[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zachichotała. - Lucy Borden, czy nie wstyd ci tak kłamać?
- Ja nie kłamię - odparła Lucy rozpaczliwie.
- Nie, ja... On...
- Właśnie tak to wygląda. Nie walcz z tym. Miłość jest
cudowną rzeczą, a Jimbo to wspaniały młody mężczyzna. Masz
wypisane na swojej słodkiej, małej twarzyczce zafascynowanie
nim.
Lucy poczuła, jak pułapka zamyka się wokół niej.
- Jimbo?
- Tak nazywało go całe sąsiedztwo, kiedy miał pięć lat. Nie
słyszy się już tego w okolicy.
- Nie jestem zakochana w tym mężczyznie
- oświadczyła Lucy powoli i wyraznie.
- Więc co zamierzasz zrobić, uciec od niego czy pójść za nim?
- Zamierzam... ukryć się. - Dziewczyna zerwała się z fotela. -
Będę prowadzić wspaniały klub pływacki. - Ostentacyjnie
podeszła do biurka, gdzie leżała lista ewentualnych członków.
- Tak, uciec i ukryć się - zawołała za nią Angie. - W moich
czasach kobiety robiły to samo, a potem żałowały. Bawiłabyś
się dużo lepiej, zostając z nim, kochanie.
Lucy z trudem weszła po schodach do łazienki. Bolały ją
dłonie, lecz dopiero stojąc przed lustrem, zauważyła, że musiała
mieć zaciśnięte pięści. Paznokcie wbiły się w skórę,
pozostawiając ślady.
- Do licha z nim! - powiedziała mimo woli. Zasłona od
prysznica zaszeleściła i mała Maude wystawiła główkę.
- Masz na myśli mojego tatę? Czy on już poszedł?
- Maude Proctor!
RS
50
Zasłona z szelestem powróciła na swoje miejsce. No, Lucy
Borden, pomyślała, sama się o to prosiłaś. Gdybyś wcześniej tak
nie matkowała, teraz nie znalazłabyś się w takiej sytuacji.
Trzeba było być i twardszą w stosunku do dziecka.
Matkowanie! Co za okropne słowo! Nie było jednak sensu
straszyć małej.
Delikatnie odsunęła zasłonę. Skulona dziewczynka
przycupnęła w kącie. Cała się trzęsła.
- Maude, w tej chwili wyjdz spod prysznica! Dziewczynka
poruszyła się i prześlizgnęła wzdłuż wanny, najwyrazniej
chciała być poza zasięgiem Lucy.
- Nie wrócę tam - oświadczyła wstając. - Nigdy.
- Mocne słowa - odparła Lucy, podając wychodzącemu
dziecku rękę. - W takim razie dokąd pójdziesz?
- Chciałam zostać tutaj, ale teraz widzę, że jesteś takim
samym podłym dorosłym jak on. Nie wiem jeszcze, co zrobię,
ale nie wrócę tam.
Dziecko zdołało wydostać się z wanny i wyplątać z zasłony,
po czym sztywno się cofnęło. W głowie
Lucy zabrzęczały dzwonki alarmowe. Cztery lata nauczania w
szkole wyrobiły w niej określone poglądy dotyczące dziecięcych
reakcji.
- Maude, o co chodzi?
- O nic.
Dziewczynka skuliła się i, skrzyżowawszy ręce na brzuszku,
starała się poruszać tak, by nie pokazać Lucy pleców.
- Takim samym dorosłym jak on?
- Próbowałam mu powiedzieć, ale nie chciał słuchać.
Dziewczynka odsunęła się dalej. Cienka bawełniana bluzka
miejscami była przyklejona do jej ciała. I ten zapach.
- Powiedz mi, co chciałaś mu powiedzieć.
- Po co? Nic nie możesz zrobić! On cię nawet nie lubi.
RS
51
Dziecko pochyliło się i zalało łzami. Lucy próbowała jej
dotknąć, ale Maude na to nie pozwoliła. Przesunęła się, unikając
jej dłoni.
- To było kłamstwo - szlochała dalej dziewczynka. - On cię
bardzo lubi.
- Maude, zdejmij bluzkÄ™.
- Nie!
- Maude, zdejmij bluzkÄ™ albo ja to za ciebie zrobiÄ™!
- Nie ośmieliłabyś się!
- Za chwilÄ™ siÄ™ o tym przekonasz.
- No dobrze, dobrze. Ja... przylepiła się.
Dziewczynka próbowała odpiąć guziki białej bluzeczki, aż
wreszcie Lucy zrobiła to za nią. Szczupłe ramionka z trudnością
wysunęły się z krótkich rękawów. Dziewczyna delikatnie
obróciła Maude i oderwała bluzkę od jej pleców. Znów ten
zapach. Co to było?
- Boże drogi! - krzyknęła. - Kto to zrobił? Plecy dziecka
pokryte były gęstą, lepką cieczą.
Lucy powąchała. Wiele czasu upłynęło już, odkąd jej dziadek
regularnie zaglądał do swojej butelki z ulubionym brandy. Plecy
dziecka i bluzka były tym przesiąknięte.
- Kto to zrobił? Czy to twój ojciec?
- Mój tata nigdy by czegoś takiego nie zrobił - zawzięcie
broniło się dziecko.
- W takim razie kto?
Mała bródka uniosła się ku górze. Lucy wiedziała, że nie
otrzyma odpowiedzi, ale komu była ona potrzebna? Czuła, jak
powoli wzbiera w niej gniew. Jeśli on sam tego nie zrobił,
powinien wiedzieć, kto jest za to odpowiedzialny! Bez
zastanowienia zarzuciła dziewczynce na ramiona miękki ręcznik
kąpielowy i chwyciła ją za rękę.
- Chodz!
Hałaśliwie zbiegły ze schodów, choć Maude stawiała
niewielki opór.
RS
52
- O, Boże! - wykrzyknęła pani Moore, kiedy przemknęły obok
niej z prędkością błyskawicy. - Co to za obrzydliwy zapach, jak
w spelunce?
Lucy, niosąca w drugim ręku bluzkę dziecka, skrzywiła się
tylko. Przeszklone drzwi zatrzasnęły się za nimi.
- Nie chcę tam iść - jęknęła Maude, kiedy mijały skałę
zaznaczającą granicę pomiędzy obiema posiadłościami.
- Chodz i przestań płakać. Wyrównasz rachunki.
- Naprawdę? - Dziecko podbiegło z rozjaśnioną twarzą.
- Kobiety nie muszą już znosić tego typu rzeczy. Nie w
dzisiejszych czasach - odparła Lucy, kiedy wchodziły po
schodach na tylną werandę domu Proctorów.
Jeden ze strażników stał przy rozsuwanych szklanych
drzwiach prowadzÄ…cych do domu.
- Hej, znalazła ją pani. Szef się ucieszy, że...
- Szef może wcale nie być taki zadowolony - przerwała Lucy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]