[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uczestniczyć w tym zadaniu. Miał szczególny powód, aby chcieć tam pojechać, nawet gdyby inni
członkowie zespołu odmówili. Musiałby wtedy znalezć swój własny sposób na dostanie się tam.
Tak. Wyjątkowo szczególny powód. Kiedy Mahoney przeszukiwał jego umysł, nie zauważył
pewnej rzeczy. W teczce Projektu Bravo. Co prawda nie było żadnej przyczyny, aby miał to
zauważyć. Zostało to oznaczone: "Obszar Rekreacyjny 26: Podsumowanie akcji". Dzielnica.
Thoresen nakazał ją zniszczyć. I zabić jego rodzinę.
Mahoney skończył. Rozejrzał się po członkach drużyny, zatrzymał spojrzenie na Stenie.
- JakieÅ› pytania?
- %7ładnych pytań, sir - powiedział Sten. - %7ładnych.
Rozdział 31
Thoresen był bardzo z siebie zadowolony. Przechadzał się po swoim ogrodzie, przystawał tu i
tam, aby napawać się kwiatami. Co prawda miał parę potknięć, ale jak dotąd wszystko szło zgodnie
z planem. Nie musiał się już więcej przejmować zagrożeniem ze strony Imperatora. Wszelkie
możliwe przecieki zostały zlikwidowane. Włączając nawet tę małą kwestię tego Miga, Stena.
Sten nie żył. Miał co do tego absolutną pewność. Właśnie otrzymał ostateczną informację od
swojego głównego kontaktu na świecie Primy.
- Włamałem się do bazy danych służby bezpieczeństwa Gwardii - raportował Crocker. - To
pochodzi wprost z ich komputera.
- Co to oznacza - spytał Baron - poza tym, że masz zamiar zażądać podwyżki?
- To znaczy, że ten pana Sten jest wyłączony na dobre. Został zabity w jakimś paskudnym
wypadku. Jakaś kobieta zginęła razem z nim.
Thoresen uśmiechnął się. Jak przyjemnie. Nie musi płacić reszty wynagrodzenia należnej
mordercy.
- Dobra robota. Powiedz jeszcze, co znalazłeś na temat moich stosunków z Imperatorem?
- Wszystko w porządku - stwierdził Crocker. - Ostatnimi czasy była skarga na Vulcan, z gatunku
tych mniej ważnych, i Imperator wysłał osobistą reprymendę do skarżącej się partii. Powiedział, że
nie chce, aby taki patriota jak pan był oczerniany.
Thoresen zerwał kwiatek. Powąchał go. W to, to już nie wierzył. Był pewien, że Imperator
rozgrywa jakąś grę. Ale nie bał się. Jedynym rodzajem gry, w jakim mógł uczestniczyć, było
czekanie. A Projekt Bravo był prawie ukończony.
Tak, Baron miał dużo powodów do odczuwania wdzięczności.
Rozdział 32
Zdalnie sterowany holownik podniósł w swoich szczękach wielką bryłę i wsadził ją pomiędzy
inne. Ida zaklęła, usiłując utrzymać kontrolę, pomyliła się i bryła zderzyła się z innymi. Sten i reszta
upadli na siebie, potem zwalili w drugą stronę, gdy rozległ się następny głośny zgrzyt.
- Czy zaczniesz wreszcie kierować tą cholerną rzeczą? wrzasnął na Idę Sten. - Zamienisz nas w
mus sojowy.
- Próbuję. Cały czas próbuję! - odkrzyknęła Ida. Wślizgnęła się z powrotem na swoje siedzenie i
jeszcze raz zaczęła delikatnie naciskać klawisze komputera.
Sten i inni członkowie Zespołu Modliszki siedzieli we wnętrzu bryły. Tak naprawdę był to
wielki, wydrążony kawał rudy przekształcony w mały statek kosmiczny. Poza tym, że oczywiście
nie było na nim żadnego silnika. Pchał go holownik. I właśnie dlatego wszyscy przeklinali Idę, gdy
próbowała manewrować zdalnie sterowanym robotem ze środka bryły.
- To nie moja wina - broniła się. - Ten cholerny holownik nie ma nawet tyle mózgu, co bakteria.
