[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Różyczka wiedziała doskonale, że Laurent regularnie niewoli Tristana i Lexiusa, bierze to
jednego, to drugiego, w zależności od tego, na kogo akurat ma ochotę, a Tristan w sposób jak
najbardziej indywidualny i osobisty ubóstwia Laurenta.
Laurent pożyczył nawet od Kapitana pas, aby móc chłostać swoich dwóch niewolników, na
co obaj reagowali wspaniale. Różyczka zastanawiała się, jak Laurent zniesie w wiosce
kolejną zmianę, gdy stanie się znowu niewolnikiem. Odgłosy chłosty, jakiej nie szczędził
Tristanowi i Lexiusowi, dochodziły każdorazowo do sypialni, w której Różyczka sypiała z
Kapitanem, i nie pozwalały jej zasnąć.
Dziwiła się, że Laurent nie próbuje w jakiś sposób zdominować Kapitana, który z jednej
strony lubił Laurenta i nawet się z nim przyjaznił, z drugiej jednak przypominał mu często, że
jako karany uciekinier powinien spodziewać się w wiosce tego, co najgorsze.
Jak bardzo różni się ten rejs od poprzedniego, myślała z uśmiechem. Przesunęła palcami po
pręgach na swoim ciele, śladach chłosty, jaką wymierzył jej Kapitan; czuła, jak pulsują.
Moglibyśmy tak płynąć jeszcze bardzo długo, marzyła.
Te myśli nie odzwierciedlały jednak w pełni jej odczuć. Tęskniła już za wszechogarniającym
światem wioski. Pragnęła ujrzeć znowu tę niewielką społeczność pochłoniętą pracą i
zwykłymi zmaganiami, znalezć swoje miejsce w istniejącym tam ładzie, dostosować się do
niego, tak jak zamierzał to uczynić Tristan. Tylko w ten sposób zdoła wymazać z pamięci
ogrom i nienaturalność pałacu Sułtana, a także sprawić, że przestaną ją dręczyć zarówno
zapach Inanny, jak i wrażenie, iż nadal czuje ją przy sobie.
Około dwunastego dnia rejsu Kapitan poinformował Różyczkę, że zbliżają się już do domu.
Mieli przybić do portu w sąsiednim królestwie, a w porcie królowej znalezć się następnego
ranka.
Różyczkę ogarnął lęk połączony z tęsknotą. Podczas gdy Nicolas i Kapitan przebywali na
brzegu, gdzie spotkali się z wysłannikami królowej, ona rozmawiała szeptem z Tristanem i
Laurentem.
Wszyscy troje mieli nadzieję, że zostaną w wiosce. Tristan powtórzył, że nie kocha już
Nicolasa.
- Kocham tego, kto potrafi karać mnie należycie dodał nieśmiało. Jego oczy zabłysły, gdy
zerknÄ…Å‚ na Laurenta.
- Nicolas powinien był sprawić ci solidne lanie od razu, gdy weszliśmy na pokład -
powiedział Laurent. - Wtedy na leżałbyś znowu do niego.
- Tak, ale nie uczynił tego. Przecież to on jest panem, nie ja. Któregoś dnia znowu zakocham
się w swoim panu, ale musiałby to być ktoś zdolny do podejmowania decyzji i wybaczania
słabości swoim niewolnikom.
Laurent kiwnął głową.
- Gdyby kiedykolwiek spotkała mnie ta łaska - powiedział cicho, patrząc na Tristana - że
mógłbym służyć na dworze królowej, wybrałbym ciebie na mego niewolnika. Przy mnie
zdobyłbyś szczyty doświadczeń, o jakich nawet nie śniłeś.
Tristan odpowiedział uśmiechem, zarumienił się, opuścił wzrok i znowu zerknął na niego.
Jedynie Lexius zachowywał milczenie. Był już tak dobrze wyćwiczony przez Laurenta, że
mógł znieść teraz wszystko, co przyniesie mu los; Różyczka nie wątpiła w to ani przez
moment. Pewnym lękiem napawała ją perspektywa ujrzenia go na podium podczas licytacji.
Był taki uroczy, pełen godności i miał taki niewinny wyraz oczu! A om pozbawią go tego
wszystkiego. Chociaż z drugiej strony... ona i Tristan też musieli to znieść...
Zanim statek wypłynął w morze, by odbyć ostatni etap rejsu, zapadła noc. Kapitan zszedł pod
pokład, na jego pociemniałej twarzy malowała się głęboka zaduma. Taszczył misternie
wykonaną drewnianą skrzynię, którą postawił przed Różyczką.
- Tego się obawiałem - powiedział. Wydawał się jakiś odmieniony, uparcie omijał wzrokiem
Różyczkę, choć ta, siedząc na łóżku, przeszywała go wzrokiem.
- O co chodzi, panie? - zapytała.
Patrzyła, jak otwiera skrzynię i uchyla wieko. W środku dojrzała suknie, welony, wysokie
spiczaste stożki kapeluszy, bransoletki i inne świecidełka.
- Wasza Dostojność - powiedział cicho, patrząc gdzieś w bok. - Jeszcze przed świtem
przybijemy do brzegu. Musisz, pani, przyodziać się, jak dawniej, i spotkać się z
emisariuszami swojego ojca. Twoja służba dobiegła końca, zostaniesz więc odesłana do
domu, do rodziny.
- Co takiego?! - zawołała Różyczka. Zerwała się z łóżka.
- To niemożliwe! Kapitanie!
- Proszę, księżniczko, nie utrudniaj mi zadania! Nadal nie patrzył jej w oczy, twarz mu
pociemniała. Otrzymaliśmy wiadomość od naszej królowej. Sprawa jest już przesądzona.
- Nie pojadę! - Różyczka z trudem łapała powietrze. - Nie pojadę! Najpierw wykradliście
mnie z pałacu Sułtana, teraz jeszcze to! - Ogarnął ją gniew. Wstała i bosą nogą kopnęła
skrzynię. - Zabierz stąd to odzienie i wrzuć je do wody! I tak go nie włożę, słyszysz?
- Różyczko, błagam! - szepnął Kapitan, jakby lękał się podnieść głos, - Nie rozumiesz?
Właśnie po to wysłano nas do kraju Sułtana, aby przywiezć cię stamtąd, uwolnić. Twoi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]