[ Pobierz całość w formacie PDF ]

lecz wyschły jej wargi i nie mogła wykrztusić słowa.
- Wydałem ci rozkaz - powiedział cicho książę. - Chodz
tu, Saleno!
Nie mogła się ruszyć, zupełnie jakby przyrosła do
poduszki. Książę wstał.
- Mam cię zmusić do posłuszeństwa? - zapytał.
Najwyrazniej jej opór go podniecał.
Wstała i zauważyła w jego ręku bat. Krzyknęła
przerazliwie...
Templecombe szedł korytarzykiem wiodącym do salonu
przy frontowych drzwiach. Polecił służbie, aby kierowano tam
wszystkich gości.
W środku czekała Imogena, tak jak się spodziewał.
Wyglądała naprawdę pięknie i uwodzicielsko w sukni, którą
starannie wybrała, chcąc wywrzeć na nim szczególne
wrażenie.
- Chciałaś mnie widzieć? - spytał szorstkim tonem.
- Tak, Hugo. Musiałam cię zobaczyć. To naprawdę
ważne.
- O co chodzi?
- Kiedy zabierałam biżuterię z  Afrodyty", zauważyłam,
że czegoś brakuje.
- To niemożliwe! - zaprotestował. - Klejnotami opiekował
się Dalton. Wiesz, że nie tylko sam niczego by nie wziął, ale
również powstrzymałby każdego, kto by się o to pokusił.
- Mimo to, najdroższy, nie mogę znalezć pierścienia ze
szmaragdem, który dostałam od ciebie. Wiesz, jak go ceniłam.
- Więc poszukaj jeszcze raz.
- Dałeś mi go - ciągnęła Imogena rozmarzonym tonem -
tej nocy, gdy kochaliśmy się pierwszy raz. Ukochany, to było
cudowne i byliśmy tacy szczęśliwi!
- Podziękowałem ci już za szczęście, jakie mi dałaś -
stwierdził zimno. - Naprawdę uważam, że intymne
wspomnienia z przeszłości są krępujące i niepotrzebne.
- Ależ ja tego chcę - odrzekła. - Chcę pamiętać wszystko,
co robiliśmy i o czym mówiliśmy. - Westchnęła ciężko. -
Nauczyłeś mnie kochać i w moim życiu nigdy, ale to nigdy
nie będzie innego mężczyzny.
Książę uśmiechnął się cynicznie.
- Trudno w to uwierzyć, Imogeno. Nie pytałem cię o nic,
lecz nie sądzę, abyś przybyła do Tangeru sama, płynąc
parowcem wraz z setką turystów na pokładzie.
- Nie. Przyjechałam z księciem Sergiuszem Pietrowskim -
odpowiedziała.
Zerknęła na twarz Templecombe'a i szybko dodała:
- Oczywiście, nic między nami nie zaszło. On był chory.
Jakaś kobieta zraniła go nożem. Nawet gdyby chciał zostać
moim kochankiem, byłoby to niemożliwe.
Książę zamarł.
- Powiedziałaś, że zraniła go jakaś kobieta?
- Dziewczyna, w której się zakochał - powiedziała
Imogena szybko, jakby obawiała się, że wyjawiła za dużo. -
Ale przybyłam po to, aby rozmawiać o nas, a nie o nim.
- Mimo wszystko interesuje mnie to - oświadczył książę. -
Co to za dziewczyna i jak się nazywa?
- Nie pamiętam - wycofała się Imogena. - Hugo, chce z
tobą porozmawiać o moim szmaragdowym pierścionku.
proszę, musisz mi pomóc. Chodzmy na jacht i poszukajmy go
razem.
- Gdyby tam był, znalazłby go Dalton - odrzekł książę. -
Mam wrażenie, Imogeno, że jeśli nawet coś zginęło, nie jest to
powodem twojej wizyty.
Imogena otworzyła szeroko błękitne oczy.
- Dlaczego miałbyś... - zaczęła, po chwili jednak zmieniła
zdanie. - Oczywiście pragnęłam cię zobaczyć - ciągnęła. -
Każdy pretekst byłby dobry, aby powróciło szczęście, jakie
dzieliliśmy zanim wyjechałeś z Monte Carlo.
Książę milczał, więc dodała:
- Z pewnością nie jesteś już na mnie zły za ten pocałunek
z Borysem? Och najdroższy, bądz rozsądny i postaraj się mnie
zrozumieć. wszak oboje jesteśmy ludzmi światowymi.
- Nie chcę o tym mówić, Imogeno - oświadczył książę ze
znudzeniem w głosie. - Wracaj do swego arystokraty i
powiedz mu...
Nagle otworzyły się drzwi i do pokoju wszedł Warren.
- Proszę o wybaczenie, milordzie, ale zdarzył się nagły
wypadek.
Książę spojrzał na Imogenę, lecz ona nie ruszyła się z
miejsca.
- Zaczekam - powiedział słodkim głosem. - Nie spieszę
się.
