[ Pobierz całość w formacie PDF ]
drodze ramy obrazów, które Ronald Worth przywoził z zagranicznych wojaży.
R
L
T
Sarah zapukała delikatnie, ale drzwi same się przed nią otworzyły. Kathleen i
Ronald stali przy półkach z książkami. Mężczyzna nerwowo uciskał nasadę nosa.
- Dzień dobry - powiedziała Sarah. - Można państwu przeszkodzić?
Odskoczyli jak spiskowcy przyłapani na intrygowaniu. Kathleen przycisnęła do
siebie torebkę, a Ronald opuścił rękę, odsłaniając twarz z wyrazem niekłamanego
smutku.
- JesteÅ› gotowa, babciu? Mamy spotkanie w klubie tenisowym w sprawie
szwedzkich stołów i namiotów.
- Już skończyliśmy, kochanie. - Obcasy babci zastukały na parkiecie.
- Panie Worth... - Sarah skłoniła się sztywno. Nie czuła się przy nim swobodnie,
może udzieliła jej się niechęć Rafe'a. Poczuła jednak odrobinę współczucia dla
człowieka, który bezsilnie obserwuje unicestwienie dzieła, które stworzył. - %7łyczę panu
miłego dnia.
- Wesołe życie staruszka? - prychnął. - Nie wierz w bajki. To raczej płacz i
zgrzytanie zębami.
- Nie użalaj się nad sobą, Ronaldzie - wtrąciła Kathleen. - Spędz trochę czasu z
dziećmi. Rodzina jest bezcenna.
Sarah skurczyła się w sobie. Babcia Kat nigdy nie będzie miała prawnuków, choć
byłaby odlotową prababcią. W chwilach takich jak ta ból i poczucie straty przypominały
o swoim istnieniu.
Najwyższy czas coś zrobić z życiem. Chyba już wyczerpała swoją pulę nieszczęść.
Czy to znaczy, że jest gotowa umawiać się na randki?
A co ważniejsze, czy randka z Rafe'em Cameronem to naprawdę dobry pomysł?
R
L
T
ROZDZIAA PITY
Następnego dnia rano Sarah miała ochotę skopać Rafe'owi tyłek. Zaprosił ją na
kolację, przekonywał, że powinni razem spędzić resztę tygodnia, po czym zaczął ją
ignorować. Nie zadzwonił ani razu.
Liczyła na to, że lunch z najlepszą przyjaciółką przyniesie sugestie, w jaki sposób
ma sobie z nim radzić. Umówiły się z Margaret Tanner w Bistro, niewielkiej kawiarni
oferującej pyszne dania na wynos. Dzisiejszy dzień świetnie się nadawał do tego, by
usiąść na dworze pod wielkim parasolem osłaniającym przed słońcem i wystawić twarz
na ożywczą bryzę.
Sarah wybrała kanapkę z sałatką z kurczaka, ale tylko się nią bawiła, wyciągając
natkę. Za to kawa świetnie pasowała do jej rozdygotania, więc piła kolejną filiżankę.
- Co się z tobą dzieje? - spytała Margaret, przełykając kęs grillowanej ciabatty z
szynkÄ… i serem. - I nie wypieraj siÄ™, za dobrze ciÄ™ znam.
Były z innych roczników, więc zaprzyjazniły się dopiero po ukończeniu szkoły, ale
jako gorące patriotki Vista del Mar szybko znalazły wspólny język. Sarah ceniła
bezpretensjonalność i zdrowy rozsądek Margaret.
- Jak się domyśliłaś? - zapytała.
- Nie możesz usiedzieć spokojnie i sprawdziłaś komórkę już pięć... nie, sześć razy.
- Nie zauważyłam. - Sarah pospiesznie odłożyła telefon.
Przyjaciółka poprawiła włosy. Od chwili, gdy zaczęła pracować dla Williama
Tannera i sprawiła sobie twarzowe ciuchy, z szarej myszki zmieniła się w elegancką
kobietÄ™.
- Nie odpowiedziałaś na pytanie.
- Wrócił Rafe - wyjawiła przyciszonym głosem.
- No i? Zauważyłam to pięć miesięcy temu.
- Miałam na myśli, że znowu jest obecny w moim życiu. - Postukała palcem w
telefon. - Przynajmniej tak mi siÄ™ zdaje.
- A więc przestaliście udawać, że się nie znacie.
R
L
T
- Po tym, jak wylałam mu dzbanek mrożonej herbaty na kolana, przestał mnie
ignorować.
- Co zrobiłaś? - Przyjaciółkę aż zatkało, po czym zaczęła się śmiać.
Sarah musiała odczekać dłuższą chwilę, zanim się uspokoiła.
- Dziwię się, że William ci nic nie powiedział. Całe miasteczko aż huczy.
- Wczoraj wróciłam z podróży służbowej i byliśmy... hm, bardzo zajęci - wyjaśniła
Margaret, czerwieniÄ…c siÄ™ i poprawiajÄ…c brylantowy kolczyk.
- Zajęci? - mruknęła domyślnie Sarah. - Jakieś pikantne szczegóły?
- O nie, nie zbijesz mnie z pantałyku. Rozmawiałyśmy o tym, że ty i Rafe znowu
macie siÄ™ ku sobie.
- Tak bym tego nie nazwała. Właściwie nie jestem pewna, na czym stoję.
Rozmawialiśmy długo i próbujemy zakończyć starą sprawę bardziej elegancko niż przed
laty.
- Jesteś pewna, że chcecie to zakończyć? Więc skąd ten rumieniec?
- Gorący dzień. - Sarah ostentacyjnie powachlowała się kartą dań.
- Czy możesz powiedzieć z ręką na sercu, że cała magia się ulotniła? - Margaret
przyjrzała się koleżance z wyrazem osłupienia. - O mój Boże, jesteś czerwona jak burak!
Znowu z sobÄ… sypiacie?
- Znowu? - jęknęła Sarah. - Dlaczego wszyscy uważają, że wtedy spaliśmy z sobą?
Myśl, co chcesz, ale nie uprawialiśmy seksu. Czekaliśmy z tym do ślubu.
- Dobrze już, dobrze, wierzę ci.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]