[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przeszłości, ukazywały mu w jak straszny sposób żyje i postępuje jego rasa.
Gdy zbliżałem się do pojazdu Dejah Thoris, minąłem Sarkoje, a pełne jadu spojrzenie, którym mnie
obrzuciła było najpiękniejszym podarunkiem, jaki otrzymałem od wielu dni. Jak ona mnie nienawidziła! Ta
nienawiść była tak wyrazna i namacalna, że niemal można było ją ciąć mieczem.
Kilka minut pózniej zauważyłem, że Sarkoja rozmawia z wojownikiem o imieniu Zad, ogromną, ociężałą
i niesłychanie silną bestią. Był on jednym z tych, którzy jeszcze nie zabili żadnego ze swych dowódców i byli
ciągle  o mad", czyli wojownikami o jednym imieniu. Drugie imię mogliby zdobyć wraz z ozdobami, zdjętymi z
martwego ciała dowódcy. Temu właśnie zwyczajowi zawdzięczałem swoje imiona  niektórzy zwracali się do
mnie per Dotar Sojat, co było kombinacją pierwszych imion dowódców, których insygnia nosiłem.
Zad spoglądał na mnie od czasu do czasu, zaś Sarkoja wyraznie starała się go nakłonić do jakiegoś
działania. Nie zwróciłem na to szczególnej uwagi, ale następnego dnia miałem poważny powód, aby
przypomnieć sobie te rozmowę, a jednocześnie uświadomić sobie z pełną jasnością jak straszną nienawiścią
Sarkoja do mnie pałała i do jakich czynów gotowa była się uciec, aby wywrzeć na mnie zemstę.
Dejah Thoris i tego wieczoru nie zwracała na mnie najmniejszej uwagi i chociaż kilkakrotnie zwróciłem
się do niej, wymawiając jej imię, nie tylko nie odpowiedziała, ale nawet drgnieniem powieki nie dała do
32
zrozumienia, że zauważa moje istnienie. Zrozpaczony zrobiłem to, co na moim miejscu zrobiłaby większość
zakochanych  postanowiłem wybadać zaufaną osobę mojej wybranki. W tym wypadku była to Sola, którą
odnalazłem w innej części obozu.
- Co się dzieje z Dejah Thoris? - zapytałem gwałtownie. - Dlaczego nie chce ze mną rozmawiać?
Sola zdziwiła się, gdyż tak dziwne zachowanie dwojga ludzi było dla niej zupełnie niezrozumiale. Ale
przecież nie mogła tego rozumieć.
- Mówi, że ją rozgniewałeś. Nic więcej na ten temat nie chce powiedzieć, z wyjątkiem tego, że jest córką
jeda i wnuczką jeddaka, a została upokorzona przez osobnika, który nie byłby godny czyścić zęby sorakowi jej
babki.
Zastanawiałem się przez chwile nad tą odpowiedzią, w końcu spytałem:
- A co to jest sorak?
- Małe zwierzątko wielkości mojej dłoni, które czerwoni Marsjanie trzymają dla zabawy - wyjaśniła.
A wiec nie nadawałem się nawet do czyszczenia zębów kotu jej babki! Dejah Thoris musi mieć o mnie
bardzo niskie wyobrażenie. Jednak nie mogłem się powstrzymać od śmiechu, słysząc takie stwierdzenie 
dziwne, a jednocześnie tak znajome, tak ziemskie. Nagle odezwała się we mnie tłumiona dotychczas tęsknota za
domem, gdyż to stwierdzenie zbyt przypominało nasze  nie jest godny, by czyścić jej buty".
