[ Pobierz całość w formacie PDF ]
związków.
- Nie bój się, nie próbuję cię usidlić. - Uśmiechnęła się z przymusem. - To był
eksperyment. Nie rozumiałam, dlaczego wtedy potraktowałeś mnie tak brutalnie. Teraz już
wiem, że tak wygląda pożądanie. Dziękuję za... lekcję.
Zmarszczył czoło i popatrzył na nią przenikliwie.
- A więc dla ciebie to był tylko eksperyment... - rzekł półgłosem. - Lekcja miłości?
- Tyler powiedział, że muszę się trochę podszkolić. - Ziewnęła. - Przepraszam, ale
jestem okropnie śpiąca - szepnęła, przytulając twarz do poduszki.
Calhoun siedział na łóżku i patrzył na jej zaróżowioną twarz. Wiedział, że to
idiotyczne, ale czuł się wykorzystany. Zachciało jej się eksperymentów! Chciała popróbować,
jak smakuje miłość! A niech ją wszyscy diabli!
Kiedy wstawał, jego wzrok padł na koronkowy biustonosz, który własnoręcznie z niej
zdjął, gdy pozwoliła mu się dotykać. Pozwoliła! Wręcz się tego domagała! Kiedy sobie
pomyślał, jak bardzo była chętna, zrobiło mu się duszno. Skąd w niej tyle odwagi? Może
podświadomie rywalizowała z Shelby. Albo zrobiła to z czystej ciekawości. A może
naprawdę zależy jej na nim, ale nie chce tego pokazać?
Calhoun nie potrafił rozwiązać tej zagadki. Co gorsza, nie potrafił zdefiniować
własnych uczuć. Sam nie wiedział, czy czuje do niej wyłącznie fizyczny pociąg, czy może
jest to coś dużo poważniejszego. Przerażała go myśl o utracie swobody i wolności. Bo
przecież gdyby ją wziął, musiałby się z nią ożenić. A małżeństwo to była pułapka, której
chciał za wszelką cenę uniknąć.
Rozzłoszczony, cisnął w kąt różowy stanik.
Zanim wyszedł, jeszcze raz spojrzał na śpiącą Abby. Nie rozumiał, dlaczego tak
bardzo żałuje, że nie jest blondynką. I bez tego podobała mu się jak żadna inna. Była słodka,
świeża, niewinna. Naraz zaniepokoił się, że już nigdy nie będzie potrafił o niej zapomnieć.
Cholera, co on zrobi, jeśli po niej nie zaspokoi go żadna inna kobieta? Nie powinien był się
do niej zbliżać! Nie powinien był jej w ogóle dotykać!
Wyszedł na ciemny korytarz, zamykając cicho drzwi. Czuł, że musi od niej uciec.
Najlepiej, jeśli na jakiś czas zaszyje się w jakimś spokojnym miejscu i wszystko sobie
przemyśli. Powinien to zrobić natychmiast, zanim będzie za pózno. Jeżeli jeszcze raz wezmie
ją w ramiona, na pewno nie skończy się na paru pocałunkach. Justin nigdy nie zaakceptuje ich
romansu.
I słusznie. Dla Abby fizyczna miłość oznacza małżeństwo. Może zresztą dla niego też,
jeśli kobieta jest dziewicą. Gdzieś w głębi duszy miał do niej żal o to, że zaciska mu na szyi
pętlę. Z drugiej strony, nie potrafił sobie wyobrazić, że nigdy już nie dotknie jej słodkiego
ciała.
W swoim pokoju usiadł ciężko przy biurku i zapatrzył się w czarny prostokąt okna.
Był w kropce. Ani nie mógł mieć Abby, ani nie potrafił z niej zrezygnować. Co gorsza, nie
miał pomysłu, jak wyjść z tej matni. Miał nadzieję, że w trakcie swojej wyprawy w nieznane
znajdzie sensowne rozwiÄ…zanie.
Sięgnął po papier i szybko napisał krótki list do Justina. Poinformował go, że
wyjeżdża na kilka dni do Montany, żeby nawiązać kontakt z nowymi hodowcami.
Ciekaw był, co pomyśli Abby, gdy dowie się o jego niespodziewanym wyjezdzie.
Miał nadzieję, że rano nie będzie pamiętała, co się między nimi wydarzyło.
A jeśli nawet, to że podobnie jak on, zachowa te wspomnienia wyłącznie dla siebie.
ROZDZIAA ÓSMY
Jasne światło dnia torturowało jej opuchnięte oczy. Gdy spróbowała wstać, zrobiło jej
się tak słabo, że z jękiem opadła na poduszkę. Nigdy w życiu nie miała silniejszego bólu
głowy.
