[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Właściwie to on sam o to prosił. Chce wyjechać
bardzo wcześnie, jeśli drogi będą przejezdne.
W jego głosie zabrzmiała skrucha i jakby lekka
uraza. Zaśmiała się zakłopotana. Nie mogła nie wie
rzyć w to, co mówił, gdyż gdyby Tris nie poprosił go,
nie wiedziałby o obrazach.
- Wypij swoją brandy - rzekł Garrick przymilnie, jak
do niesfornego dziecka. - To ci dobrze zrobi.
Nie miała zamiaru protestować. Popijała brandy
małymi łykami, by się nie zakrztusić. Siedzieli przez
chwilę w milczeniu i Sarah zauważyła, że spaniel uło
żył pysk na stopach Garricka. Co by zrobił, gdyby
teraz weszła Claudia? Zresztą, nie obchodziło ją to.
Podobała jej się ta sielska sytuacja i, dziwna rzecz, nie
było między nimi żadnego napięcia. W dalszym ciągu
była zakłopotana jego obecnością, nie czuła już jednak
106
obawy. Tak jakby po tym pożegnalnym pocałunku w
samochodzie stracił zainteresowanie nią.
Ich oczy spotkały się. Nie chcąc dopuścić do tego,
by znowu czytał w jej myślach, rzuciła pierwsze zda
nie, jakie jej przyszło do głowy:
- Czy to dzięki tobie zostałam tutaj zatrudniona?
Spojrzał na nią ponad kieliszkiem, który kołysał w
dłoni.
- Nie. Zresztą nie było mnie wtedy, o ile pamiętam.
Zasugerowałem wprawdzie wprowadzenie kursów
malarstwa, ale Andrew miał się zająć wszystkimi dro
biazgami. Jeśli o mnie chodzi, dokonał doskonałego
wyboru.
Serce zabiło jej szybciej. Popatrzyła na kieliszek,
aby uniknąć jego spojrzenia.
- Claudia w to nie wierzy - szepnęła. Nie mogła się
powstrzymać, żeby nie dodać: -1 nie mogę jej za to
winić.
- Jestem otoczony podejrzliwymi kobietami. To mój
problem - odparł. - Mówiłem ci, że nie musisz się nią
przejmować.
- Mówiłeś tak również wcześniej, lecz jedynym tego
rezultatem jest wyrzucenie mnie z pracy.
- Wiem, ale nie zamierzam już wyjeżdżać przez
resztę lata. Claudia nie będzie więc robić ci trudności.
- Przerwał i dopił swoją brandy. - A nawet gdyby, to
pozostaje jeszcze mój ostatni atut - rzekł niejasno. -
Jeśli będziesz mieć jakieś kłopoty, to przyjdz do mnie,
dobrze?
107
Domyśliła się, że jego ostatnim atutem jest małżeń
stwo. Mogła sobie wyobrazić, jak niechętnie wstąpiłby
w szeregi mężów.
Wysunął stopy spod pyska psa i wstał.
- Sprawdzę, czy pada.
Nie mogła uwierzyć, że był to ten sam mężczyzna,
który ją dręczył... i całował. Był taki spokojny. Mimo
to pokuśtykała do części kuchennej, by umyć kieliszki
i nie dawać mu okazji do przedłużania wizyty.
- Przejaśniło się, więc obrazom nic nie będzie -
rzekł. - Poradzisz sobie?
- Tak, już wszystko w porządku. Dziękuję, byłeś
bardzo miły.
- Obawiam się, że ten dzień urodzin nie był zachwy
cający - rzekł, zakładając marynarkę.
- Ależ nie. Był milszy, niż mogłam się spodziewać.
Spojrzał na nią uważnie, lecz nic nie powiedział.
Odchodząc rzucił przez ramię:
- Myślę, że ucieszy cię wiadomość, że zarezerwo
wałem wieczór dla duetu twego chłopaka.
Jego uszczypliwa aluzja do Trisa bynajmniej jej nie
ucieszyła. Tęskniła przecież za tym, by wziął ją w
ramiona. Wiedziała jednak, że powinna być zadowolo
na z tego, że traktuje ją jak pracownika. Czyż nie tego
cały czas pragnęła? Poza tym spędziła wieczór na
opowiadniu Trisowi, jak bardzo ma dość Garricka.
Czy Tris mógł mu powiedzieć: "Ręce przy sobie,
ona jest moja"? Nawet jeśli tak było, nie mogła sobie
tego wyobrazić. Poza tym dostał przecież angaż dla
duetu. A jednak stosunek Garricka do niej bardzo się
ostatnio zmienił. Zwłaszcza od chwili, kiedy zastał ją
108
i Trisa razem. Jednak wszystko wskazywało na to, że
to nie on spowodował przyjęcie jej do pracy.
Potem zauważyła kopertę. Ze środka wypadła spin
ka do włosów, ta, którą miała podczas obiadu z Gar-
rickiem. Musiał ją znalezć w samochodzie i przynieść
tego wieczora. To, że zostawił kopertę bez słowa, było
zapewne ostatecznym pożegnaniem. Widocznie chciał
zapomnieć o tym żenującym pocałunku.
Patrząc na spinkę z niebieskiego aksamitu, zrozu
miała, że go kocha. Może stało się to wtedy, kiedy ją
pocałował, może wcześniej. Nie wiedziała. Nigdy do
tąd nie była w nikim zakochana i zawsze myślała, że
będzie to miłość od pierwszego wejrzenia, oczywista i
niemożliwa do pomylenia z czymś innym. Nie chciała,
by do tego doszło, ale jego dzisiejsza postawa dobrot
liwej obojętności sprawiła jej większy ból niż kamień,
który skaleczył jej stopę. Ta miłość pozostanie taje
mnicą. Powiedziała przecież Claudii i Trisowi, że nie
jest Garrickiem zainteresowana. Jeśli zaś chodzi o sa
mego Garricka, będzie musiała być teraz przy nim
szczególnie ostrożna. W żaden sposób nie może po
zwolić, by domyślił się tego, co do niego czuje. Zano
siło się na to, że reszta lata będzie czymś w rodzaju
tortury.
109
7.
Następnego ranka obudziła się dopiero około ósmej.
Zadzwoniła zaraz do zamku, lecz powiedziano jej, że
Tristram już wyjechał. Zdążyła zaledwie ubrać się i
zjeść śniadanie, gdy zjawił się Garrick. Tym razem
miał na sobie sweter z wycięciem i sztruksowe spod
nie. Na jego widok poczuła jednocześnie radość i roz
pacz.
- Rana zaczyna się goić - zapewniła go, gdy spytał,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]