[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pożółkłe na brzegach świadczyły, że kasztany niedługo dojrzeją. Janet przesunęła się
po gałęzi i próbowała dosięgnąć najbliższej zielonej kuli.
- Och, kurczę blade! - zawołała. - Już prawie dojrzały.
- Jeszcze nie - zaprzeczył Kot. - Ale chciałbym, żeby już dojrzały.
Wyciągnął listwę z ruin domku i zamachnął się nią. Chybił, ale widocznie trącił
gałąz. Osiem kasztanów stuknęło o ziemię.
- Kto mówi, że są niedojrzałe? - zapytała Janet, wychylając się spomiędzy
gałęzi.
Kot wyciągnął szyję i zobaczył brązowe lśniące kasztany widoczne przez
pęknięcia w zielonych łupinach.
- Hurra!
Zlazł z drzewa jak małpa, a Janet zeskoczyła za nim z włosami pełnymi liści.
Skwapliwie pozbierali kasztany - cudowne kasztany, ze słojami jak poziomice na
mapie.
- Szpikulec! -jęknęła Janet - Królestwo za szpikulec! Możemy je nawlec na
moje sznurowadła.
- Tu jest szpikulec - powiedział Kot.
Narzędzie leżało na ziemi obok jego lewej ręki. Widocznie wypadło z
nadrzewnego domku.
Z zapałem przewiercali kasztany. Wyciągnęli sznurówki z drugich w kolejności
najlepszych bucików Gwendoliny. Odkryli, że reguły gry w kasztany są takie same w
obu światach. Poszli do francuskiego ogrodu i tam na żwirowanej ścieżce stoczyli
wspaniałą bitwę. Kiedy Janet roztrzaskała ostatni kasztan Kota i wrzasnęła:  Mój! JU%7ł
siódmy!", Millie wyszła zza zakrętu obok cisu i przystanęła, śmiejąc się z dzieci.
- Nie przypuszczałam, że kasztany już dojrzały. Ale lato jest takie piękne.
Janet popatrzyła na nią skonsternowana. Nie miała pojęcia, kim jest ta pulchna
dama w pięknej kwiecistej jedwabnej sukni.
- Cześć, Millie - powiedział Kot z naciskiem, co niewiele pomogło Janet.
Millie uśmiechnęła się i otworzyła torebkę, którą niosła.
- Gwendolina chyba potrzebuje trzech rzeczy. Proszę. - Podała Janet dwie
agrafki i paczuszkę sznurowadeł. - Zawsze trzeba się zabezpieczyć.
- Dziękuję - wyjąkała Janet, boleśnie świadoma swoich rozczłapanych
bucików, potarganych włosów i dwóch falbanek ciągnących się po ziemi. Jeszcze
bardziej ją peszyło, że nie wiedziała, kim jest Millie.
Kot zdawał sobie z tego sprawę. Zdążył się przekonać, że Janet należy do tych
ludzi, którzy nie zaznają spokoju, dopóki nie znajdą wytłumaczenia na wszystko.
Więc powiedział obrzydliwie przymilnym tonem:
- Rogerowi i Julii się poszczęściło, że mają taką mamę jak ty, Millie.
Millie rozpromieniła się, a w oczach Janet błysnęło zrozumienie. Kot czuł się
podle. Naprawdę zazdrościł mamy Rogerowi i Julii, ale nigdy by tego nie powiedział
na głos, gdyby nie Janet.
Odkrywszy, że Millie jest żoną Chrestomanciego, Janet nie mogła się
powstrzymać przed dalszym zbieraniem informacji.
- Millie - powiedziała - czy rodzice Kota byli kuzynami pierwszego stopnia
jak... no, pierwszego stopnia? I w jakim stopniu Kot jest z tobÄ… spokrewniony?
- To przypomina pytania, które zadają dla sprawdzenia poziomu inteligencji -
zaśmiała się Millie. - Nie znam odpowiedzi,
-Gwendolino. Widzisz, jeste ście spokrewnieni z rodziną mojego męża, o której
niewiele wiem. Tylko Chrestomanci może to wyjaśnić.
Jak na zamówienie Chrestomanci wyszedł przez furtkę w ogrodowym murze.
Rozpromieniona Millie pospieszyła do niego w szeleście jedwabiu.
- Kochanie, jesteÅ› nam potrzebny.
Janet, która z pochyloną głową próbowała przypiąć rozdarte falbanki, zerknęła
na Chrestomanciego i szybko spuściła wzrok na ścieżkę, jakby kamienie i piasek
nagle bardzo ją zainteresowały.
