[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mały zbliżył się do brata i obydwaj zaczęli się tarzać po klatce. Obserwowanie tej sceny sprawiłoby
Clementine wiele radości, gdyby nie Ronald, który stał za jej plecami z bronią gotową do strzału.
- Nie strzelaj - powiedziała, przepełniona obawą o los zwierząt. - Chyba uda mi się wydostać tego
małego. Nie musisz zabijać matki.
- Wolę nie ryzykować. Zlikwiduję niebezpieczeństwo i przyniesiesz mi obydwa małe.
- Nie! - zawołała z przerażeniem i rzuciła się na Ronalda. Zaskoczony, nacisnął spust. Kątem oka
Clementine zauważyła, że lamparcica upadła.
Obydwoje wylądowali na podłodze, Clementine na wierzchu. Ronald nie ruszał się. Zerwała się na
równe nogi i z całej siły kopnęła go w głowę. Przyjrzała mu się z bliska: był tylko nieprzytomny.
Podniosła swój rewolwer i podeszła do lamparcicy. Małe wspinały się na matkę,
WYSPA SZCZZLIWYCH ROZWODÓW 147
piszcząc i liżąc ją po pysku. Clementine odsunęła je na bok i sprawdziła oddech matki. Lamparcica
jeszcze żyła.
Clementine wybiegła na zewnątrz, znalazła dozorcę i szybko wyjaśniła mu sytuację. Kazała mu
zadzwonić na policję, związać Ronalda Beinora i zająć się lamparcicą. Sama zaś wyruszyła na
poszukiwania Prestona i Forda.
Zbliżając się do budynku naczelnych, zwróciła uwagę na dwóch mężczyzn w brązowo-złotych
mundurach Ośrodka Radcliffe, którzy nie przyłączyli się do prób zagonienia zwierząt do zagród. To
nie był Teksańczyk i rudy olbrzym, lecz tamci dwaj, którzy rano ładowali zwierzęta do ciężarówki.
Clementine przylgnęła do ściany budynku, trzymając broń w gotowości.
Naraz jakieś ramię zacisnęło się wokół jej szyi, a dłoń nakryła usta. Sprężyła się do skoku, ale w porę
usłyszała znajomy szept:
- Clem!
Rozluzniła się i odwróciła głowę.
- Co się z tobą działo?
- Zająłem się jednym z tych drani, którzy kradli misia okularnika - wyjaśnił Preston i wskazał na
budynek. -Razem z trzema kumplami przenosił Forda z jednego z bocznych budynków do
pomieszczeń dla naczelnych. Zauważył, że ich śledzę.
- To chodzmy po Forda.
- Poczekaj - powiedział Preston, chwytając ją za rękę. - Tam są co najmniej cztery osoby.
148 WYSPA SZCZZLIWYCH ROZWODÓW
Clementine pomachała rewolwerem.
- Co z tego? Poradzimy sobie.
- To zbyt niebezpieczne. Trzeba wywołać zamieszanie i wyrównać szanse.
- Tylko nie kolejne zamieszanie - jęknęła dziewczyna. - Omal nie straciłam życia przy poprzednim.
Poza tym policja już tu jedzie. Ronald nie ma tam swoich ludzi. Nim już się zajęłam - dodała z
satysfakcją. - Myślę, że powinniśmy wejść do środka.
- Ale oni mogą zabić Forda, zanim zdołamy go uwolnić.
Po chwili zastanowienia twarz Clementine pojaśniała.
- Mam uniwersalny klucz, który dał mi Ronald. Wypuszczę niektóre zwierzęta... To powinno
wystarczyć jako osłona.
Zanim Preston zdążył zareagować, zniknęła.
W ośrodku nadal panował chaos. Dozorcy, ochotnicy i weterynarze próbowali zapędzić zwierzęta za
ogrodzenie. Clementine poprosiła o pomoc jednego z dozorców. Ten zawołał jeszcze dwóch kolegów
i razem zapędzili stado słoniątek, nosorożców i żyraf do budynku. Po drodze zgarnęli jeszcze kilka
zaciekawionych strusi.
