[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W czwartek postanowiła wcześniej wrócić do domu. Na następny
dzień zaplanowane było posiedzenie rady dyrektorów Fundacji. W
piątek rano dowie się, czy nadal będzie tam pracować. Kiedy zaczęła
się ubierać, Mick zapytał:
- Boisz siÄ™ jutrzejszego zebrania rady?
- Nie bardzo. Po prostu chciałabym mieć to ju\ za sobą.
- Rozumiem ciÄ™.
Mick wyglądał na przygnębionego. Wprawdzie Lil zło\yła
zeznanie, lecz ciągle nie zapadła ostateczna decyzja o wypłacie
odszkodowania. Odkładał więc rozmowy z kupcami, oczekującymi
zwrotu pieniędzy. Zaś Jenny, choć teren bazaru był dopiero jako tako
uporządkowany, rozlepiła na mieście ogłoszenia o wznowieniu
działalności pchlego targu.
- Przepraszam, \e Jenny tak siÄ™ wtrÄ…ca w twoje sprawy -
powiedziała Sara.
- Nie szkodzi, ona usiłuje mi pomóc. - Roześmiał się gorzko. -
Chocia\ nie myślę, \eby na bazar przyszedł ktokolwiek poza osobami,
które oczekują ode mnie zapłaty odszkodowania.
- Ju\ ci mówiłam, nie przejmuj się nimi.
- Oni mi zaufali, a ja ich zawiodłem.
- To nie z twojej winy wybuchł po\ar.
- Ale czujÄ™ siÄ™ podle.
Patrząc na smutną twarz Micka, Sara zatęskniła za jego
uśmiechem.
- Kocham cię. - Te słowa jej się wymknęły. Nie chciała ich
wypowiedzieć.
- Co powiedziałaś?
- Nic - odrzekła zbyt szybko. Tyle było innych, wa\nych spraw.
Mick pochwycił jej rękę.
- Ja te\ ciebie kocham.
Objęła go ramionami. Nigdy nie spodziewała się usłyszeć od
niego tych słów. Nawet o tym nie marzyła.
Ta noc była wyjątkowa, bo wyznali sobie miłość. Wiedzieli, \e
połączyło ich prawdziwe uczucie. Sara pragnęła, \eby nigdy nie
nadeszło jutro.
ROZDZIAA 16
A jednak nowy dzień nadszedł i trzeba mu było stawić czoło. Sara
pomyślała, \e zaledwie tydzień temu po raz pierwszy kochała się z
Mickiem. Teraz jej \ycie zmieniło się - nieodwracalnie i cudownie.
Mo\e po dzisiejszym posiedzeniu rady wszystko uło\y się dobrze. Ale
raczej w to wątpiła. Spojrzała na Micka - wyglądał tak pociągająco.
Nie odwa\yła się go pocałować. Po pierwszym pocałunku nastąpiłyby
następne, a światło poranka wpadało ju\ przez okna.
- Wyrzucą mnie - mruczała, wychodząc z ciepłego łó\ka. - Czuję
to.
- Nie bÄ…dz taka pewna.
- Jeszcze parę tygodni temu uznałabym taką ewentualność za
koniec świata. Teraz ju\ nie wydaje mi się to takie straszne.
Pochyliła się nad łó\kiem i ucałowała Micka.
- Dzięki panu, panie Michaelu Pennotti, nie przera\a mnie myśl o
utracie pracy.
Zawsze było jej trudno rozstawać się z Mickiem, lecz tego dnia
wyjątkowo. Całą siłą woli zmusiła się do wyjścia ze sklepu. Pojechała
do domu przebrać się w odpowiednio powa\ny strój. W biurze
Fundacji zjawiła się tu\ przed dziesiątą. Pojechała windą na górę.
Przywitała się z urzędniczką w sekretariacie i weszła do sali
konferencyjnej.
Frank Chapperal przyjaznym gestem wskazał jej krzesło. Sara
znała członków rady i z wieloma osobami była po imieniu. Ukłoniła
się z uśmiechem, nawet w kierunku siedzących koło siebie Donalda
Whelana i Raya Innisa.
- Czy mo\emy zaczynać? - spytał przewodniczący. Przejrzał
porządek dzienny posiedzenia. - Proponuję rozpocząć od omówienia
sprawy kredytu dla Michaela Pennottiego.
W tym momencie Sara usłyszała odgłos otwieranych drzwi i
protesty sekretarki. Zobaczyła Micka, zbli\ającego się do stołu.
- Wezmę od was po\yczkę. - Poło\ył na stół dokumenty.