- Nie gadaj tyle, tylko wysil się trochę - powiedział Alex. Przecież ty masz mózg zupełnie na
miejscu... Oooch, cholera jasna! Niech ciÄ™ diabli wezmÄ…, skarbie.
Ida uśmiechnęła się do niego w odpowiedzi.
- Może lepiej zamkniemy się - stwierdził Sten - i pozwolimy jej prowadzić.
Ida pieściła klawisze. W końcu holownik zaczął reagować nieco łagodniej. Bryła obok
przesunęła się na bezpieczny dystans. Silniki robota zadziałały i zaczęli dryfować wolno za nim, w
kierunku Vulcana.
Sten odkrył znakomity sposób dostania się na planetę. Vulcan wysyłał do rejonu kopalń tylko
bezimienne holowniki, a cała praca wykonywana była przez roboty. Wydrążona bryła obok
mieściła ich wyposażenie.
Zbliżając się do samego Vulcana Ida wcisnęła odpowiednie klawisze na komputerze, wyłączając
całkowicie nadawanie, aby ogłupić czujniki, a potem położyła palec na wargach, zupełnie
niepotrzebnie ostrzegając ich, aby byli cicho. Kapsuła służby bezpieczeństwa zbadała ich ze
wszystkich stron i pozwoliła na przejście.
%7łarty, szeptane przekleństwa i holownik zaczął przepychać ich do wielkiego, ziejącego portu.
Potem trzask, i byli już na dole.
- Cholera, Ido - jęknął Jorgensen. - Okaż trochę ludzkich uczuć.
- Na tym właśnie polega problem - powiedział Doc. - Ma ich zbyt wiele.
I ruszyli wzdłuż chodnika w kierunku grzmiących odgłosów zgrzytających, wielkich zębów.
- Tutaj musimy zejść - powiedział Sten. - I to szybko. Opuścili port i wygramolili się na
zewnątrz. Około stu metrów przed nimi czekały olbrzymie szczęki kruszarki. Sten i Ida otworzyli
drugą bryłę i zaczęli wywlekać z niej wyposażenie. Jorgensen poklepał niesiony przez siebie
plecak. Siedzący w środku Frick i Frack piszczeli, aby ich uwolnić.
Zanieśli pakunki na skraj pasa transmisyjnego, potem ześlizgnęli się ich śladem.
- Następnym razem - stwierdziła Ida, gdy wstawiali swoje rzeczy do pojazdu - ty prowadzisz.
- Nie mogę - odpowiedział Sten. - Zdaje się, że złamałaś mi ramię.
Uchylił się przed jej pięścią i wskoczył do wozu. Gdy wgramolili się inni, Sten przełączył
sterowanie na ręczne i skierował się w stronę ich kryjówki.
Trafił na nią, kiedy należał do Buntowników. To było coś lepszego niż tylko schronienie. To był
dom, kompletnie wyposażony, z dostępem do jedzenia, picia i niezupełnie publicznego transportu.
- Imperator to betka w porównaniu z nami - gwizdnął Jorgensen.
Nawet Doc patrzył z osłupieniem na odkrycie Stena. Stali w głównej sali balowej czegoś, co
kiedyś stanowiło luksusowy statek pasażerski. Pochodził on z wczesnych czasów podróży
międzygwiezdnych, kiedy droga zajmowała miesiące i konkurujące ze sobą linie chwaliły się
obsługą, jaką zapewniają swoim dobrze sytuowanym klientom. Byty tam prywatne przedziały, sale
do gier towarzyskich i kilka takich jak ta, w której stali - z połyskującymi żyrandolami i
wypastowaną podłogą. W doskonałej próżni Vulcana wszystko zachowało się dokładnie w takim
stanie, w jakim zostawiła to Kompania wieki wcześniej, gdy statek wykorzystywano jako kwatery
dla wyższej kadry nadzorującej budowę Vulcana. Kupiono go od bankrutującej korporacji,
postawiono na miejscu i porzucono, gdy Vulcan rozrósł się.
Setki metrów wyżej, blisko sufitu sali, Frick i Frack krążyli jak szaleni, piszcząc z zadowolenia z
powodu odzyskania wolności.
- No cóż - powiedziała Ida - nietoperzom tu się podoba, a więc chyba wszystko w porządku.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]