[ Pobierz całość w formacie PDF ]
połowy tuzina specjalistów w
prezydium policji, zawsze
gotowych do akcji. Był tu , bo znał się na tym . Całkiem po prostu. Poza tym
pełnił służbę w laboratorium, najczęściej trudząc się badaniem krwi, ale zawsze
musiał spodziewać się, że go zawezwą na miejsce wypadku.
Jeśli idzie o coronera, który tym razem, raczej zrządzeniem przypadku podjął tu
swoje czynności, był nim starszy inspektor Wagm~uller, cichy, opanowany,
niepozorny człowiek, a jednocześnie fachowiec najwyższej klasy. Wyposażony
został nie tylko w znaczny zasób wiedzy medycznej, ale nadto w spore wiadomości
z zakresu chemii i biologii. Nie było to przypadkowe, wyszedł bowiem ze szkoły
owianego już legendą wielkiego starca prezydium policji , który posiadł
uniwersalną wiedzę w dziedzinie dochodzenia przyczyn śmierci. Mowa o komisarzu
kryminalnym Kellerze, posiadaczu psa.
Wagm~ullerowi towarzyszył asystent obładowany jak juczny osioł. Przed wejściem
do domu przy Germaniastrasse 175, spotkał ich starszy z policjantów, którzy
przybyli tu radiowozem. Poinformował ich zwięzle o ważnych szczegółach
zdarzenia.
Specjalista w dziedzinie ustalania przyczyn śmierci skinął głową i to nawet
dwukrotnie. Pierwszy raz najwidoczniej z uznaniem należnym koledze z policji,
drugi raz w stronÄ™ asystenta, tak jakby dodajÄ…c mu odwagi.
Starszy inspektor kryminalny
Wagm~uller, z racji swojej
funkcji nazywany po prostu i
zasłużenie śledczym psem ,
stanął na najwyższym stopniu
piwnicznych schodów. Stamtąd,
przez pewien czas dokonywał
wstępnych oględzin. Osoby, które
znajdowały się przy zwłokach,
zostały mu zaanonsowane i
określone jako drugi
policjant , Kobieta, która znalazła ciało i ojciec zmarłego .
Poprosił, by oddalili się i to nie przez schody, ale przez garaż. Poza tym
zarządził, żeby pozostawali do dyspozycji.
- Oświetlić! - rozkazał teraz coroner, na co jego asystent, bez słowa, jakby był niemową,
włączył przenośny reflektor. Jaskrawe światło powoli i starannie zaczęło obmacywać stopień
po stopniu, potem poręcz i przeciwległą ścianę, a dopiero pózniej zwłoki i najbliższe ich
sąsiedztwo. Centymetr po centymetrze, co wyglądało tak, jakby okrążało zwłoki.
Wynik pierwszego rozpoznania był następujący: Nie zauważono nic szczególnego. Był to
jednak dopiero początek, w istocie skromny, jako tako wtajemniczeni wiedzieli zaś, że owego
poszukiwacza przyczyny śmierci obchodzą tylko i wyłącznie zwłoki. Baczyć jednak musiał i
na to, żeby nie zatrzeć żadnych śladów.
- Teraz temperatury - rozkazał
Wagm~uller.
- Temperatury? - pozwolił sobie zapytać starszy z policjantów. Możliwe, że czegoś się tu
jeszcze nauczy, niewykluczone też, że w czasie podstawowej nauki uważał po prostu niezbyt
pilnie. - Jakie?
- Przede wszystkim należy uwzględnić dwie temperatury - wyjaśnił mu chętnie coroner. -
O tej samej porze zmierzoną temperaturę zewnętrzną i wewnętrzną. Tym razem jednak nie
można wykluczyć, że trzeba będzie liczyć się z pewnymi trudnościami.
- Dotyczy to tych temperatur?
- Ależ tak, kolego, tu bowiem, w naszym mieście nastąpiło tymczasem, dokładnie zaś w
nocy, nietypowe przełamanie się pogody. Temperatura wzrosła o ponad dwanaście stopni.
