[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przepyszny, młody głos kobiecy, który Ksawery poznał natychmiast i znalazł ład w swych
pocierzach i rzewny, rozkoszny spokój w duszy.
Ukrył twarz w dłoniach i nie podniósł jej aż po ostatnim dzwięku śpiewu, gdy solenizant
dnia tego zaintonował basem Anioł Pański.
Wrażenie prysło, organy ucichły, a natomiast żebracy poczęli piszczeć najfałszywiej, w
nadziei datku od stroskanej rodziny, i publiczność rzuciła się spiesznie do drzwi, uciekając od
dziadowskiego koncertu. Ksawery przyznał tej dezercji zupełną słuszność. Podał ramię
staruszce i wyszedł też, szukając w tłumie złotej główki swego ideału.
Stała u drzwi chóru, wsparta na ramieniu pana Stanisława, blada, poważna, ze śladami łez w
oczach. Ukłoniła mu się tylko, nie raczy wszy podać ręki, i poszła za matką do powozu.
-- Janiu -- szeptał jej kuzyn tak głośno, że każde słowo dochodziło uszu Bobrowskiego --
jestem pewny, żeśmy o tym samym myśleli oboje w kościele.
-- No, bardzo wÄ…tpiÄ™; powiedz wreszcie.
-- Myślałem, czy mi prędko te organy zagrają Veni Creator, to jest mnie i tobie -- odparł
czule.
-- Mylisz się w takim razie. Ja myślałam tylko o ciotce -- odparła bardzo poważnie,
wysuwając rękę spod jego ramienia i zajmując miejsce obok matki w powozie.
Ksawery zapiął fartuch, spojrzał na nią i został sam, patrząc z zawiścią na obmierzłego
Stanisława, którego bryczka ruszyła w ślad jasienieckich siwoszów. Czuł, że nabiera dla tego
człowieka Stefanowej nienawiści. Co się z nim działo? Jak lunatyk przyjechał do domu, jak
lunatyk poszedł do mieszkania ciotki i padł na sofę w bibliotece, niezdolny do nikogo
przemówić. Czyżby się on zakochał w lat trzydzieści kilka, przebywszy burzliwe dni młodości?
Myśl o żonie, o domowym ognisku często go nawiedzała w jego pustej norze, w pierwszych
chwilach pobytu; często, wracając zmęczony do domu, wyobrażał sobie, jak by to miło było
ujrzeć inną twarz obok ospowatej fizjognomii Walka; lecz była to utopia, zbytek dla nędzarza,
odpędzał marzenie, aż nie wróciło więcej, zabite pracą i troską codzienną.
Teraz pragnienie znów się zbudziło, potężniejsze jeszcze, bo przywiązane do żywej kobiety;
miłość ogarniała mu duszę coraz głębiej i szerzej.
Kiedy się zaczęła, kiedy wzrosła? Ba, kto to opisać zdoła? Gdy z wiosną giną śniegi, kto
określi postęp budzącej się przyrody? Dziś jeszcze czarno i pusto, jutro już kwiecie się śmieje i
ciepło nas ogarnia. Skąd się wzięło? kiedy wzrosło? jak zakwitło?& Jest i koniec.
Do tego logicznego wyniku przybiła wreszcie, po długim błądzeniu myśl Ksawerego, gdy ją
nagle przerwał hałas jakiś na dziedzińcu i głosy kilku osób, którym naturalnie przodował pisk
pani Stefanii.
Krzyk się zbliżał, otworzono po długim szamotaniu drzwi salonu, rejwach rósł do
rozpaczliwych rozmiarów.
-- Wynoś się, ty oberwańcze! Będziesz ty mi swymi buciskami podłogę brudził! Kiedy masz
interes do pana, to czekaj w sieni.
-- Puscaj, babo, bo cię zdzielę! A to zatracona kobieta, kaj pijawka się cepia cłeka! -- ozwał
się zaspany, ochrypły, dobrze znany Bobrowskiemu głos Walka.
-- Pokornie proszę iść sobie precz -- dokończył cichy głosik Jana.
Ta pokorna prośba była widocznie poparta jakimś bardzo wyrazistym argumentem, bo hałas
się oddalił i ucichł zupełnie po chwili.
-- A ten skÄ…d siÄ™ tu wziÄ…Å‚? -- mruknÄ…Å‚ do siebie Bobrowski.
W innym czasie pośpieszyłby na ratunek biednego Mazura, ale teraz nie wzruszyłaby go
nawet wieść, że Wysoka Wola została porwana przez trąbę powietrzną.
Da sobie sam radę, zadecydował stoicznie, zamykając oczy, aby snuć dalej sen na jawie.
Pół godziny minęło we wzorowej ciszy, potem zaskrzypiały drzwi od ogrodu, ktoś na
palcach przeszedł przez salon, otworzył bibliotekę i w szparze ukazała się przerażona twarz
Walka.
-- No, śmiało, chłopcze -- zaśmiał się Ksawery.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]