Zacząłem myśleć o czymś zupełnie innym niż przed chwilą. Zastanawiałem się co porabiają moi bliscy
na Ziemi. Nie widziałem ich już całe lata. Była w Wirginii rodzina Carterów, która twierdziła, że jestem ich
bliskim krewnym  jakimś stryjecznym dziadkiem, czy coś takiego. Mogłem wszędzie uchodzić za mężczyznę
dwudziestopięcio- lub trzydziestoletniego i fakt, że jestem czyimś dziadkiem, choćby stryjecznym, wydawał mi
się bezsensowny, tym bardziej że często czułem się i zachowywałem jak chłopiec. W tej rodzinie było dwoje
małych dzieci, które bardzo kochałem, a one uważały, że nie ma na Ziemi nikogo równie wspaniałego jak ich
wujek Jack. Ich twarzyczki stanęły mi przed oczyma i, podnosząc głowę ku oblanemu blaskiem księżyca niebu
Barsoomu, zatęskniłem za nimi tak, jak jeszcze za nikim dotychczas. Moja natura włóczęgi gnała mnie zawsze z
miejsca na miejsce i właściwie nie wiedziałem, co naprawdę, oznacza pojecie  dom rodzinny". Kojarzyło mi się
ono zawsze z salonem w domu Carterów. Teraz moje serce wyrywało się ku temu salonowi, żądało abym uciekł
stąd, od tych zimnych i nieprzyjaznych ludzi, pośród których zostałem rzucony dziwnym zrządzeniem losu.
Gdyby chociaż Dejah Thoris była dla mnie życzliwa! Ale dla niej byłem tylko istotą niższego rzędu, kimś, kto
nie jest godny czyście zębów kotu jej babki. Na szczęście znów odezwało się we mnie poczucie humoru,
chichocząc pod nosem otuliłem się w jedwab i futra i zasnąłem tam, gdzie się znajdowałem, na polu zalanym
blaskiem obcego mi księżyca.
Następnego dnia zwinęliśmy obóz bardzo wcześnie i maszerowaliśmy niemal do zapadnięcia nocy, raz
tylko zatrzymując się na postój. Jednostajność tego marszu została urozmaicona dwoma zdarzeniami. Około
południa zauważyliśmy daleko z prawej strony coś, co wydawało się być inkubatorem. Lorquas Ptomel rozkazał
to sprawdzić. Tars Tarkas wziął dwunastu wojowników, a mnie miedzy nimi, i pogalopowaliśmy po miękkim
dywanie mchu w stronę budowli.
To rzeczywiście był inkubator, ale leżące w nim jaja miały znacznie mniejsze rozmiary od tych, które
widziałem tuż po przybyciu na Marsa.
Tars Tarkas zeskoczył z wierzchowca i obejrzał wszystko dokładnie, a potem stwierdził, że inkubator
należy do zielonych ludzi z Warhoonu i że cement, którym został uszczelniony, nie zdążył jeszcze wyschnąć.
- Wyprzedzają nas najwyżej o dzień marszu - powiedział i jego okrutna twarz zapłonęła żądzą walki.
Wojownicy bardzo szybko uporali się. z inkubatorem. Rozkruszyli wejście i kilku z nich, wśliznąwszy się
do środka, krótkimi mieczami zniszczyło jego zawartość. Potem pojechaliśmy z powrotem w ślad za karawaną.
Podczas, jazdy spytałem Tars Tarkasa czy ci Warhoonianie, których jaja właśnie zniszczyliśmy, są mniejsi niż
ludzie z Tharku.
- Zauważyłem, że ich jaja są znacznie mniejsze od tych, które widziałem w waszym inkubatorze -
dodałem.
Wyjaśnił mi, że jaja ludzi z Warhoonu zostały dopiero złożone i przez pięcioletni okres przebywania w
inkubatorze będą rosły, aż tuż przed porą wylęgu osiągną takie rozmiary jak jaja, które widziałem w dniu mego
pisybycia na Barsoom. Ta informacja wyjaśniła mi, w jaki sposób kobietom zielonych Marsjan udaje się znosić
jaja tak ogromne, że wylęga się z nich czterostopowej wysokości potomstwo. W rzeczywistości, jak się okazało,
świeżo zniesione jajo jest niewiele większe niż jajo zwykłej gęsi, a ponieważ nie zaczyna rosnąć, zanim nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl
  • Strona Główna
  • Hawthorne Rachel StraĹźnik Nocy 04 Cień Księżyca
  • Roberts Nora Rodzina Stanislawskich t2 Księżniczka
  • 289. Morey Trish Z księciem w ParyĹźu
  • Andrzej Pilipiuk Cykl Kuzynki (2) Księżniczka
  • Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Gocki książę
  • Balcerzan Edward Przygody człowieka książkowego
  • Amber 10 Książe Chaosu
  • Burrowes Grace PoraĹźka księcia
  • Teresa z Avila, Księga Fundacji
  • Anderson Poul Księżyc Łowcy
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl