[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Co takiego? - zapytał.
- To, co da ci szczęście. Bardzo bym chciała, żebyś był
szczęśliwy.
Sakir nie dbał o szczęście. Było zbyt ulotne. On chciał
tylko odnalezć spokój.
ROZDZIAA CZTERNASTY
Zegar w wielkiej bibliotece pałacu sułtana wybił pierw
szą po południu.
Przepięknie oprawione książki wypełniały przestrzeń
od podłogi do sufitu. Na grubym dywanie stały skórza
ne sofy, było wygodnie i przytulnie. Na stołach o złotych
nogach i marmurowych blatach stały patery z ciastka
mi, a z porcelanowego dzbanka unosił się zapach mocnej
czarnej kawy.
Rita wcale się nie zdziwiła, że Sakir wybrał na spotka
nie właśnie to miejsce. Wolał być na swoim terytorium.
Cóż mogło być piękniejszego, bardziej przytłaczającego
dla nieobeznanych niż ta wspaniała biblioteka?
Tym razem, inaczej niż w biurze, Asad nie rozparł się
wygodnie w fotelu, tylko siedział wyprostowany, w posta
wie pełnej uszanowania.
- Bardzo się cieszę, Wasza Wysokość. Al-Nayhal Cor
poration będzie dobrym partnerem dla Emand Oil. Je
stem tego pewien.
Sakir, który jeszcze stał, skinął głową.
- Z przyjemnością będziemy z panem współpracować.
- Trudno mi wyrazić radość z powodu tego, że będzie-
%7Å‚ar pustyni 127
cie państwo odwiedzać Emand kilka razy do roku. To
mnie umacnia w przekonaniu, że dokonałem właściwe
go wyboru.
Sakir zesztywniał. Rita to poczuła, choć dzieliła ją od
niego cała długość pokoju. Nie wiedziała, co teraz zro
bi. Może nie odnieść się w żaden sposób do słów Qahha-
ra, albo sprostować to, co mu Rita powiedziała podczas
pierwszego spotkania. Którąkolwiek z tych opcji wybie
rze, umowa zostanie unieważniona. Tego Rita była abso
lutnie pewna.
- Będę tu co najmniej dwa albo nawet trzy razy
w roku - oświadczył Sakir, nalewając sobie drugą fili
żankę kawy.
Może zle go zrozumiała? Czy on naprawdę zgodził się
przyjeżdżać tu kilka razy w roku? Nie miała pojęcia, co
dokonało tej zmiany, ale obiecała sobie zapytać go o to
po spotkaniu.
Asad pokiwał głową.
- Jeśli to zbyt mało, bardzo mi przykro - powiedział
sztywno Sakir. - Niestety, na więcej nie mogę sobie po
zwolić.
- Nie, nie, to wystarczy, Wasza Wysokość - zapewnił
go pośpiesznie Asad. - Jestem bardzo zadowolony. Na
prawdÄ™.
- Doskonale. - Sakir wyciągnął rękę. - Wobec tego ro
zumiem, że dobiliśmy targu.
Asad Qahhar wstał, mężczyzni uścisnęli sobie dłonie.
Rita patrzyła na nich nieco zdezorientowana. Nie mogła
128 Laura Wright
się doczekać, kiedy Asad wyjdzie. Chciała jak najszybciej
zapytać Sakira, co tu przed chwilą zaszło.
- Nie rozumiem - powiedziała, gdy tylko starszy męż
czyzna opuścił pokój.
- Czego nie rozumiesz? - Sakir wciąż stał w tym sa
mym miejscu; zawodowiec w każdym calu.
- Zgodziłeś się przyjeżdżać do Emandu kilka razy
w roku.
- Zrobiłem, co było trzeba, żeby dostać ten kontrakt.
- Westchnął ciężko.
Zmieszała się. A tak się cieszyła... Przez jedną krótką
chwilę miała nadzieję, że on naprawdę się zmienił. Myśla
ła, że może wreszcie przebaczył bratu, zapragnął wrócić
do domu, zapragnął czegoś więcej niż tylko ciągła praca,
praca, praca. No cóż, widać było to tylko pobożne życze
nie. ..
- Zrobiłeś, co było trzeba, żeby dostać ten kontrakt -
powtórzyła. - To tak jak z nami, prawda?
- Tak - powiedział nie bez oporu. - Właśnie tak.
Rita wpatrywała się w Sakira. Nie było już zmysłowe
go beztroskiego mężczyzny, z którym przeżyła kilka cu
downych dni. Teraz stał przed nią ten sam człowiek, który
zostawił ją samą poprzedniego wieczoru i całą noc prze
spał na kanapie w sąsiednim pokoju. Jej szef. Człowiek
interesu.
