[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mówiły moje siostry, Niskuk i Uti-tin-glit zaczął Tecumseh że miałeś pilnować zdrajcy
Willi'ego Gayera.
Yes, generale.
· Gdzież wiÄ™c podziewa siÄ™ Rudy Kuj ot?
· Gdy wasze wojska wdarÅ‚y siÄ™ do Frenchtown i nasza klÄ™ska byÅ‚a już wiadoma, puÅ‚kownik Dudley i
kapitan Kenton przybiegli mówił wachmistrz i rozkazali mi wypuścić Gayera. Przez małą furtkę w
palisadzie uszli z nim w puszczę. Handlarz zna indiańskie dialekty, był więc im potrzebny...
· WidziaÅ‚eÅ›, jak uciekli? spytaÅ‚ Kos.
· Yes.
· Czemu z nimi nie poszedÅ‚eÅ›?
· ZostaÅ‚em z powodu miss Steward. To siostra mego dowódcy.
· Znasz dzieje życia Tin-glit? spytaÅ‚ Tecumseh, uważnie patrzÄ…c wachmistrzowi w oczy.
· Znam historiÄ™ napadu.
· Czy wodza Szawanezów uważasz na sprawcÄ™ tamtej zbrodni?
· Nie, teraz wiem, że generaÅ‚ Tecumseh nie skrzywdziÅ‚ miss Lee. ZostaÅ‚em, aby poznać prawdÄ™ do
końca.
· Ugh! Sachem zÅ‚ożyÅ‚ rÄ™ce na piersi. Porucznik Robert Steward rzeczywiÅ›cie podążyÅ‚ do fortu
Pitt?
· Yes.
· Oto Ludwik Lavel, mąż Uti-tin-glit Szawanez wskazaÅ‚ na oficera. Oboje opowiedzÄ… mojemu
bratu Larrickowi wszystko, co go zainteresuje.
Wachmistrza mile zaskoczyły ciepłe słowa czerwonoskórego generała, który nazwał go bratem". Z
szacunkiem podniósł się z krzesła.
· Mój brat Larrick nie jest jeÅ„cem z przyciskiem dodaÅ‚ sachem.
· Jak to, generale?
· Lee napisze list do swego brata Roberta ciÄ…gnÄ…Å‚ Tecumseh w którym przedstawi prawdÄ™ o
napadzie w Kanionie Ciszy. A wy, wachmistrzu, powieziecie ten list do fortu Pitt.
· Weil.
· Możecie dobrać sobie w drogÄ™ jednego żoÅ‚nierza Unii. We dwóch bezpieczniej na szlaku.
Sachem podszedł do Larricka. Skacząca Puma uważa cię za brata. Oto wampum Związku Oporu, który
zabezpieczy cię od wrogich Indian. Zawiez wiadomości Robertowi i powiedz mu, co widziałeś. Wojna
trwa. Tecumseh nie chciałby spotkać się na polu bitwy z rodzonym bratem Uti-tin-glit. Lepiej niech
Robert odnajdzie rudego zbrodniarza Willego Gayera.
· SpeÅ‚niÄ™ twÄ… wolÄ™, generale.
· O Å›wicie wyruszysz.
· Weil.
· Lavelowie zaopiekujÄ… siÄ™ tobÄ… do jutra. Szawanez żegnajÄ…c siÄ™ uÅ›cisnÄ…Å‚ dÅ‚oÅ„ Larrickowi.
· Wskażcie mi furtkÄ™, którÄ™dy uciekÅ‚ Gayer zwróciÅ‚ siÄ™ do wachmistrza Kos. ChcÄ™ popatrzeć
na ślady.
Chętnie.
Obaj opuścili towarzystwo. Minęli kilka budynków i skręcili ku ostrokołowi.
To tutaj wskazał ręką Larrick.
Ryszard Kos patrzył na zręcznie wkomponowane w palisadę drzwiczki. Były prawie niedostrzegalne.
Zamykane na masywne zasuwy nie mogły być otwarte z zewnątrz. Niewątpliwie służyły do zbrojnych
wypadów lub opuszczenia osiedla bez zwracania czyjejkolwiek uwagi.
Kos otworzył furtkę i wyszedł poza ogrodzenie. Przed nim roztaczał się widok na dolinę rzeki Raisin,
której brzegi porastała wiklina i oczerety. Pochylił się nad ziemią zrytą licznymi kopytami koni. Jak tu
odnalezć tropy trzech ludzi? Rozglądał się wokoło.
Pobiegli prosto ku rzecznym zaroślom powiedział Larrick.
Kos poszedł we wskazanym kierunku. Po paru minutach natrafił w rozmiękłym gruncie na odciski
butów trzech ludzi.
· To oni stwierdziÅ‚ wachmistrz.
· Prawdopodobnie odparÅ‚ Kos. Wracajcie, wachmistrzu, sam trochÄ™ pomyszkujÄ™.
