie ze sceną, w której Kit, jako Rose, ma wejść do
baru i z całych sił uderzyć rewolwerowca w twarz? Znając Kit,
jej siłę i zapał, z jakim wszystko robiła, Harry'emu groziło w
najlepszym wypadku złamanie szczęki i utrata paru zębów.
To by zresztą nie było takie złe, biorąc pod uwagę spojrzenia,
jakimi Harry obrzucał Kit. Boone znał się na tym i gotów byłby
przysiąc, że dziewczyna wpadła Harry'emu w oko. Niech no
lepiej uważa, bo...
Zaraz, zaraz, to nie moja sprawa, powiedział sobie Boone.
Dlaczego, psiakrew, nie dotrzymał danego sobie słowa, żeby się
nie mieszać do Dni Showdown?
A Kit nie jest już małą dziewczynką. Niech sobie sama daje
radÄ™!
Boone rzucił okiem na estradę akurat w chwili, gdy Williams
brał Kit w ramiona. Dziewczynie brakowało powietrza, czuła, że
się dusi. Bud ściskał ją niemiłosiernie i, co było najgorsze,
próbował namiętnie pocałować.
- Szeryfie, czy pan oszalał? - krzyknęła naprawdę przerażona i
zaczęła się wyrywać z całej siły, na co Bud zareagował
uniesieniem jej w powietrze.
- Panno Rose, kocham panią! Czy zostanie pani moją żoną? -
szeptał jej do ucha, nie wypuszczając z objęć. - Cholera, skoro
wiesz, że masz za mnie wyjść, to daj całusa! - ryknął.
RS
97
Szarpała się i wierzgała, ale bez powodzenia. Trzymał ją w
żelaznym uścisku. Gdyby tylko mogła zaczerpnąć oddechu i
krzyknąć o pomoc!
Bud puścił ją tak niespodziewanie, że opadając na ziemię
potknęła się i poleciała prosto w ramiona stojącej z tyłu Rity.
Odzyskawszy równowagę, odwróciła się w stronę partnera
gotowa rzucić się nań, a w każdym razie powiedzieć parę
ostrych słów. I wtedy zobaczyła Boone'a, który trzymał jej
niedoszłego kawalera w równie mocnym uścisku, w jakim ona
sama znajdowała się przed chwilą. Jedną dłonią Taggart skręcał
koszulę Buda tuż pod samą szyją, a druga dłoń, zaciśnięta w
pięść, oczekiwała następnej dobrej okazji popisania się swoją
skutecznością.
- Ludzie, co się z wami dzieje? - wykrzyknęła Rita.
- Boonie Taggarcie, natychmiast uwolnij Szeryfa Jacka!
- Widziałaś, co on wyrabia?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]