[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Franval doprowadzała do rozpaczy. Skądinąd spodziewała się nawet odzyskania uczuć mał-
żonka, gdy zerwana zostanie jedyna intryga rzeczywiście dla obojga niebezpieczna. Racje te
przeważyły, zgodziła się ale pod warunkiem, że Valmont da jej uroczyste słowo honoru, iż
nie będzie walczył z bronią w ręku przeciwko panu de Franval, a po wywiezieniu Eugenii do
majątku pani de Farneille zabierze ją za granicę i pozostanie tam tak długo póki namiętności
Franvala nie ostygną na tyle, by zdolny był przeboleć zerwanie swoich przestępczych miło-
stek i przystać na małżeństwo córki. Valmont zgodził się na wszystko; pani de Franval zarę-
czyła ze swej strony za zgodę matki i zapewniła, iż nie sprzeciwi się ona z pewnością poro-
zumieniu, które tutaj zawarli. Valmont wyszedł, raz jeszcze wyrażając niezmierny żal, iż go-
tów był niedawno podjąć się przeciw pani de Franval tego wszystkiego, czego żądał występny
jej małżonek.
Nazajutrz pani de Farneille wyjechała do Pikardii. Franval, zajęty przede wszystkim swą
stałą namiętnością, ufny w przyjazń Valmonta, wolny od lęku przed Clervilem, wpadł od razu
w zastawioną pułapkę, okazując nie mniejszą łatwowierność niż wszyscy, których swego cza-
su chwytał w swoje sidła.
Od sześciu miesięcy Eugenia, która miała niedługo ukończyć siedemnaście lat, wychodziła
często sama lub najwyżej w towarzystwie paru swoich przyjaciółek. W wigilię dnia, wyzna-
czonego Valmontowi przez Franvala na ostateczny atak przeciwko cnocie jego małżonki,
pojechała wieczorem zupełnie sama na przedstawienie nowej sztuki w Komedii Francuskiej.
Wracając z teatru miała udać się do zacisznej willi na spotkanie z ojcem; zamierzali pojechać
potem we dwoje na kolację. Zaledwie jednak powóz panny de Franval minął przedmieście
Saint-Germain, gdy otoczyło go dziesięciu zamaskowanych ludzi. Zatrzymali konie, otwo-
rzyli drzwi, wyciągnęli przemocą Eugenię i wsadzili do karetki pocztowej, gdzie Valmont
59
przytrzymał ją i zakneblował, aby zdławić krzyk i protesty dziewczyny. Na rozkaz kawalera
pojazd ruszył galopem i w mgnieniu oka znalazł się poza granicami Paryża.
Nie udało się jednak zatrzymać powozu i ludzi Eugenii, wskutek czego Franval musiał od
razu o wszystkim się dowiedzieć. Valmont liczył jednak na niepewność Franvala co do kie-
runku, w którym uwięziono Eugenię, a także na dwie czy trzy godziny przewagi nad ewentu-
alnym pościgiem. Chodziło mu tylko, aby zdążyć na czas do majątku pani de Farneille, gdyż
tam oczekiwała Eugenię zaprzęgnięta kareta i dwie zaufane kobiety, które miały wywiezć ją
bezzwłocznie za granicę, w miejsce nieznane nawet Valmontowi, który ze swej strony miał
natychmiast zbiec do Holandii, a wrócić dopiero na ślub z Eugenią, kiedy pani de Farneille i
jej córka dadzą mu znać, że nic już nie stoi na przeszkodzie. Kapryśna Fortuna sprawiła jed-
nak, że rozsądnie pomyślany plan zawiódł z powodu potwornej zawziętości zbrodniarza,
przeciw któremu był wymierzony.
Powiadomiony o wszystkim Franval nie stracił ani chwili; pośpieszył natychmiast na stację
pocztową i zażądał informacji, w którą stronę wyprawiono pojazdy od godziny szóstej wie-
czorem poczynając. O siódmej wyjechał dyliżans do Lyonu, o ósmej pośpieszna karetka w
stronę Pikardii. Franval nie wahał się, dyliżans do Lyonu nie interesował go, natomiast karet-
ka pocztowa zmierzająca w stronę prowincji, gdzie leżały dobra pani de Farneille, była bez
wątpienia poszukiwanym śladem. Zażądał natychmiast ośmiu najlepszych koni do swego po-
wozu, kazał dać wierzchowce swoim ludziom, a zanim oporządzono pojazd zdążył jeszcze
kupić i nabić odpowiednie pistolety. W chwilę potem pędził jak szalony traktem, po którym
wiodła go miłość, desperacja i żądza zemsty.
Przy zmianie koni na stacji w Senlis dowiedział się, że karetka pocztowa ledwie co opu-
ściła miasto. Franval rozkazał wydusić z koni wszystkie siły. Niestety, zdołali dopędzić ucie-
kający pojazd. Z pistoletami w garściach ludzie Franvala zatrzymali pocztyliona wynajętego
przez pana de Valmont. Rozwścieczony Franval wdarł się do karety, a skoro rozpoznał swo-
jego przeciwnika, wystrzelił mu w głowę, zanim ów zdołał chwycić za broń.
Wyciągnął na pół żywą z przerażenia Eugenię, wskoczył wraz z nią do powozu, kazał za-
wrócić w stronę Paryża. Znalezli się w mieście przed godziną dziesiątą rano. Nie przejęty
bynajmniej wydarzeniem na trakcie, Franval indagował śpiesznie Eugenię. Czy zdrajca Val-
mont nie usiłował skorzystać z sytuacji? Czy jest mu nadal wierna, a występne ich związki
nie zostały naruszone? Panna de Franval uspokoiła ojca. Valmont opowiedział jej tylko o
swoich zamiarach, a pełen nadziei prędkiego jej poślubienia strzegł się przed sprofanowaniem
ołtarza, na którym chciał złożyć pierwszą w swym życiu czystą ofiarę. Franval odetchnął sły-
sząc przysięgę Eugenii. A jego żona... czy wiedziała o tych machinacjach. Przyłożyła się do
nich? Eugenia, która zdążyła wszystkiego się dowiedzieć, zapewniała, że porwanie jest wła-
ściwie dziełem jej matki, której nie szczędziła najgorszych epitetów; to fatalne spotkanie,
które wedle mniemania Franvala miało być wstępem do triumfu Valmonta, w rzeczywistości
stało się dlań okazją do najbezwstydniejszej zdrady.
Ach! gdyby miał nie jeden, a tysiąc żywotów! zawołał rozjuszony Franval. Wydzie-
rałbym mu jeden po drugim! Moja żona! Chciałem się z nią pojednać, a ona pierwsza mnie
oszukała! Ta istota uważana za tak łagodną, ten anioł cnoty! Ach podła zdrajczyni, zapłaci mi
za swą zbrodnię! Zemsta moja wymaga krwi, a jeśli trzeba będzie, wytoczę ją własnymi rę-
koma z jej żył! Uspokój się, Eugenio mówił Franval w uniesieniu tak! Uspokój się! Mu-
sisz teraz odpocząć.
Tymczasem pani de Farneille, która rozstawiła na trakcie swoich szpiegów, niedługo cze-
kała na wiadomość o nieszczęśliwym obrocie wypadków: dowiedziawszy się, że wnuczka jej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]