Książę zawahał się, wykonał taki gest, jakby chciał ją
wyprosić z pokoju, potem opanował się i wyszedł, a za nim
Warren.
- O co chodzi? - zapytał.
- O pannę Salenę, milordzie.
- Co się stało?
- Obawiam się, milordzie, że ją porwano! Książę spojrzał
na zarządcę z niedowierzaniem.
- Jeden z ogrodników widział, jak niosło ją czterech
mężczyzn. Zarzucili jej na głowę jakąś płachtę i wynieśli z
ogrodu. On był zbyt przerażony, żeby ich powstrzymać, lecz
natychmiast odszukał mnie.
- Kiedy to się stało? - spytał ostro książę.
- Dziesięć, może piętnaście minut temu, milordzie. Byłem
w stajni, więc ogrodnik długo mnie szukał.
Książę milczał, więc po chwili Warren dodał:
- Obawiam się, milordzie, że chodzi o okup.
- Chyba nie, Warrenie. - Zastanowił się i dodał: - Wyślij
powóz na przystań i zażądaj natychmiastowego przybycia
kapitana i załogi. Niech wezmą broń.
Na twarzy zarządcy odmalował się wyraz zdumienia, lecz
nie miał zwyczaju zadawania pytań.
- Osiodłaj wszystkie konie - ciągnął książę.
Nie czekając na odpowiedz, odwrócił się i ruszył do
pokoju, gdzie zostawił Imogenę. Na jego widok uśmiechnęła
się i zapytała:
- Co się stało? Czemu tak dziwnie wyglądasz?
- Chcę znać prawdę i to natychmiast! - rzucił. -
Powiedziałaś Pietrowskiemu o dziewczynie, która tu była.
- A jeśli tak, to co? - odparła. - Nie ma w tym nic złego.
- Wyznał ci więc, że ona go zraniła i że sądził, iż utonęła.
Przez chwilę spodziewał się zaprzeczenia. Imogena
wzruszyła ramionami i powiedziała:
- A jeśli nawet? Twoje flirty nie obchodzą mnie bardziej
niż ciebie moje.
- Dokąd zabrał ją Pietrowski?
Pytanie to zabrzmiało jak wystrzał z karabinu.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz - odpowiedziała.
Ruch jej powiek zdradził, że kłamie.
ROZDZIAA 7
Pietrowski z wolna podchodził coraz bliżej. Salena czuła
się jak osaczone zwierzę. Znieruchomiała z przerażenia, w
głowie czuła pustkę.
Chciała umrzeć, stracić przytomność, by nie czuć tego, co
było nieuniknione.
Książę wyciągnął rękę. Na jego twarzy malował się triumf
i podniecenie. Krzyknęła. Był to słaby krzyk; krzyk istoty
niezdolnej do walki i całkowicie pokonanej.
Nagle za ścianą namiotu rozległy się jakieś głosy. Książę
zdumiony odwrócił głowę.
Odsunęła się zasłona i do namiotu wkroczył
Templecombe, a za nim kapitan Barnett i angielscy marynarze
uzbrojeni w karabiny.
Przez chwilę Salena i jej napastnik trwali w bezruchu.
Pietrowski zastygł z podniesionym ramieniem. W końcu
Salena zrozumiała, że Templecombe naprawdę tu jest.
Krzyknęła z radości i podbiegła do niego. Zarzuciła mu ręce
na szyję i zaczęła całować. Objął ją i powiedział cichym
głosem:
- Już dobrze, kochanie. Jesteś bezpieczna.
Nie patrząc na Pietrowskiego, wziął ją na ręce i wyniósł z
namiotu. Mijając Barnetta, rzucił:
- Kapitanie, ten dżentelmen należy do pana.
Na zewnątrz dwóch marynarzy trzymało na muszce
dwóch służących w turbanach. Salena ukryła twarz na
ramieniu księcia. Przy nim była bezpieczna. Niósł ją przez
piasek, wiatr chłodził jej policzki. Dopiero gdy się zatrzymał,
otworzyła oczy.
Spojrzała na niego. Nad ich głowami kołysały się na
wietrze palmowe liście.
- Jesteś bezpieczna, kochanie - powtórzył. - Czy cię
zranił? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl
  • Strona Główna
  • 0135.Boswell Barbara Novak Sisters 02 Od pierwszego wejrzenia
  • 1082. McMahon Barbara Escape Around the World 1 Podróş w chmurach
  • Hannay Barbara Romans Duo 1057 Nauczycielka tańca
  • 270. Hart Barbara Lek na nieufność
  • Boswell Barbara Dobrana paczka
  • Krzyszton Barbara Karolino, nie przeszkadzaj
  • C Howard Robert Conan barbarzyńca
  • Delinsky Barbara Samotne serce
  • McMahon Barbara RozwaĚĽny i romantyczna
  • McMahon Barbara Odnaleziona rodzina
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stacjefm.opx.pl