[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ryby wynurzały się ponad powierzchnię wody i Nathan patrzył na falujące odbicie
Lisy w wodzie. Na jej twarzy zobaczył coś nieopisanego, co przemawiało do jego serca.
Smutek? Zrozumienie? Coś, co sprawiało, że chciał objąć ją i mocno przytulić. Mógł tak z nią
siedzieć całą wieczność, wyobrażając sobie, że trzyma ją w ramionach i że łączy ich coś
tajemniczego.
Wieczność nagle skończyła się, kiedy przyszedł Skit, przedzierając się przez liście. -
Aha, tu jesteście! Jodie już myślała, że uciekłaś i zostawiłaś ją samą. - Kiedy na nich
popatrzył, jego wyrzuty zamieniły się w skruchę. - Wybacz, stary. Lisa zerwała się z miejsca.
- Na mnie już czas. Cała trójka poszła z powrotem do garażu, a Jodie odetchnęła z
ulgą, kiedy ich zobaczyła. Larry dawno już sobie poszedł. Zapadał zmierzch i na podjezdzie
było ciemno. Nathan zapalił światło i patrzył, jak dziewczyny wsiadają na harleya.
- Zwietnie śpiewasz, Jodie - zawołał. - Widzimy się w przyszłym tygodniu, pamiętasz?
- Będę na pewno - odpowiedziała Jodie.
- Ty też możesz wpaść - powiedział do Lisy.
- Przywiozę Jodie, ale nie będę mogła zostać. - Lisa była znowu chłodna i
nieosiÄ…galna.
Powiał wiatr. Nathan patrzył, jak odjeżdżają; nagle zrobiło mu się zimno i poczuł się
samotny, jak zeschnięte liście pod jego stopami.
- Mamo? - zawołała Lisa, wchodząc do ciemnego mieszkania.
Nikt nie odpowiadał. Przypomniała sobie, że dziś w kościele grają w bingo. Jej matka
nie była katoliczką, ale uwielbiała bingo.
- Lisa? Jestem tutaj - zawołał Charlie. Zapaliła światło, rzuciła torbę z książkami na
kanapę i poszła korytarzem do trzeciej sypialni. Charlie ustawił tam telewizor i DVD, wielki
fotel i starą kanapę. Pilotem ściszył głos w telewizorze i pomachał do Lisy. Był świeżo
umyty, długie włosy miał związane w koński ogon. Pachniał skórą i mydłem lipowym.
- Ugotowałem zupę - powiedział. - Jesteś głodna?
- Razem z Jodie jadłyśmy hamburgery.
- Jak tam przesłuchanie?
- Kopary im opadły. Charlie uśmiechnął się.
- Więc miałaś rację, że jej potrzebują? Lisa ściągnęła buty i położyła nogi na starym,
sfatygowanym stoliku.
- Zaprosili ją na przyszły tydzień.
- Dobrzy sÄ…?
- Muszą dużo ćwiczyć, zanim będą mogli zagrać publicznie.
- A ten młody człowiek?
- Co z nim?
Ciągle widziała twarz Nathana, niemal bez wyrazu, kiedy powiedział jej o swojej
zmarłej siostrze. Lisę bardzo to ciekawiło, ale wiedziała, jak to jest znalezć się w ogniu pytań,
na które nie masz ochoty odpowiadać. Niektóre tajemnice powinny nimi pozostać.
- Nadal ci siÄ™ podoba?
- Nikt mi się nie podoba. Charlie. Na pewno nie w taki sposób, jak ci się wydaje.
Wiesz, że nie mogę.
- Ograniczenia są tylko w twojej głowie, dziewczyno. Powiedziałaś, że chciałabyś
spróbować wszystkiego, pamiętasz? Miłość też zalicza się do tego wszystkiego .
- Nie dla mnie. - Lisa gapiła się w telewizor, biegające w kółko postacie głupio
wyglądały bez dzwięku. - Dlaczego z nami jesteś, Charlie? Mamy nigdy nie ma w domu. Ja,
no cóż, wiesz, jak jest ze mną. Dlaczego tracisz na nas swój czas?
- Twoja mama nie jest silną osobą, Liso - powiedział Charlie po chwili namysłu. - To
nie jej wina. %7łycie jej nie oszczędzało. Ty i ja jesteśmy silni. Bierzemy więc sprawy w swoje
ręce i ułatwiamy życie słabszym. Ten młody człowiek...
- Nathan Malone - powiedziała, niechętnie wymawiając jego imię, bo to czyniło z
niego realną osobę. Tchnęła życie kogoś, kto do tej pory pozostawał w cieniu.
- Ten Nathan, on jest silny? Zamyśliła się: przypomniała sobie, jak patrzył na nią,
kiedy kazała mu zsiąść z motocykla tamtej nocy w lesie, jak zastąpił jej drogę na parkingu i
zmusił, żeby go wysłuchała, wyraz jego twarzy, kiedy powiedział jej o swojej siostrze.
- Aatwo siÄ™ nie poddaje. Tak, jest silny. Charlie wyciÄ…gnÄ…Å‚ siÄ™ na fotelu.
- To dobrze, Liso. Potrzebujesz kogoÅ› silnego.
Sobotnie próby były dla Nathana najważniejszym wydarzeniem ostatnich tygodni. Nie
tylko ich zespół robił wyrazne postępy, ale też mógł zobaczyć Lisę w otoczeniu innym niż
szkoła.
Wtedy była nieprzystępna i pełna rezerwy, zupełnie inna niż w księgarni czy nad
stawem w jego ogrodzie. Codziennie wychodziła pospiesznie z zajęć Fullera, chłodno
[ Pobierz całość w formacie PDF ]