[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i kiedy w cztery miesiące pózniej rozpoczynał się proces, czuła się na siłach, by
pójść do sądu.
Chciała tam być, wszystkiego wysłuchać, by pozbyć się resztek
wątpliwości.
Było to trzy tygodnie po Bożym Narodzeniu. Nadszedł zimny, ponury
styczeń. Gdy zaczęto odczytywać szczegółowe zeznania, siedziała z Richardem
w tylnym rzędzie ławek dla publiczności. Obrońca nie był w stanie nic zrobić
dla oskarżonego.
Sąd jednogłośnie orzekł jego winę. Adam stał przykuty kajdankami do
policjanta, wysłuchując uzasadnienia wyroku. Nie miał nawet tyle przy-
zwoitości, by pochylić głowę. Być może ta arogancja spowodowała, że sędzia
dołożył mu do wyroku kilka miesięcy.
Trzy lata.
Gdy to ogłoszono, w sali sądowej rozległy się pomruki.
- Potraktowali go dość łagodnie - cicho skomentował Richard. - Pierwsze
przestępstwo. Gdy mu złagodzą karę, za rok może warunkowo wyjść na
wolność.
- 91 -
S
R
Rok. Trudno to sobie wyobrazić. Będzie zamknięty w więziennej celi
przez cały rok...
Gdy wyprowadzano go z sali, odwrócił się i spojrzał na tylny rząd ławek,
jak gdyby wiedział, że cały czas tam była. Oliwii wydawało się przez te kilka
chwil, gdy wpatrywał się w nią, że jej serce zamiera. Jeśli oczy były
zwierciadłem duszy, ten człowiek nie miał duszy...
Gdy oderwała się od tych bolesnych wspomnień, po policzkach spływały
jej łzy. Każdy szczegół sprawiał jej ból, ale musi pamiętać, jak perfidny był
Adam.
Dlaczego kochała takiego człowieka? I... jeszcze go kocha. No właśnie, w
końcu musi to przyznać. Nie potrafiła wyrzucić go ze swego serca.
Jeśli jest świadoma tej bolesnej prawdy, co zatem powinna począć ze
swoją przyszłością? Na pewno nie ulegnie więcej jego czarowi. Wykorzystałby
ją bez skrupułów - tego była pewna. I nie będzie narzędziem jego zemsty na
Richardzie.
Richard... Przypomniała sobie tę niesmaczną scenę w klubie. Nigdy nie
przyszłoby jej do głowy, że odwiedza tego rodzaju miejsca. A może jest więcej
rzeczy, których o nim nie wie.
Energicznie pokręciła głową. Adamowi dokładnie o to chodziło, by posiać
nieufność między nimi, ale ona do tego nie dopuści. Nie bardzo wiedziała, w
jaki sposób powiedzieć o tym Richardowi. Musiałaby ujawnić, że go
szpiegowała, chociaż nie robiła tego z własnej woli. Ale powinna z nim o tym
porozmawiać. Był to jedyny sposób unieszkodliwienia Adama.
Gdyby tylko miała trochę więcej czasu... Do ślubu pozostał już tylko
tydzień, wszystko jest zamówione, łącznie z drukowanym programem całej
uroczystości i kwiatami do dekoracji stołów.
Miała uczucie, jakby znajdowała się w jadącej windzie, unoszona przez
siły, nad którymi nie mogła zapanować. Mijał dzień za dniem i nie potrafiła
wstrzymać biegu spraw. Lecz odwołanie wszystkiego w tej chwili - a nawet
- 92 -
S
R
przełożenie - byłoby dla Richarda strasznym ciosem i, w jakimś sensie, zwy-
cięstwem Adama.
Ale czy powinna wyjść za mąż za Richarda, gdy uświadomiła sobie, co
czuje do Adama? Z Richardem może być szczęśliwa - jest dobry, wyrozumiały i
niewiele od niej wymaga. Ale czy on byłby z nią szczęśliwy? Wiedział, że
kochała Adama, być może domyśla się nawet, że nadal go kocha. Jeśli tak jest,
musi mu być strasznie przykro.
Ale jest cierpliwy i ona powinna uczynić go szczęśliwym. Może z
upływem czasu uda jej się zepchnąć wspomnienia o Adamie do zakamarków
pamięci i nie pozwoli, aby miały wpływ na jej codzienne życie.
Gdzieś w oddali huknęła sowa i nocną ciszę przecięło wycie lisa. Ze
zdziwieniem zdała sobie sprawę, że jest bardzo pózno i że jest jej zimno.
Znużona podniosła się i pocierając rękami ramiona, ruszyła w stronę domu.
Ku własnemu zdziwieniu dobrze spała, lepiej niż przez kilka ostatnich
tygodni. Musiała być skrajnie wyczerpana. Gdy się obudziła, był przepiękny
wrześniowy poranek, więc postanowiła wziąć Kelly, swoją gniadą klacz, i
pojechać na przejażdżkę po okolicznych wzgórzach.
Drzewa zaczynały przybierać jesienne barwy, łagodne powiewy wiatru
unosiły w powietrzu babie lato. Ale nie mogła zupełnie się odprężyć i roz-
koszować przejażdżką. Cały czas była rozdrażniona, spodziewając się tętentu
innych kopyt i wypatrując dużego czarnego konia w galopie.
Adam się nie pojawił, ale gdy cwałowała do stajni, dostrzegła skręcający
na drogę podjazdową samochód Richarda. Kiedy rozsiodłała Kelly i oddała ją
stajennemu, Richard zbliżył się. Ruszyła w jego stronę, nie wiedząc, co ma
powiedzieć.
- Dzień dobry. - Głos Oliwii brzmiał dziwnie nawet w jej własnych
uszach. - Nie spodziewałam się ciebie dzisiaj.
- Wybrałem się na wagary - uśmiechnął się niepewnie. - Pomyślałem
sobie, że możemy pojechać gdzieś na lunch.
- 93 -
S
R
- To bardzo miło - wydusiła z siebie. - Przypuszczam... - Wciąż jasno
świeciło słońce, ale wydawało się, że otacza ich cień, mroczny cień podejrzenia.
- Przypuszczam, że pracowałeś wczoraj do pózna w nocy? - zagadnęła,
czując do siebie wstręt, że nie ma odwagi zadać pytania wprost.
- Rzeczywiście, wyszedłem około dziesiątej - wyznał. - Nawet miałem
przyjechać do was na przyjęcie, ale było chyba za pózno, a poza tym wątpię, czy
nadawałbym się do towarzystwa - dodał nieśmiało.
- Chciałem się trochę rozerwać.
Spojrzała na niego badawczo w napiętym oczekiwaniu.
- Prawdę powiedziawszy, pojechałem do małego klubu w Nottingham.
Obawiam się, że nie jest to miejsce, do którego mógłbym cię zabrać.
Poczuła wielką ulgę. Oczywiście, nigdy nie powinna mu nie dowierzać.
Nie było chyba w tym nic złego, skoro bez wahania wszystko sam jej
powiedział. Rzuciła mu zaczepne spojrzenie.
- A dlaczego? - zapytała. - Sądzisz, że nie podobałoby mi się tam?
- Obawiam się, że nie - odparł śmiejąc się i obejmując ją. - Wiesz, trochę
kart, trochę skąpo przyodzianych kobiet.
- Naprawdę? - Bawiła się udając zdziwienie. - To brzmi całkiem
interesująco.
- Jeśli tak, może cię tam kiedyś wezmę - powiedział wybuchając
śmiechem, by po chwili spoważnieć. - Przy okazji, jak przebiegają
[ Pobierz całość w formacie PDF ]