Nie mogła zostać w łóżku, więc zacisnęła zęby i powlokła się do łazienki. Krople
lodowatej wody, którymi ochlapała twarz, przyniosły jej krótką ulgę. Zmoczyła ręcznik i jak
kompres przyłożyła go do czoła.
Powoli zaczęła przypominać sobie zdarzenia poprzedniej nocy. Najpierw piła z
Justinem whisky. Potem wrócił Calhoun. Zaniósł ją do pokoju i...
Drgnęła, jakby dzgnięta nożem. Powoli przejechała ręcznikiem po twarzy, a potem
obserwowała w lustrze, jak na jej bladych policzkach wykwitają szkarłatne rumieńce.
Pozwoliła, by Calhoun zobaczył ją nagą. Mało tego, pozwoliła mu się dotykać. I sama go do
tego zachęcała! Przerażona, głośno przełknęła ślinę. Nic strasznego się nie stało, pocieszała
siÄ™ w duchu.
Jak przez mgłę przypominała sobie, że gdy zasypiała, już go przy niej nie było. Ale i
tak miała ochotę zapaść się ze wstydu pod ziemię. Jak ona spojrzy mu teraz w oczy?
Może zresztą ten palący wstyd wcale nie jest wygórowaną ceną za słodkie
wspomnienia, które zostaną z nią do końca życia? Innym słabym pocieszeniem jest to, że
przynajmniej pozbyła się złudzeń co do Calhouna. Teraz już wie, że on nigdy się nie ustatkuje
i dopóki starczy mu sił, będzie uganiał się za swoimi blondynkami. A jej zostanie na pamiątkę
ta odrobina wspomnień. Okruch prawdziwej miłości.
To, co powiedziała mu, zanim zasnęła, było najszczerszą prawdą. Dzięki niemu
zorientowała się, czym jest fizyczna namiętność. Gdy sama ją poczuła, pojęła, co wydarzyło
się wtedy, gdy tak bardzo przeraziły ją jego zaborcze pocałunki. Do tej pory marzyła o nim,
ale nawet nie próbowała sobie wyobrazić, jak naprawdę będzie wyglądała ich dorosła
miłość. Teraz, gdy wreszcie poznała jej przedsmak, poczuła apetyt na więcej. Tylko jak go
zaspokoić, skoro Calhoun nie umie jej pokochać?
Trudno. Nauczy się żyć bez niego. Na pierwszym miejscu musi stawiać własną
godność. I nigdy, przenigdy nie pić whisky z Justinem! I nie tylko z nim. Przykładając dłonie
do obolałych skroni, dochodziła do wniosku, że zapijanie smutków to mocno
przereklamowane remedium. Zamiast zapomnienia przynosi tylko męki gigantycznego kaca.
Mimo tragicznego samopoczucia postanowiła być dzielna i pójść do pracy. Ubrała się
więc w szary wełniany garnitur i zrobiła lekki makijaż, ale darowała sobie upinanie włosów.
Nie miała siły zmagać się z grzebieniem i spinkami. Przed wyjściem z pokoju wsunęła na nos
ciemne okulary. Po omacku zeszła po schodach i jak lunatyk powędrowała do jadalni.
Justin siedział przy stole z głową wspartą na ręce. Wystarczyło, że raz na nią spojrzał,
i od razu zorientowała się, że jej kac jest niczym w porównaniu z jego cierpieniem.
- Dobry pomysł - pochwalił, wskazując ciemne okulary. - Szkoda, że moje zostały w
samochodzie.
- Nie chcę cię martwić, ale wyglądasz tak, jak ja się czuję - zażartowała, siadając
obok niego bardzo ostrożnie, gdyż każdy gwałtowny ruch powodował nieprzyjemne
pulsowanie w skroniach. - Jak my dziś będziemy pracować?
- Lepiej nie pytaj - odparł zgnębiony. - Calhoun wyjechał - rzucił od niechcenia.
- Naprawdę? - Ucieszyła się, że Justin nie może zobaczyć jej oczu.
- Podobno wyskoczył do Montany szukać nowych klientów - powiedział z
przekąsem, obracając w palcach niezapalonego papierosa. - Nie ukrywam, że jestem
rozczarowany. Kiedy się dziś obudziłem, przetrwałem tylko dzięki myśli, że za chwilę obiję
mu pysk.
- Samolub! - zganiła go, sięgając po dzbanek z gorącą kawą. - Nie pomyślałeś o tym,
że ja też chętnie dorzucę swoje trzy grosze?
- No dobrze. Ja go będę trzymał, a ty mu dasz w zęby - zgodził się wielkodusznie.
Z trudem przełknęła pierwszy łyk mocnej kawy.
- Zaraz, zaraz... My chyba śpiewaliśmy jakąś piosenkę - przypomniała sobie. - Jak to
było? A, już wiem! - ucieszyła się i zaśpiewała zapamiętany fragment.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]