[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie. Barbara powiedziała, żeby w żadnym wypadku nie powinna
powiadamiać policji. Chciała sama z nią porozmawiać.
W co się tym razem pakuje? Ted poczuł skurcz w żołądku. Skąd miał
wiedzieć, czy to nie pułapka, tym razem zastawiona przez Malcolma?
Kusiło go, żeby zadzwonić do Amosa, pomyślał jednak, że na razie lepiej
tego nie robić. Jeżeli Barbara mówiła prawdę, obecność policji mogłaby wszystko
zepsuć. Laura nigdy by mu tego nie wybaczyła.
Zerknął na zegar na ścianie.
- Kiedy wyjechała, Mildred?
- Mniej więcej godzinę temu. Nie zdążyła na ostatni poranny lot. Nie chciała
czekać na następny, więc pojechała samochodem.
Ted myślał szybko. Houston było trzy i pół godziny drogi z Austin. Jeżeli
wylecą z Dale'em w przeciągu najbliższej godziny, będą na miejscu mniej więcej w
tym samym czasie co Laura.
- Pojechała do posiadłości Fentonów, do mojej ciotki?
- Tak.
Rozłączył się i natychmiast zadzwonił do hangaru.
- Dale - powiedział, gdy pilot odebrał telefon. - Zmiana planów. Lecimy do
Houston.
- Dlaczego nie chcesz tego zrobić? - krzyczała rozdrażniona Sandra. Ojciec
uparcie wyglądał przez okno firebirda. - Naprawdę tyle by cię kosztowało, gdybyś
powiedział Tedowi przepraszam ? On już to zrobił. A w każdym razie próbował.
- W odróżnieniu od Teda ja nie mam za co przepraszać - warknął Charles. -
To on oskarżył mnie, że jestem mordercą, o ile sobie przypominasz.
- Nie przypominam sobie. Miałam wtedy sześć lat.
- Więc musisz mi wierzyć na słowo.
- Ale to było wieki temu, tato. Od tamtego czasu przepraszał cię nieraz.
Dlaczego mu nie wybaczysz?
- Pewnych spraw ojciec nie może łatwo zapomnieć. Ani wybaczyć.
- Mniej surowy ojciec tak by zrobił.
- Dość już Sandro. Zgodziłem się, żebyś zawiozła mnie na głosowanie, a nie
wciągała w dyskusje o bracie.
Strasznie nie lubiła go denerwować ale, do licha, przed powrotem Teda do
Anglii musi jeszcze raz spróbować pogodzić mężczyzn, których kochała
najbardziej na świecie.
- Dlaczego czujesz się tak dotknięty? Zranił cię? A może to dlatego, że miał
odwagę przełamać tradycję, zrobić coś, czego ty nigdy nie byłbyś w stanie zrobić.
Zerknęła na niego z nadzieją, że zrobiła choćby drobny wyłom w murze,
którym tak uparcie się otaczał, ale wyraz jego twarzy był tak samo obojętny jak
przedtem.
- Kultywowanie tradycji Kandallów to był mój wybór, Sandro. Mój wkład w
historiÄ™ naszej rodziny, z czego jestem dumny. Natomiast Teda nigdy nie
interesowała tradycja.
- I co z tego? Spójrz, ile osiągnął. - Wjechała na parking przy Omega
Elementary School, gdzie powoli zjeżdżali się wyborcy. Gdy jej uwaga spotkała się
z głuchym milczeniem, odwróciła się do ojca. - Nie rozumiem cię, tato. Mówisz
tak, jakby Ted był jakimś potworem, człowiekiem bez serca, jakby nie kochał
swojej rodziny. A tak wcale nie jest. Jest troskliwy, ciepły i wspaniałomyślny. I
kocha rodzinÄ™.
- Powiedziałem już, że nie chcę o nim rozmawiać. - W oczach Charlesa
błyszczał gniew. Sandra odchyliła się, jakby uderzył ją w twarz. - Teda długo nie
było w moim życiu i chcę, żeby tak zostało.
Poczuła dławiący gniew.
- To straszne, co mówisz. Po tym wszystkim, co zrobił, żeby cię chronić.