- Muszę jeszcze przejrzeć papiery - powiedział i po
śpiesznie dopił kawę. - Zobaczymy się pózniej, dobrze?
- Oczywiście. - Miała ochotę zwinąć się w kłębek w ja-
%7Å‚ar pustyni 129
kimś odludnym miejscu i spokojnie się wypłakać. Nieste
ty, nie mogła sobie pozwolić na taki luksus. Jeśli chciała
przetrwać ten kryzys, też musiała się stać kobietą intere
su, godnÄ… swego szefa. - Poradzisz sobie sam z tymi pa
pierami?
- Tak. Nie będziesz mi potrzebna. Dziękuję.
Właściwie to nawet zabawne, pomyślała. Jestem na nie
go zła, a mimo to jeszcze chcę mu pomagać.
Odczekała, aż Sakir wyjdzie z biblioteki, po czym roz
parła się wygodnie na sofie i wypiła do dna filiżankę kawy.
Zamierzała posiedzieć tu chwilę, poużalać się nad sobą,
ale przestronna biblioteka nagle wydała jej się za ciasna.
Wstała i poszła prosto do pałacowych ogrodów. To było
najlepsze miejsce do rozmyślań i żalów.
Szła przez szpaler z róż. Pochyliła się, żeby powąchać
cudowny żółty kwiat, kiedy poczuła, że ktoś stanął za jej
plecami.
- Musimy porozmawiać.
Odwróciła się.
- Zayad? Ale mnie przestraszyłeś!
- Przepraszam - powiedział, choć nie wyglądał jak
człowiek, któremu jest przykro.
Założył ręce do tyłu, jego biała szata powiewała na wie
trze.
- Pamiętam, że obiecałem nie rozmawiać ze swoim
bratem, póki nie będzie gotowy, ale nie mogę już dłu
żej czekać.
130 Laura Wright
- Dlaczego?
- Wiem, że dobiliście targu z Qahharem, więc wasze in
teresy tutaj są skończone. Wkrótce opuścicie Emand i już
nie będę miał okazji rozmówić się z Sakirem.
Oczywiście, Zayad miał rację, ale jeśli teraz powie bra
tu o swojej rozmowie z Ritą, Sakir się wścieknie.
Pewnie już nigdy w życiu się do niej nie odezwie, ni
gdy jej tego nie wybaczy. Ostrzegał ją przecież, żeby się
nie wtrącała.
- Przykro mi, ale...
- Mnie też jest przykro... Jeszcze dziś rozmówię się
z Sakirem.
- On sam musi znalezć drogę do domu i do ciebie -
upierała się.
- Naprawdę chcesz, żebym zapomniał wszystko, co mi
powiedziałaś?
- Na razie tak.
- No cóż, nie mogę. Nie zapomnę. - Już miał odejść, ale
dodał jeszcze: - Sprowadziłem go tutaj, żeby zakończyć tę
wojnÄ™, a nie...
- Co takiego?
- Chcę, żeby nasza rodzina znów była razem - powie
dział Zayad. - Chcę, żeby mój brat wrócił do Emandu. To
bardzo ważne dla wszystkich...
- Zaraz - przerwała mu. Sama się sobie dziwiła, że tak
obcesowo postępuje z sułtanem w jego własnym pałacu,
ale to wszystko nie mieściło jej się w głowie. - Ty sprowa
dziłeś tu Sakira?
%7Å‚ar pustyni 131
Zayad westchnął. Milczał chwilę, w końcu jednak się
odezwał.
- Tak. Ja zaaranżowałem jego spotkanie z Qahharem.
Ja sprawiłem, że Sakir zainteresował się ropą z Emandu.
I co w tym złego?
- Wszystko! Nie rozumiesz? Sam ciągle mówisz o du
mie i o honorze. A Sakir...
- Nie było innego sposobu, żeby go tu ściągnąć.
- Jemu się wydaje, że sam to wszystko osiągnął, że to
wyłącznie jego zasługa...
- Rzeczywiście, podpisanie tego kontraktu to wyłącznie
jego zasługa. Co do tego nie ma wątpliwości. A że Qah-
har przyszedł się mnie poradzić... - Zayad rozłożył ręce.
- Co miałem zrobić? Powiedziałem mu, kto, moim zda
niem, najlepiej się nadaje do współpracy z Emand Oil.
- Sakir się wścieknie, kiedy się o tym dowie - powie
działa wciąż oszołomiona Rita.
- Tak samo się wścieknie, kiedy się dowie, że rozmawia
Å‚aÅ› o nim ze mnÄ…?
- Zgadza się - przyznała nie bez trudu.
- No proszę... - usłyszeli znajomy głos.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]