[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dalej:
Niech jaśnie pani zostawi tę koronkową na jutro, a dziś
czarnÄ… wezmie.
Tak i zrobiłam. I rada byłam, bo czułam, że mi w tej sukni
najbardziej do
twarzy. «Nie to, co Stefa», myÅ›laÅ‚am, patrzÄ…c na siebie w
zwierciadle, ale też i
brzydką nie jestem, szczególniej dziś, gdy mnie ta poczciwa
Wikcia tak ślicznie
uczesała. Doprawdy, wyglądam wcale... E, cóż znowu!
nietylko, że głupieję, lecz
jeszcze robię się próżna i pretensyonalna!
Mik wpadł do pokoju.
Wiesz! Zliczna jesteś zawołał, myjąc pospiesznie ręce
doskonale, pysznie
wyglÄ…dasz... Fiu, fiu... jaka szykowna dama! Oho!
Doprawdy, Miku? A ja desperowałam...
No? Nad czem mój Haniuś desperował? co?
Ach, Mik! Jabym chciała być najpiękniejszą... dla ciebie...
szepnęłam mu w
ucho.
On mię wziął w ramiona i mokrymi wąsami całując, tak
przycisnął do siebie, że
zaczęłam drżeć o moje pliski i inkrustacye.
Jesteś najpiękniejszą, i najmilszą, i najlepszą, i niech tam
wszystkie inne
pod Å‚awÄ™ siÄ™ chowajÄ… przy tobie... Ty... ty... HaniuÅ›...
Dzwonek się rozległ. Rany boskie! Obiad! zawołał. I
zbiegliśmy na dół.
Obiad był strasznie nudny. Siedziałam na pierwszem miejscu
między matką a ojcem
Tomaszem, który, zjadłszy zupę z pasztecikami i otarłszy
usta, rozpoczął indagacyę: To pani była w uniwersytecie?
A jakże tam
studentki, co? Więcej zajęte kolegami niż naukami,
nieprawdaż? Wielbią
Przybyszewskiego i Wyspiańskiego, co? A czytała pani
«CzyÅ›ciec SÅ‚owackiego»? A
co? tryumfująco pokiwał głową.
Nie wytrzymałam. Czytałam rzekłam i uważam, że
to bardzo głupie.
Szmer przerażenia przeszedł po obecnych. A ksiądz jeszcze
bardziej głową pokiwał
i wyrzekł: Hm, hm...
A po chwili spytaÅ‚ dalej: A czyta pani «ChimerÄ™»? I
rozumie pani cokolwiek?
czy tylko udaje, co? No, proszę się przyznać.
Rzuciłam mu zdziwione spojrzenie. Ale sztuka mięsa zrobiła
przerwę. Zjedliśmy w
milczeniu, otarliśmy usta i znowu:
A teraz, to Kasprowicz w modzie? Już zrobili z niego
równego Mickiewiczowi.
Czytała pani Kasprowicza?
Uśmiechnęłam się na to zapytanie. Wszakże go prawie na
pamięć umiałam.
«MojÄ… Pieśń WieczornÄ…» pani czytaÅ‚a? No, cóż? I pewnie
pani siÄ™ zachwyca?
Ktoby siÄ™ nie zachwycaÅ‚ «PieÅ›niÄ… WieczornÄ…» i wogóle
poezyÄ… Kasprowicza, toby
byÅ‚... ChciaÅ‚am powiedzieć «kretynem», ale na szczęście,
ksiądz nie dał mi
dokończyć.
A czy pani wie, że to wręcz sprzeciwia się nauce Kościoła
świętego? A tak! Te
sÅ‚owa na wstÄ™pie: «On byÅ‚ i myÅ›my byli przed poczÄ…tkiem,
niech
imiÄ™ jego bÄ™dzie pochwalone». Toż to czysta herezya!
Panteizm! Pisałem o tem do
naszych pism. Zeszłego stycznia wyszedł mój artykuł...
Tak, pamiętam przerwała matka, przechylając się ku
księdzu czytaliśmy
wszyscy... z wielkiem zaciekawieniem...
To głęboko filozoficzny artykuł. Dowodzę tam, czarno na
białem, kłamstwa tych
słów, fałszu, bluznierstwa. O! takich rzeczy nie można
tolerować! Zadałem im
tam! i Kasprowiczowi, i wszystkim tym... nowatorom,
dekadentom, tej całej
secesyi! Musiało im pójść aż w pięty!
Zaczynałam chcieć się śmiać. Ach, roześmiać się wprost w
oczy, głośno,
serdecznie! Ale nie, nie wypadało. Rzekłam więc tylko, jak
mogłam najsłodziej:
Jaka szkoda, że «oni» pewnie ani wiedzÄ… o tym
nadzwyczajnym artykule księdza
profesora!
Dlaczego? Jakto! ani wiedzÄ…?...
O! bo «oni» tych pism z pewnoÅ›ciÄ… nie czytajÄ…. To zupeÅ‚nie
stracona fatyga, no,
i filozofia.
KsiÄ…dz coÅ› mruknÄ…Å‚ w odpowiedzi, ale podano jarzynÄ™:
karczochy, groszek i
kalafiory i znowu nastąpiła przerwa w rozmowie.
«MuszÄ™ sama z innej beczki zacząć», pomyÅ›laÅ‚am, «to może
to siÄ™ przerwie». I
zwróciłam się do matki z jakiemś zapytaniem o Karlsbadzie.
Zaczęła mi ona
opowiadać coś o swojej podróży. Zdawało mi się, że czuje
również potrzebę
przerwania drażliwych z księdzem kwestyi. A ja, zwró-
cona ku niej ostentacyjnie, słuchałam i nie dozwalałam upaść
rozmowie.
Ale ojciec Tomasz zjadł karczochy, wytarł tym razem i usta i
palce i nagle nam
przerwał:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]