[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Usiądzcie, proszę - powiedziała przewodnicząca i skierowała mnie na krzesło pośrodku
okręgu.
Błagalnie spojrzałem na Tamarę, ale dała mi znak, że nie mam się czego obawiać.
Zdjąłem kurtkę i ostrożnie usiadłem.
Po chwili również pozostali jak na komendę przemieścili się do swoich foteli.
Naprzeciwko mnie wygodnie usiadła pani Paulina.
Po jej prawej stronie zajęły swoje miejsca Tamara i Petronela, po lewej pan Michalko i
Zdenek. Chcąc zobaczyć resztę obecnych, musiałem się odwrócić.
Na początek szefowa Stowarzyszenia poprosiła Tamarę, żeby dokładnie opowiedziała o
tym, co wydarzyło się w poniedziałek. Tamara w faktograficznym, typowo dziennikarskim
stylu (zboczenie zawodowe), ze szczegółami opisała spotkanie z ifritem. Wspomniała o niby
to zepsutym silniku jej saaba i o galerii, w której niby to mieliśmy się kiedyś poznać. Potem
przeszła do moich nocnych koszmarów, omdleń i przywidzeń. Tym razem wtrąciłem się i
uzupełniłem opis o zasłyszaną w szpitalu rozmowę tej dziwnej trójki w białych lekarskich
ubraniach. Przez to po raz kolejny zasłużyłem sobie na kolejne mordercze spojrzenie Tamary.
No cóż, czasem człowiek ma prawo do małej zemsty.
- Streśćmy to - zabrała głos pani Paulina. - Na pana Abela z pewnością ktoś rzucił klątwę.
Jak wszyscy dokładnie widzimy, ma wyraznie uszkodzoną aurę. Zawsze podczas zachodu
słońca cierpi na intensywne zaburzenia psychometrii, prześladują go chaotyczne prorocze sny
i zyskał wtórne zdolności widzenia i czucia żywiołaków.
- Ehm. Co to jest psychometria, jeśli wolno zapytać? - przerwałem jej na chwilę.
- Słyszał pan o ludziach, którzy potrafią zauważyć ślady astralne w materialnym świecie?
Podczas kontaktu ze znajdującymi się dookoła przedmiotami wchłaniają informację o tym, co
się z nimi działo w przeszłości. Za granicą często pomagają policji w poszukiwaniu
przestępców albo zaginionych osób.
- Niedawno w telewizji powtarzali serial o takim facecie - starał się podpowiedzieć mi
ekonomista Zdenek.
- Ach, tak! - Oczywiście, że przypomniałem sobie Lance'a Henriksena w roli Franka
Blacka z Millennium". Do głowy przyszło mi jeszcze jedno skojarzenie. Pomyślałem o
postaci Johna Smitha ze Strefy śmierci" Stephena Kinga, jednej z niewielu książek
fantastycznych, które w czasie komunistycznego reżimu przedostały się na Słowację.
Czytałem ją w szkole podstawowej. Tak, psychometrzy to całkiem porządni ludzie. Poczułem
siÄ™ bardziej pewny siebie.
- Co w takim razie wiemy o klątwie? - kontynuowała pani Paulina. - Symptomy są dosyć
powszednie, nic konkretnego. Spróbujmy spojrzeć na to z drugiej strony. Wróćmy do
wieczoru, gdy została rzucona. Panie Abel, proszę opisać nam z najdrobniejszymi
szczegółami, co pan przeżył podczas spotkania z ifritem. Może uda nam się znalezć jakiś
nowy punkt zaczepienia.
Znowu to samo. Ponownie musiałem wracać do niezrozumiałej, przykrej
poniedziałkowej sceny, a nie miałem na to najmniejszej ochoty. Wiedziałem jednak, że muszę.
Zamknąłem oczy. W głowie szczegółowo przeanalizowałem ten moment i próbowałem ubrać
myśli w słowa.
Smród siarki, błysk, eksplozja, upadek...
Hipnotyzujący wzrok ifrita, kłapiące zęby, szybko wyciągnięte łapy z pazurami...
Pani Paulina słuchała w skupieniu, a gdy skończyłem, zachmurzyła się i pokręciła głową.
- A ty, Tamaro? Tak samo nic nie widziałaś i nie słyszałaś?
Dziennikarka wyjęła z ust łańcuszek, który nerwowo gryzła i stanowczo zaprzeczyła: -
Nie.
