[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rodzaju gładkie usprawiedliwienie faktu, że Harry jej towarzyszy, zaczęłaby, ku
wstydowi Em i własnemu, krzyczeć z wściekłości. Przywołała jednak na usta
pogodny uśmiech i pozwoliła, by komplementy i podziw adoratorów ukoiły jej
urażoną dumę.
Harry znosił to przez pięć minut, a potem w milczeniu oddalił się. Krążył
przez chwilę po sali, rozmawiając z różnymi znajomymi, a potem wycofał się do
niszy, z której mógł mieć oko na ów. słodki ciężar, który dobrowolnie wziął sobie na
barki. Jego obecność oraz okazywane zainteresowanie stanowiły dla Lucindy
skuteczną ochronę. Był jednak gotów pójść o zakład, że nie ma nikogo pośród
eleganckiego towarzystwa, kto rozumiałby jego rzeczywiste intencje. Lucinda
tańczyła właśnie walca, tym razem z panem Amberlym. Jednak dopiero po kilku
figurach przypomniała sobie, że powinna się uśmiechać do swego partnera.
Była bowiem wyraznie poirytowana.
Przecież uwodziciel powinien uwodzić kobiety, a zwłaszcza wdowy. Czy ona
sama jest naprawdę tak beznadziejna, że nie potrafi przełamać oporu Harry'ego? Nie
chodziło o to, że chciała zostać uwiedziona, jednak wziąwszy pod uwagę jego
skłonności i jej własny status, to byłby dla nich najlepszy pierwszy krok. Lucinda
była dumna z własnego pragmatyzmu i uważała, że na całą sytuację należy patrzeć z
realizmem.
Harry przyjechał do Londynu i nadskakiwał jej, ale to z pewnością nie
wystarczało. Potrzeba było czegoś więcej. Lucinda popatrzyła na pana Amberly'ego i
pomyślała, że jeżeli w swoim tak zaawansowanym wieku chce się nauczyć, jak
zachęcać mężczyzn, to musi zacząć ćwiczyć tę umiejętność. Gdy umilkły tony walca,
a oni znalezli się w drugim końcu sali, chwyciła wachlarz wiszący na wstążce u jej
przegubu, otworzyła go i zaczęła się nim wachlować.
- Tutaj jest bardzo ciepło, prawda? - zwróciła się do pana Amberly'ego.
- Rzeczywiście, droga pani.
Wzrok pana Amberly'ego pobiegł w stronę tarasu. Lucinda, skrywając
uśmiech, zaproponowała:
- Jeżeli usiądę na tamtym krześle i zaczekam, to czy przyniesie mi pan
szklankÄ™ lemoniady?
Jej rycerz był rozczarowany.
- Oczywiście - powiedział, odprowadził ją do krzesła i oddalił się.
Lucinda oparła się wygodnie i czekała. Pan Amberly powrócił wkrótce z
dwoma kieliszkami płynu w podejrzanym kolorze.
- Pomyślałem, że będzie pani wolała szampana.
Lucinda przyjęła kieliszek i wypiła pierwszy łyk. Harry zwykle przynosił jej
szampana podczas kolacji i nigdy nie zdarzyło się, żeby wypity trunek zakłócił jej
zdolność jasnego myślenia.
- Dziękuję panu - powiedziała z uśmiechem. - Byłam bardzo spragniona.
- Nic dziwnego, droga pani. Tutaj panuje taki ścisk. -Pan Amberly spojrzał
Lucindzie w twarz. - Aż trudno rozmawiać, prawda?
Lucinda zauważyła błysk w jego oczach i znów się uśmiechnęła.
- Rzeczywiście - potwierdziła.
Pan Amberly zaczął jednak mówić - o pogodzie, o wydarzeniach
towarzyskiego sezonu - aż w końcu zaprosił Lucindę na przejażdżkę do Richmond,
którego to zaproszenia Lucinda, odmawiając grzecznie, nie przyjęła. Oddała
opróżniony kieliszek panu Amberly' emu, a on odstawił go na tacę niesioną przez
przechodzącego właśnie lokaja.
- Jestem niepocieszony, droga pani, że mi pani odmawia.
Może jednak w przyszłości jakaś inna propozycja spotka się z aprobatą?
Lucinda omal się nie roześmiała.
- Być może - powiedziała i wstała, wspierając się ciężko na ramieniu pana
Amberly'ego.
Poczuła nagle, że ma wypieki i że jest jej o wiele bardziej gorąco niż przed
wypiciem napoju. Pan Amberly spojrzał na nią bystro.
- Może, droga pani, zrobiłby pani dobrze łyk świeżego powietrza?
Lucinda popatrzyła w stronę drzwi prowadzących na taras i wyprostowała się.
- Raczej nie - powiedziała.
Chciała poćwiczyć wabienie mężczyzn, ale nie miała zamiaru psuć sobie
opinii.
- Proponuję, proszę pani, żeby wypiła pani to.
Ton, jakim zostały wypowiedziane te słowa, sugerował, że jeżeli wie, co jest
dla niej dobre, powinna to zrobić.
Wzięła szklankę i podniosła ją do ust, a jej wzrok padł na :warz Harry'ego.
- Co to jest?
- Zimna woda - odrzekł Harry, a potem patrząc na Freiericka Amberly'ego,
powiedział: - Możesz iść, Amberly. Ja odprowadzę panią Babbacombe.
- Skoro nalegasz, Lester. - Ujął dłoń Lucindy i skłonił się nad nią elegancko. -
Zawsze do usług, pani Babbacombe.
Lucinda obdarzyła go szczerym uśmiechem.
- Dziękuję panu za ten czarowny, niezapomniany taniec.
Mina pana Amberly'ego sugerowała, że uczyniła postępy.
Harry zmierzył ją badawczym spojrzeniem.
- Droga pani, czy ktoś pani kiedykolwiek wyjaśnił, że warunkiem pozostania
cnotliwą wdową jest powstrzymanie się od zachęcania uwodzicieli i rozpustników?
Lucinda otworzyła szeroko oczy.
- Ależ, drogi panie Lester, co pan ma na myśli? Bo jeżeli chodzi o pana
Amberly'ego, to my tylko gawędziliśmy.
Harry wziął od niej pustą szklankę i postawił ją na przesuwającej się właśnie
obok tacy, po czym ujÄ…Å‚ LucindÄ™ pod ramiÄ™.
- A teraz, droga pani, będziemy bardzo powoli spacerować po sali.
- Bardzo powoli? Dlaczego?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]