[ Pobierz całość w formacie PDF ]

trzeba będzie podskakiwać...
- Nie! - to było wszystko, co zdążyłem rzec, gdy koła wjechały na zieloną kłodę.
Byliśmy akurat nad nią, gdy ożyła i wygięła się w pałąk. Zdążyliśmy przezeń przejechać, gdy z
przodu wyłonił się początek tego czegoś - wąż z łbem wielkości beczki, syczący jak eksplodujący
bojler. Dokładnie poniżej znalazła się Angelina, która wyleciała z wozu i siedziała teraz na drodze,
potrząsając w zamroczeniu głową, niczego nieświadoma. Miałem czas tylko na jeden strzał i musiał
to być dobry strzał, jeśli chciałem cokolwiek osiągnąć.
Władowałem kulę między ślepia - w chmurze strzępów łeb zniknął gdzieś i to powinien być
koniec, tyle że ciało przebiegł jeszcze potężny dreszcz i zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, poczułem
silne uderzenie w plecy i poleciałem między drzewa. Jakaś gałąz, która znalazła się na drodze mego
lotu, nie zechciała jednak ustąpić i w białej eksplozji wszystko zniknęło.
Tępe łomotanie pod czaszką i ostry ból w nodze zmusiły mnie do otwarcia oczu. Był to duży
wysiłek, ale uwieńczony sukcesem. Coś małego i brązowego, z całym mnóstwem zębów, dobierało
się do mojej nogawki, mając najwyrazniej ochotę zrobić sobie drugie śniadanie z mojej własnej
łydki. Pierwszy kęs mnie obudził, a drugiego już nie było, bo rozpaczliwe kopnięcie trafiło
zwierzątko w bok. Odskoczyło z warknięciem, ukazując mi całą zawartość swego pyska, i odbiegło.
Powoli przebijało mi się coś z podświadomości, jakieś wspomnienia... droga... wąż... wypadek...
Angelina! Jęknąłem zrywając się na równe nogi.
- Angelina! - krzyknąłem. Odpowiedzią było milczenie. Wygrzebałem się na skraj drogi.
Chrząkąjąca wataha pobratymców mego niedoszłego konsumenta pracowała zawzięcie nad ścierwem
gada i osiągała doskonałe wyniki. Jak długo ja się nimi nie interesowałem, tak długo mnie
ignorowały, tak więc z tej strony wszystko było w porządku. Ale tylko z tej.
Moja broń zniknęła, Angelina także. Zanim zacząłem myśleć, zajrzałem do apteczki. Po paru
minutach przestało mi dzwonić we łbie, a sprawność ruchów osiągnęła poziom jak u zdrowego
sześćdziesięciolatka. Coś tu było straszliwie nie tak i był już najwyższy czas, aby dowiedzieć się co.
Zlady na ziemi były na tyle wyrazne, że przestałem obawiać się cudu. Ze zjawiskami
nadprzyrodzonymi nie da się bowiem walczyć, z ludzmi jak najbardziej. A tu byli ludzie.
Duchy nie używają pojazdów, a w błotnistym zagłębieniu były piękne ślady dwóch par kół i
przynajmniej ze trzech wzorów podeszew. Albo byliśmy śledzeni, albo jakaś wycieczka nadjechała
przypadkiem na miejsce zdarzenia. Ponieważ oba wozy oddaliły się w obranym przez nas kierunku,
klnąc pod nosem ruszyłem ich śladem i starałem się nie myśleć o tym, co mogło się stać z Angeliną.
Na szczęście ta wycieczka nie trwała zbyt długo. Po jakiejś godzinie roślinność zaczęła rzednąć i
wyszedłem między wzgórza. Wychodząc zza następnego zakrętu, dojrzałem tył jednego z pojazdów.
Cofnąłem się błyskawicznie i zacząłem myśleć.
Po ostatnich przejściach byłem prawie bezbronny, toteż natychmiastowe zastrzelenie porywaczy
nie wchodziło w grę. Miałem jedynie bransoletkę z granatów, którą dała mi Angeliną, chyba jako
talizman. A więc do roboty - garść usypiających powinna wystarczyć, a gdyby przypadkiem któryś z
nich był nieco dalej, to zwykły, trzymany w drugiej dłoni, powinien go rozerwać.
Tak przygotowany, sunąłem od skały do skały, zbliżając się do polany, na której stały oba pojazdy.
Wziąłem głęboki oddech i skoczyłem na otwartą przestrzeń...
I drewniany kołek, wprawiony w ruch przez strażnika, wylądował na moim ciemieniu...
19
Zamroczyło mnie na parę sekund, ale to wystarczyło, abym został fachowo związany. Zniknęła też
cała broń, którą mogli znalezć. Za ten incydent mogłem winić tylko siebie i swoją głupotę, toteż
kląłem na czym świat stoi, gdy przeniesiono mnie i rzucono koło Angeliny.
- Nic ci nie jest? - wychrypiałem.
- Oczywiście, że nie. Czuję się o niebo lepiej od ciebie. Co było zresztą prawdą. Ubranie miała w
paru miejscach podarte, nieco zadrapań na skórze, ale poza tym nic jej nie było. No i związano ją
równie fachowo jak mnie. Ktoś za to zapłaci, i to zapłaci porządnie. Byłem w stanie usłyszeć
zgrzytanie własnych zębów.
- Myśleli, że jesteś martwy - odezwała się. - I ja także. Ile czasu byłam nieprzytomna, tego nie
wiem, ale gdy się ocknęłam, to oni już przyjechali. Zabrali broń i ekwipunek i ładowali to do
wozów. Nic nie mogłam zrobić, żeby ich powstrzymać, wszyscy mówią tym strasznym językiem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl
  • Strona Główna
  • Harry Turtledove War Between the Provinces 02 Marching Through Peachtree
  • Harris Charlaine Sookie Stackhouse 03 Klub Umarłych
  • Harrison, Harry Captive Universe
  • Harry Harrison Oblicza Ziemi
  • Harrison, Harry Deathworld 2
  • Harry Harrison Cykl Stalowy Szczur (07) Stalowy Szczur prezydentem
  • Harrison Harry Stalowy szczur 08 Stalowy Szczur Idzie Do Wojska
  • Janet Morris Silistra 03 Wind From the Abyss (v2.0)
  • Anderson Poul Ksi晜źyc śÂowcy
  • Jeff Strand Andrew Mayhem 1 Graverobbers Wanted, No Experience Necessary
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stacjefm.opx.pl