- To całkiem proste - oświadczył Chrestomanci, kiedy Millie powtórzyła
pytanie. - Frank i Karolina Chant byli moimi kuzynami... i kuzynami pierwszego
stopnia wobec siebie, oczywiście. Kiedy koniecznie chcieli się pobrać, moja rodzina
narobiła szumu. Wujowie ich wydziedziczyli, po staroświecku i tak dokładnie, że nie
zostawili im ani grosza. Widzicie, to niedobrze, kiedy kuzyni siÄ™ pobierajÄ… w rodzinie
uprawiającej czary. Ale, oczywiście, wydziedziczenie nie zrobiło najmniejszej
różnicy. - Uśmiechnął się do Kota niczym uosobienie życzliwości. - Czy to wystarczy
za odpowiedz?
Kot wiedział teraz, jak się czuła Gwendolina. Chrestomanci wywoływał
zmieszanie i irytację, ponieważ traktował przyjaznie osobę, która powinna być w
niełasce. Kot nie mógł się powstrzymać od pytania:
- Czy Eufemia dobrze siÄ™ czuje?
Zaraz pożałował, że zapytał. Uśmiech Chrestomanciego zgasł jak wyłączona
żarówka.
- Owszem, już lepiej. Wykazujesz wzruszającą troskliwość, Eryku. Pewnie
zamknąłeś ją w szafie, bo tak ci jej było żal?
- Kochany, nie strasz dziecka - zaprotestowała Millie, wsuwając mężowi rękę
pod ramię. - To był wypadek i już po wszystkim.
Poprowadziła go po ścieżce. Zanim jednak zniknęli za cisem, Chrestomanci
obejrzał się przez ramię na Janet i Kota. Minę miał j lekko zdezorientowaną.
- Jasny szlag! Kurcz ę pieczone w pysk! - wyszeptała Janet. -Aż się boję ruszyć
w tym świecie!
Skończyła przypinać falbanki do halek. Odczekawszy prawie minutę, żeby
Chrestomanci i Millie się oddalili, powiedziała:
- Ta Millie jest słodka jak sam miód. Ale on! Kot, czy to możliwe, że
Chrestomanci jest potężnym czarodziejem?
- Wątpię - odparł Kot. - Czemu pytasz?
- No... częściowo dlatego, że on wywiera takie wrażenie...
- Ja nie jestem pod wrażeniem - przerwał jej Kot. - Ja się go po prostu boję.
- Właśnie - potwierdziła Janet. - Tobie i tak wszystko się plącze, bo przez całe
życie mieszkasz wśród czarownic. Ale to nie tylko wrażenie. Czy zauważyłeś, jak on
się zjawia, kiedy ludzie go wzywają? Już dwa razy.
- To były dwa całkowite przypadki - zaprotestował Kot. - Nie możesz opierać
siÄ™ na przypadkach.
- Przyznaję, że dobrze się maskował - zgodziła się Janet. -Przychodzi jakby w
całkiem innej sprawie, ale...
- Och, przestań wreszcie! - wybuchnął Kot. - Robisz się taka sama jak
Gwendolina. Myślała o nim bez przerwy.
Janet tupnęła w żwir rozsznurowanym prawym bucikiem.
- Nie jestem Gwendolina! Nawet nie jestem do niej podobna! Wbij to sobie do
tępej głowy!
Kot zaczął się śmiać.
- Z czego się śmiejesz? - zapytała Janet.
- Gwendolina też zawsze tupie, jak się złości - wyjaśnił Kot.
- Pni! - prychnęła Janet.
ROZDZIA A 11
Nim Janet zasznurowała oba buciki, Kot obliczył, że już jest pora na obiad.
Szybko zaprowadził Janet z powrotem do domu. Podchodzili do bocznych drzwi,
kiedy spomiędzy rododendronów przemówił gruby głos:
- Młoda damo, zaczekaj chwilę! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl
  • Strona Główna
  • Diana Palmer Wyoming Men 04 Wyoming Strong
  • Diana Palmer Long tall Texans 02 Biała suknia
  • Diana Palmer Long Tall Texans 38 Fearless
  • 393. Mars Diana Wyspa szczęśliwych rozwodÄ‚Å‚w
  • Diana Palmer Leather and Silk
  • Diana Lee A Taste for Blood
  • Diana Palmer Pustynna gorączka
  • Zbuntowana Palmer Diana
  • Diana Palmer Arizona
  • Lisa Renee Jones, Who's on Top (EC) (pdf)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jasekupa.opx.pl