[ Pobierz całość w formacie PDF ]
roboty filmowały zajście z powietrza, żywe załogi miały nadjechać lada chwila.
Po drugiej stronie placu, przed budynkiem Metropolitan Opera, uformowała się grupa
kontrdemonstrantów. Wycofywałam się powoli, z rękami na głowie, bez śpiewu na ustach, kiedy
nagle, w samym środku tego chaosu, stanęłam jak wryta.
Siedząca na wózku inwalidzkim starsza pani w największym skupieniu przyglądała się
demonstracji. Nigdy nie widziałam takiego wyrazu twarzy. Wydawało się, że ogląda egzekucję,
oceniając ją chłodno, jak sztukę. Ochroniarze murem otaczali wózek ze wszystkich stron. Kobieta
miała na sobie kosztowny jasnoniebieski kostium i wielkie, idealnie dobrane perły. Jej
pomarszczona, zimna twarz była mi doskonale znana. Tak właśnie mogłaby wyglądać za
czterdzieści lat Caroline Olson, gdyby nie poddawać jej żadnym operacjom plastycznym.
Przyłapała mnie na tym, że się jej przyglądam. Nie zmieniła wyrazu twarzy. Ominęła mnie
wzrokiem, jakbym nie istniała.
Pochwyciłam szansę:
- Pani Olson?
- Tak?
- Jestem reporterką czasopisma "New York Now" i piszę artykuł o Miejskim Balecie. Chciałabym
zadać pani kilka pytań o pani córkę, Caroline, jeżeli nie ma pani nic przeciwko temu.
- Nie udzielam wywiadów.
- Ach tak? Może więc tylko kilka nieformalnych pytań... Musi pani być dumna z Caroline. Ale czy
nie obawia się pani o jej bezpieczeństwo w świetle ostatnich, tak zwanych baletowych zabójstw?
- Nie, wcale. - Uśmiechnęła się.
- %7ładnych obaw?! - spytałam lekko zaszokowana.
Spojrzała na załamującą się demonstrację.
- Czy wie pani, co potrafią z ciałem tancerza zrobić w Berlinie?
- Nie, pojęcia...
- A więc po cóż zawraca pani głowę komukolwiek tym tematem? - Patrzyła jak policjanci zabierają
ostatnich demonstrantów. - Miejski Balet Nowego Jorku jest skończony. Przyszłość sztuki kryje się
w biologicznym udoskonalaniu ciała.
Musiałam wyglądać jak ryba, kiedy wpatrywałam się w nią, poruszając bezdzwięcznie ustami.
- Ależ Caroline jest primabaleriną, ma dopiero dwadzieścia sześć lat i...
- Caroline miała niezłą passę. Jak na tancerkę. - Skinęła władczo dłonią, jeden z ochroniarzy
zawrócił wózek i zaczął się wraz z nią oddalać.
Ruszyłam za nimi.
- Ależ, proszę pani, a więc uważa pani, że jej córka i cały zespół powinien zostać zastąpiony
biozmodyfikowanymi baletmistrzami tylko dlatego, że udają im się wyższe podnoszenia, odnoszą
mniej kontuzji, bardziej precyzyjnie "wykręcają" i...
- Nie udzielam wywiadów - powtórzyła stanowczo i jeden z ochroniarzy stanął między nami.
Patrzyłam za nią. Mówiła o Caroline tak, jakby jej córka była przestarzałym modelem buicka.
Chwilę trwało, zanim wyjęłam notebook i zarejestrowałam to, co powiedziała.
Wrzucono coś do fontanny, czerwień znikła, znowu trysnęła czysta woda. Biologicznie
udoskonalony piesek podbiegł do fontanny i zaczął chłeptać wodę. Właścicielka cierpliwie czekała
na drugim końcu smyczy, aż jej różowy, wielkooki pudelek napije się do syta.
*
Po godzinie spędzonej w terminalu biblioteki naszego czasopisma dowiedziałam się, że Anna Olson
jest głównym sponsorem Amerykańskiego Teatru Tańca, a nie Miejskiego Baletu Nowego Jorku,
gdzie spodobało się tańczyć jej córce. Ojciec Caroline nie żył. Wdowie pozostawił pałacyk na East
Side, trzy Renoiry i fortunę zainwestowaną w peruwiański cukier, japońskie urządzenia do badania
zjawisk atmosferycznych i niemieckie farmaceutyki. Zdaniem reporterów "Wiadomości
Baletowych" matka i córka były sobie niechętne. By dowiedzieć się czegoś więcej, potrzebowałam
pomocy zawodowca.
Michaelowi to się nie spodobało.
- Nie ma pieniędzy na takie działania. %7łe nie wspomnę już o etycznej stronie zagadnienia.
- Och, przestań. Nie widzę w tym nic bardziej zdrożnego niż posługiwanie się informatorami ze
świata przestępczego w każdej innej dowolnej historii.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]