Clementine niespostrzeżenie wsunęła się do budynku naczelnych przez boczne drzwi. Przeszła obok
klatek z gorylami i zauważyła małe pomieszczenie z komputerem. Ośrodek właśnie modernizowano.
Mogła otworzyć klatki stąd. Tak było bezpieczniej.
Na początek wypuściła niektóre naczelne. Po chwili
WYSPA SZCZZLIWYCH ROZWODÓW 149
budynek wypełnił się okrzykami strachu i przekleństwami. Obok Clementine przebiegło dwóch
mężczyzn ściganych przez goryle i orangutany. Clementine wyszła z centrum kontroli, trzymając
rewolwer przed sobą w obu rękach. Kątem oka spostrzegła Prestona, który wszedł do pomieszczenia
po drugiej stronie budynku. Dwóch mężczyzn natychmiast pomknęło za nim.
aementine opuściła rewolwer, rozejrzała się na boki i pobiegła za nimi. Bandyci zaskoczyli Prestona,
gdy próbował rozwiązać stryja. Jeden ze strażników leżał nieprzytomny na podłodze, ale drugi
wykręcał Prestonowi ręce, a trzeci bił go po torsie i głowie.
aementine z zimną krwią wymierzyła broń w bijącego i zawołała:
- Panowie, to nie jest czysta gra!
Mężczyzna odwrócił się do niej i wtedy aementine go poznała. Widziała go pierwszego dnia w
mieście. Był to jeden z informatorów Prestona. Ronald ubezpieczył się ze wszystkich stron.
Drugi bandyta puścił Prestona i niespostrzeżenie zaczął się zbliżać w stronę Clementine. Uświadomiła
sobie, że to ten, który niósł małego ocelota. To oznaczało, że nie udało im się wydostać z ośrodka i
ciężarówka ze zwierzętami prawdopodobnie nadal stała obok bramy.
- Zatrzymaj się tam, gdzie jesteś - nakazała chłodno. Na twarzy przemytnika ukazał się perfidny
uśmiech.
- Nie będzie pani chyba strzelać. Nie zrani pani bezbronnego człowieka.
150 WYSPA SZCZZUWYGH ROZWODÓW
- Te małe, które kradłeś razem z kumplami, też były bezbronne, łajdaku - odpowiedziała cicho. -
zatrzymaj się, jeśli nie chcesz mieć kulki w kolanie.
Mężczyzna znieruchomiał, a wtedy Preston wymierzył mu solidny lewy sierpowy. Drugi bandyta
rzucił się do ucieczki, Preston jednak zdążył go zatrzymać i obdarzyć ciosem, od którego tamten
stracił świadomość.
- Dobra robota - powiedziała Clementine z uznaniem.
- Lepiej sobie radzÄ™ w walce z jednym napastnikiem - mruknÄ…Å‚ skromnie Preston.
- Wiem o tym - zaśmiała się.
Mężczyzna leżący na podłodze odzyskał przytomność i podniósł się powoli. Preston szybko
przycisnął go da ściany i znów odesłał w błogi niebyt.
- No to na czym stoimy? - zapytał wesoło, zacierając ręce.
W oddali rozległy się policyjne syreny.
- Gliny? - zdziwił się Preston.
- Kazałam dozorcy zadzwonić na policję. Zdaje się, że chociaż są słabo opłacani, przepracowani i
czasami niekompetentni, to jednak nie uczestniczyli w zyskach z przedsięwzięcia Ronalda.
- A gdzie jest Ronald?
- Leży związany. Zaraz go zabiorą - wyjaśniła Clementine, odkładając broń na bok. Zawsze cieszyła
się, gdy nie musiała jej używać.
- Czy już mogę do ciebie podejść? - zapytał Preston z rozbawieniem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]