- Tak silna klątwa musi zostać wypowiedziana i poparta jakimś gestem.
- Wiem o tym. Mimo że Dawid zasłaniał mi widok, jestem pewna, że ręce ifrita aż do
momentu tego błysku zwisały bez ruchu, i na sto procent wiem, że nic nie mówił.
Wszyscy przez chwilÄ™ milczeli.
- Słowo i gest nie muszą być wykonane na miejscu. To nie jest jedyny warunek, Paulinko
- powiedział pan Michalko. - Można, mówiąc najprościej, przygotować je wcześniej...
- To prawda - zgodziła się szefowa Stowarzyszenia. - Podobne triki były używane
podczas pojedynków czarnoksiężników. Ale nie oczekiwałabym tego od żywiołaka.
- No to narobiłaś, Tamara! - odezwał się zza moich pleców głos z silnym węgierskim
akcentem, zapewne pochodzący od jednej z blizniaczek. - My mogli znalezć ifrita i prosto z
niego wyciągnąć, jakie zaklęcia użył. A ty pozbawiła go materialne ciało i osłabiła na długi
czas. Najwcześniej za parę miesięcy z powrotem odzyska swoją osobowość.
- Kto to mógł wiedzieć?! - zdenerwowała się dziewczyna. - Wyglądało to na zwykłe
uderzenie ogłuszające. %7ładnych znaków, żadnych zaklęć. Zaatakował, więc go
spacyfikowałam! W najskuteczniejszy sposób.
- Spokój! - przywołała ją do porządku pani Paulina. - Już za pózno, żeby roztrząsać
podobne sprawy. Kontynuujmy. Próbowałaś uwolnić pana Abela od klątwy...
- Trzy razy - przytaknęła Tamara. - Robiąc to, co zawsze.
- Najpierw ogólne odczynienie klątwy, a potem zaklęcie negujące najpopularniejsze typy
uroków?
- Dokładnie tak.
- Bezskutecznie?
- Bezskutecznie. Znowu nastąpiła pauza.
- Panie Abel - zwróciła się do mnie przewodnicząca. - Istnieją setki klątw, a większość z
nich należy do grupy powszechnych ataków magicznych. Sądząc po tym, co usłyszeliśmy,
klątwa, którą na pana rzucono, jest pod każdym względem niestandardowa. Skoro nawet w
przybliżeniu nie wiemy, jak brzmiała, jaką miała formę lub w jaki sposób znalazł się pan pod
jej wpływem, nie możemy zagwarantować powodzenia procedury, której pana poddamy. W
zasadzie nie zostaje nam nic innego, tylko znowu wypróbować wszystkie metody, którymi
staraÅ‚a siÄ™ pozbawić pana klÄ…twy panna Bernáthowa, lub eksperymentalnie wypróbowywać
bardziej radykalne sposoby. Oczywiście wiąże się z tym pewne ryzyko. Dlatego, zanim
zaczniemy, potrzebujÄ™, oczekujÄ™ od pana dobrowolnej zgody.
- Są inne możliwości? - Przełknąłem ślinę.
- Możemy czekać do przyszłej soboty i obserwować, co z tego wyniknie. Ale potem już
będzie za pózno...
Uznałem, że w końcu są fachowcami. Cóż miałem robić?
Zgodziłem się.
* * *
Bez skutku powtórzyli to wszystko, czego wcześniej próbowała Tamara.
A potem?
Potem zaczęło się coś, co mógłbym porównać tylko do tortur, które przeżyłem w moim
śnie. Tylko teraz nie był to sen, a procedura nie była cielesna...
Nikt z obecnych nie ruszył się z fotela, nikt mnie nawet nie dotknął. Nie odzywali się.
Nie gestykulowali. Jednak wyraznie czułem, z jaką agresją grzebią mi w ciele i umyśle.
Przeszukiwali wnętrzności, wyciągali zapomniane obrazy, otwierali stare rany - wszystko po
to, aby bezskutecznie próbować dojść do sedna mojego problemu.
Znowu wpadłem w coś, co przypominało trans.
Siedziałem na krześle, a jednocześnie leżałem na łóżku fakira w otoczeniu magicznych
cieni, które tańczyły wokół w szaleńczym rytmie. Rozszarpywały mnie na strzępy i pożerały
[ Pobierz całość w formacie PDF ]