[ Pobierz całość w formacie PDF ]
noc z jego kuzynem!
Nie byłbyś taki wściekły, gdyby spędziła tę noc w twoim
łóżku, podpowiadało mu sumienie. To jest zazdrość, a nie
oburzenie na upadek obyczajów! - zgromił się sarkastycznie.
Zraniłeś ją, dlatego powinieneś przeprosić.
Spojrzała mu prosto w oczy.
- Za co miałby pan mnie przepraszać! - zapytała leciutko
drżącym głosem. - Nikt nie spodziewa się, że będzie pan pa
miętał każdą partnerkę, z którą pan kiedyś tańczył.
Wykonali obrót w milczeniu.
- Jestem pani winien przeprosiny, ponieważ nie mia
łem prawa traktować pani tak, jak to zrobiłem dziś o świcie.
Nie moja sprawa, czy ma pani romans z kuzynem, czy nie -
stwierdził spokojnie, w niej zaś wyczuł narastające napięcie. -
Sugeruję jednak, by nie błąkała się pani po korytarzach. Może
to dać powód plotkom, których zapewne nie życzyłaby pani
sobie.
Delikatne usta Tildy wygięły się w niemiły grymas.
- Jedenaste przykazanie - stwierdziła gorzko.
-Tak? Nie pojmujÄ™...
111
- Nie daj się przyłapać. Naczelna zasada naszego społeczeń
stwa. Innymi słowa, święta zasada hipokryzji. - Zaśmiała się
nieprzyjemnie.
- Tak, milady, i dla własnego dobra powinna pani jej prze
strzegać. To po prostu taka gra, i jak każda gra ma swoje reguły. -
Wiedział, że brnie w fałsz, że zmierza w złym kierunku...
- Wasza wysokość jest w błędzie. - Zawiesiła głos na dłuż
szą chwilę. - Kiedy ja gram, to gram według własnych zasad.
Wystarczająco długo grałam zgodnie z zasadami innych lu
dzi - dokończyła z ogniem w oczach.
Przeraziła go myśl, jak społeczeństwo zemści się na niej za
złamanie panujących w nim reguł.
- Tildo, proszę pomyśleć o swojej matce!
- Nie ma pan prawa zwracać się do mnie w ten sposób! -
przeszyła go piorunującym spojrzeniem. - Ani udzielać mi
osobistych rad. Jako wdowa mogę wybierać, kogo mam ob
darzać swoim... uczuciem.
-I już pani wybrała?
- Tak, już wybrałam.
Taniec dobiegł końca. Odsunęła się od Crispina, on jednak
nie chciał wypuścić jej z ramion. Pragnął... och, jak pragnął...
ta cudowna, stworzona do miłości nimfa... Tak chciał ją po
całować! Tu, na oczach wszystkich ludzi...
A wtedy, by ratować jej cześć, musiałby natychmiast się
oświadczyć...
Nagle odzyskał jasność widzenia. Lady Winter... Tilda...
odsuwa się od niego, grzecznie dziękuje mu za taniec. On ma
chinalnie odprowadza ją na miejsce, wymienia uśmiechy, po
zdrawia gości. Jego umysł rejestruje to nagłe odkrycie i jed
nocześnie analizuje, jak doszło do tego, że był taki ślepy i nie
dostrzegł prawdy - że ją kocha.
112
Zanim pochylił się przed nią w ukłonie i oddalił do bufetu,
już opadły go wątpliwości. Po pierwsze, był o krok od oświad
czenia się o rękę jej kuzynki, której ona służyła za przyzwoit-
kę. Tylko ta okoliczność wystarczyłaby plotkarzom do rozsie
wania złośliwych insynuacji i oszczerstw pod adresem Tildy.
Zwiat rzuciłby się na nią z pazurami. Rozszarpano by ją na
kawałki.
Po drugie, jeśli łączył ją romans z Guyem, było całkiem
możliwe, że to właśnie on zechce się z nią ożenić. Była w koń
cu majętną wdową. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby
kuzyn wykorzystał tę sytuację, pomyślał ze złością.
Po trzecie i najistotniejsze, sam dał jej wszelkie powody,
aby go znienawidziła i nie ufała mu. Zaklął szpetnie pod no
sem. Widział teraz wyraznie, niezależnie od czysto fizycz
nej frustracji, dlaczego jej osoba tak mocno go zajmowała...
dlaczego nie potrafił właściwie jej umiejscowić. Zakochał się
w tej przeklętej kobiecie, nie zdając sobie z tego sprawy!
Tymczasem ona wybrała innego. Jego kuzyna.
Automatycznie uśmiechał się do sir Richarda i z roztarg
nieniem słuchał jego argumentów na temat istoty przestrze
gania prawa. Kiwał głową ze zrozumieniem lub kręcił głową
na znak sprzeciwu, jednocześnie myśląc tylko o tym, dlaczego
zakochał się w Tildzie.
Przynajmniej tak przypuszczał. Z tego, co wiedział o mi
łości, było to uczucie zwodnicze, w istocie wiodące na ma
nowce. Przez całe lata lekceważył samą ideę miłości. Obec
nie doświadczał dwóch całkowicie sprzecznych z sobą uczuć,
obu bardzo potężnych. Z jednej strony pragnął posiąść lady
Winter, nie zważając na jej opory, sprawić, by zrozumiała, że
należy do niego. Jednocześnie chciał ją chronić nawet przed
sobÄ… samym.
113
Co, do wszystkich diabłów, ma teraz czynić? Poślubić
Amelię, wiedząc że, z uwagi na więzy rodzinne, będzie widy
wał Tildę zbyt często, by zachować równowagę ducha? A co
będzie, jeśli Guy oświadczy się o jej rękę?
- A więc zgadza się pan ze mną, St. Ormond? - Sir Richard
przywołał go gwałtownie do rzeczywistości. - Zrobi pan coś,
aby oddać tych złoczyńców w ręce sprawiedliwości?
Dobry Boże, na co ja się zgodziłem? - pomyślał.
- Przemyślę to, sir Richardzie - odpowiedział dyplomatycz
nie. Cóż, musiał jakoś rozwiązać narastający problem kłusow
nictwa, o którym donosił mu Marlowe. Rano będzie się z nim
widział. - Jestem zawsze otwarty na argumenty, ale muszę je
potem dobrze rozważyć - dorzucił z uprzejmym uśmiechem.
- Nie ma nad czym dumać - zrzędził sir Richard. - Myśli
pan, że nie słyszałem, że tracicie teraz więcej zwierzyny niż
przedtem? Głośno o tym w okolicy. Jedno panu powiem, jeśli
złapię któregoś z tych złoczyńców na handlu dziczyzną, zała
twię mu bilet do Botany Bay, zanim zdążysz kiwnąć palcem!
Dokończy marnego żywota w karnej kolonii w Australii, bez
dwóch zdań!
Crispin roześmiał się szeroko.
- Oby tylko pana nie postrzelili w drodze do sir Matthew.
Co u niego?
- A co ma być? Stary Whittlesea zmaga się z podagrą, ot
co. Nie widzÄ™ go tu. Wybieram siÄ™ do niego na dniach. CiÄ…gle
jeszcze lubi partyjkÄ™ pikiety.
Kładąc się spać, Crispin myślał o tym, co usłyszał od sir
Richarda. Zachodził w głowę, skąd mógł mieć informacje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]