- Oto nowy wniosek wypełniony i podpisany przeze mnie.
Gwarancją zwrotu kredytu będzie własność moich gruntów.
- Nie! - Sara zerwała się z krzesła. - Nie musisz tego robić!
- Ale chcę. - Uśmiechnął się do niej swym najpiękniejszym
uśmiechem. - Nadszedł czas rozpoczęcia budowy magazynów.
- Dziękuję panu - szybko odpowiedział Frank Chapperal.
- Rozumiem, \e to kończy dyskusję w punkcie pierwszym.
Proponuję, \eby dalszymi czynnościami w tej sprawie zajął się Ray
Innis. Jaki jest dalszy porzÄ…dek dzienny posiedzenia?
Sara nie wierzyła własnym uszom. Wyszła cało z opresji. O jej
romansie z Mickiem nawet nie wspomniano.
Lecz Mick nie opuścił sali. Wpatrywał się w Dona Whelana.
Twarz wykrzywił mu grymas.
- To ty! - wykrzyknÄ…Å‚.
Patrząc na tego człowieka, Mick czuł tak wielkie oburzenie, \e
wręcz wywoływało fizyczny ból. Jakby ktoś wpakował mu nó\ w
plecy. Don Whelan był tym człowiekiem, który zbił majątek w czasie
boomu mieszkaniowego, a po tym nie spełnionymi obietnicami
zniszczył rodzinę Micka.
Mick spojrzał na Sarę. Po części z jej powodu zdecydował się na
przyjęcie kredytu. Chciał z nią razem coś budować. A ona go
oszukała. Od początku musiała wiedzieć o Whelanie. Jak mogła mu
coś podobnego zrobić?
- Prawdopodobnie nie uwierzysz mi - odezwał się Whelan do
Micka - ale od lat chciałem wynagrodzić szkody poniesione przez
twojÄ… rodzinÄ™.
- Rzeczy wiście ci nie wierzę.
- Kiedy zobaczyłem twój wniosek o kredyt, pomyślałem, \e
wreszcie mam okazję przyjść ci z pomocą, więc go poparłem.
- śeby odebrać mi jeszcze ziemię, prawda?
- Ale\ nie. Ze względu na walory projektu inwestycyjnego. W
stosunku do twojego ojca popełniłem błąd. Pozwól, \e na twoje ręce
zło\ę wyrazy ubolewania.
- Zachowaj je dla kogoś, kto będzie chciał je przyjąć. - Mick
starał się opanować swój ból i gniew. Sara była jedyną kobietą, jedyną
osobą, której zaufał po raz pierwszy od lat. I zawiódł się. - Zachowaj
swoje kłamstwa dla Sary.
- O Bo\e! - jęknęła cicho z przera\enia. Lecz Mick nie zamierzał
jej pocieszać.
- Czy to z winy Whelana twój ojciec wycofał się z \ycia
zawodowego? - zapytała z wysiłkiem.
- Dobrze o tym wiesz. Don Whelan stał się bogatym
człowiekiem, a mój ojciec wszystko stracił. - Mick zacisnął pięści
przeklinając chwilę, w której zaufał Sarze. Był idiotą sądząc, \e jej na
nim zale\y. Ona tylko wykonywała uwielbiany zawód, pracując dla
tego łajdaka, Whelana. Usłyszał jej głos.
- Mick, ja nie wiedziałam.
- Przestań kłamać.
- ProszÄ™, uwierz mi.
Nawet na nią nie spojrzał. Miłość, jaką rzekomo go darzyła była
kłamstwem. Odwrócił się i wyszedł z sali.
- Poczekaj - wołała za nim - poczekaj, Mick. Ale jego ju\ nie
było.
- Saro - zwrócił się do niej Frank Chapperal - usiądz, proszę.
Sara spojrzała na Whelana.
- Dlaczego pan mi nic nie powiedział?
- O moich powiązaniach z ojcem Micka? Nie widziałem
potrzeby. Poza tym wszystko skończyło się dobrze. Mick otrzyma
kredyt, rozpocznie budowÄ™, miejmy nadziejÄ™, \e niezle na tym zarobi.
- I to jest najwa\niejsze, prawda? Zyski i straty?
- Tak to ju\ bywa w interesach.
- Więc po sukcesie Micka przestaną pana dręczyć wyrzuty
sumienia, \e doprowadził pan do bankructwa jego rodzinę. A co z ich
\yciem? Kto im zwróci stracone lata?
- W interesach zawsze siÄ™ ryzykuje pewne koszty. Whelan
[ Pobierz całość w formacie PDF ]