Przeszliśmy od wilgotnego chłodu do dusznego ciepła, a z tego wyłania się oczywiście
pewien delikatny problem.
- Czego dotyczy, jeśli mogę zapytać?
- Dotyczy próby możliwie dokładnego ustalenia godziny, w której nastąpił zgon.
Temperatury otoczenia jak i pomału stygnących zwłok, korespondują z sobą. Co znaczy, że
jedna wpływa na drugą.
- Rozumiem - zapewnił policjant. - Coś takiego zagraża precyzji wyników badania.
- Tylko nieco je utrudnia, gdyż temperatura na dworze zmienia się o wiele szybciej nizli w
piwnicznych pomieszczeniach. Ta jest nieporównanie bardziej stabilna, co na szczęście
niejedno upraszcza.
** ** **
Asystent Wagm~ullera zabrał się sam do mierzenia temperatury martwego ciała;
temperatury w jamie ustnej, w okolicy serca i w odbycie. Posługiwał się
instrumentami specjalnie skonstruowanymi w laboratorium prezydium policji.
Odpowiadały one metodzie komisarza kryminalnego Kellera , o czym szczegółowo
można było dowiedzieć się z fachowego podręcznika pod tytułem Ustalanie
przyczyn śmierci , wydanego przez federalny urząd kryminalny.
Ustalenia zanotowane zostały na przygotowanych tabelach, nadto uwzględniono
przypuszczalny ciężar zwłok i opisano ubranie, gdyż i ono ma wpływ na poziom
temperatury. Wynikający z tego wszystkiego rezultat, umożliwiał ustalenie
godziny śmierci, a więc również i pory całego zdarzenia. Wkrótce też szef
otrzymał informację:
#/6#30, z tolerancjÄ… wynoszÄ…cÄ… 20 do 30 minut.
- To może się zgadzać -
potwierdził Wagm~uller, ustalenie bowiem dość dokładnie odpowiadało jego
szacunkom. - A więc, kontynuować. - Dokładniejsze objaśnienia nie były
potrzebne, bo owo kontynuować znaczyło: Teraz zwłoki!
Pierwszy z reflektorów asystent zainstalował tak, by możliwe było zmierzenie
temperatur ciała i wypełnienie tabel. Teraz zamontował następny. Zwiatło obydwu
padało obecnie na obiekt , a więc na nieboszczyka.
Wagm~uller ociągając się ruszył w jego stronę, przyklęknął i długo, dokładnie
przyglądał się ciału. Nieboszczyków widział już setki i z racji zawodu musiał
poddawać ich ekspertyzie, dzieci jednak było wśród nich niewiele. Kiedy patrzył
na nie, ogarniał go smutek, a otrząśnięcie się z niego nie udawało się nawet
jemu.
Teraz przystąpił do działania nadzwyczaj ostrożnie, niemal delikatnie. Zaczął
obmacywać i obnażać owo drobne ciało leżące przed nim. Przyglądał się dłoniom i
ramionom, potem, nogom i stopom, następnie zajął się piersią i plecami,
brzuchem, udami i narządami płciowymi, w końcu zaś głową, twarzą i karkiem.
Przebiegało to w milczeniu.
Starszy policjant z radiowozu przypatrywał się temu z rosnącym zdumieniem, coraz
bardziej pełnym respektu. Nie było mu wcale obce szczególne znaczenie starszego
inspektora Wagm~ullera, wzorowego, jeśli nie wprost godnego mistrza, ucznia
komisarza Kellera. A jednak dotąd nigdy nie było mu dane oglądanie wielkiego
śledczego psa przy pracy. W tym momencie zaczął znowu odczuwać coś w rodzaju
dumy, nawet i z tej przyczyny, że obrał sobie taki zawód.
Owa skrupulatność nie robiła jednak, i to już od dawna, żadnego wrażenia na
asystencie Wagm~ullera. Dla niego, współpracownika, była to codzienność i tylko
zwykła, prowadząca do celu policyjna rutyna. Otworzył notes i stał gotowy do
pisania. Na wynik badań nie musiał już czekać długo.
- A więc, po pierwsze! -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]