Jak każecie, sir Larrick zasalutował i zawrócił.
Ryszard przyglądał się rzece, która łukiem odbiegała od
Frenchtown i ginęła w lesie. Tropy prowadziły w knieję. Miał pójść dalej po śladach, gdy zobaczył
Ranną Zorzę i Czarną Strzałę wychodzących z osady przez furtkę. Na moment zatrzymali się pytając o
coś Larricka, potem ruszyli ku zaroślom. Widać mieli do Kosa jakąś pilną sprawę, skoro przyszli tu za
nim. Wyszedł więc z wiklin naprzeciw.
· Nie szukaj tropów powiedziaÅ‚a Zorza Ranna i podbiegÅ‚a doÅ„ z uÅ›miechem. To niepotrzebne.
· Wiem. Zcigać go sam nie mogÄ™, ale trzeba wysÅ‚ać za Gayerem tropicieli.
· Mój brat ma racjÄ™ odezwaÅ‚ siÄ™ wódz Seneków. Zladami Rudego Kujota Å›pieszy wojownik
Wyandotów, Czarny Sęp.
· SkÄ…d ta informacja?
· PrzyniósÅ‚ jÄ… WÄ™szÄ…cy Wilk. Czarny SÄ™p bÄ™dzie zostawiaÅ‚ Å›lady. ProsiÅ‚ o pomoc.
· 'Rozumiem.
· Tecumseh już podjÄ…Å‚ decyzjÄ™. Wojownicy przygotowujÄ… siÄ™ do drogi. Rudy Kujot wpadnie
w nasze ręce.
· Oby tak byÅ‚o.
· Wracajmy powiedziaÅ‚a Zorza i czule spojrzaÅ‚a na Kosa.
Szli przekomarzając się wesoło, szczęśliwi, że znów są razem.
Na drugi dzień wachmistrz Artur Larrick żegnany przez Lavelów opuszczał Frenchtown wraz z
towarzyszem podróży. Dobrze uzbrojeni i zaopatrzeni w żywność wyruszyli na wyśmienitych
wierzchowcach do dalekiego fortu Pitt, gdzie spodziewali się zastać porucznika Roberta Stewarda.
Wachmistrz obiecał Lavelom, że doręczy list Robertowi, nawet gdyby go nie zastał w forcie. Będzie
wówczas szedł śladami porucznika, aż go spotka i wypełni powierzoną mu misję.
Armia kanadyjska po całodniowym odpoczynku, zgodnie z planem, poprowadziła jeńców ku
Sandusky, skąd mieli barkami odpłynąć do Malden. Z armią poszli Lavelowie i część wojowników z
Czarnym Jastrzębiem.
We Frenchtown zostały dwa szwadrony kawalerii angielskiej Ul pod dowództwem Jamesa Brentona i
oddział Pottawatomich z Winnemakiem.
Tecumseh, Kos, Zorza Ranna, Niskuk i Czarna Strzała z Szawanezami i Senekami ruszyli ku terenom
plemiennym.
Zima huczała podmuchami mroznego wiatru i zamiecią śnieżną. Należało przypuszczać, że wojna
wzorem ubiegłego roku przybierze charakter partyzanckich wypadów, a decydująca rozgrywka między
Kanadą i Unią nastąpi dopiero po opadnięciu wiosennych roztopów.
Tecumseh wracał na ojczystą ziemię odpocząć po trudach walk. Wodna Ptaszyna nie opuszczała go
na krok okazujÄ…c mu troskÄ™ i przywiÄ…zanie.
Około piętnastu mil od Frenchtown natknęli się na szawaneską wioskę, świetnie ukrytą wśród
bagiennych trzęsawisk. Tu wielki sachem postanowił spędzić zimę. Rozesłał gońców z informacją, gdzie
mają go szukać wodzowie skonfederowanych plemion i dowódcy kanadyjskich fortów.
Mijały dni i tygodnie. Ryszard przesiadywał w wigwamie
Czarnej Strzały z Zorzą Ranną, którą kochał coraz bardziej. Czasami na karpiach wyruszali w ośnieżoną
puszczę zakładać sidła na zwierzęta, innym znowu razem Kos opowiadał dziewczynie o swojej ojczyznie i
wielkich miastach Europy.
Niskuk tymczasem gospodarzyła w chacie Tecumseha. Czuła się tu panią. Przyrządzała wodzowi
posiłki, szyła odzież, haftowała mokasyny i misternie zdobiła wampumy, których ciągle sachemowi
brakowało.
Tecumseh przyjmował posłów i wysyłał własnych gońców. Zbierał informacje. Rozmyślał. Na
wygarbowanych do białości skórach dzikich zwierząt szkicował ochrą jakieś plany i zapisywał minione
wydarzenia.
Był styczeń 1813 roku. Na dworze wyła wichura niosąc tumany białego puchu. Sachem siedząc w
wigwamie na puszystej skórze niedzwiedzia koło ogniska myślał o czymś intensywnie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]