Przecież gdyby nie on, siedziałbyś teraz w więzieniu&
Zamilkła przerażona tym, że za dużo powiedziała. O mały włos, a by się
wygadała.
Charles przygwozdził ją wzrokiem.
- Co ty powiedziałaś?
Odwróciła się, żeby sięgnąć po torebkę.
- Nic. Chodzmy już, zanim zrobi się tłoczno.
Mimo osłabienia mocno zacisnął dłoń na jej nadgarstku.
- Nigdzie nie pójdziemy, dopóki mi nie powiesz, co miała oznaczać ta
uwaga. Co on ci naopowiadał? Jakimi kłamstwami nakarmił cię tym razem?
- Ależ tato. - Potrząsnęła głową. - Ty go w ogóle nie znasz.
- Powiedz wreszcie, co ci powiedział, do cholery!
Przez chwilę wahała się. Bała się go zranić, a równocześnie chciała mu
wszystko powiedzieć, żeby udowodnić, że Ted troszczy się o niego. To wyraz jego
oczu, twardy i nieustępliwy, sprawił, że podjęła decyzję.
- On wie o mamie - szepnęła. - Oboje wiemy.
Puścił jej nadgarstek.
- O czym ty, do cholery, mówisz?
Spojrzała w stronę parkingu. Przyjeżdżało coraz więcej osób. Wszyscy szli z
pochylonymi głowami, chowając się przed podmuchami silnego wiatru. W oddali
zbierały się deszczowe chmury, nadając niebu odcień szarości. Po chwili odwróciła
się do ojca i spojrzała mu prosto w oczy.
- Wiemy, że ją zabiłeś.
Nie wiedziała, co zobaczyła najpierw, szok czy przerażenie. Te uczucia, zbyt
silne, żeby je ukryć, odbijały się na przemian w jego oczach gdy patrzył na nią z
niedowierzaniem.
- Mój Boże. - Głos zamarł mu w suchych, bladych ustach.
- Kilka tygodni temu Ted znalazł na strychu łańcuszek mamy schowany w
twojej starej torbie golfowej.
Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie mógł wydać z siebie ani
słowa.
- Był wstrząśnięty - ciągnęła Sandra. - Nigdy wcześniej nie widziałam go tak
rozdartego, pokonanego. A mimo to znalazł dość siły, by mnie podtrzymać na
duchu. Kiedy błagałam go, żeby nikomu o tym nie mówił, zgodził się. Nie była to
dla niego łatwa decyzja, tato. Wiesz przecież, co czuł do mamy. A mimo to zgodził
się. Zrobił to ze względu na ciebie. %7łeby zaoszczędzić ci bólu. Zrobił to, bo cię
kocha&
Charles osunął się ciężko. Zamknął oczy, ciężko dysząc.
- Tato? - potrząsnęła nim.
Poklepał ją lekko.
- Wszystko w porzÄ…dku.
- Przestraszyłeś mnie.
- Nie bój się. Twarda ze mnie sztuka. %7łeby mnie zabić, potrzeba czegoś
więcej niż sprzeczki z córką.
- Nie mów tak.
Oddychał już łatwiej, ale wciąż był blady.
- Chcę usłyszeć resztę tej historii, Sandro. Co Ted robił na strychu?
Opowiedziała mu wszystko: o tym, jak pojechała do Londynu i namawiała
Teda do powrotu i jak przyszło jej do głowy, żeby przyjechał do Austin pod
pretekstem wystawy.
Nie przerywał jej. Siedział wyprostowany i patrzył, jak krople deszczu
monotonnie uderzajÄ… w asfalt.
Tak było do chwili, gdy zaczęła opowiadać o jego kłótniach z matką, które
słyszała co noc. Odwrócił się do niej.
- Słyszałaś to wszystko?
Kiwnęła głową.
- Każde słowo. Słyszałam też, jak mama powiedziała ci, że w jej życiu jest
inny mężczyzna i chce cię opuścić.
ZamknÄ…Å‚ oczy.
- Dobry Boże.
- Chciałam przyjść do ciebie następnego dnia, ale za bardzo się bałam.
- Więc zamiast do mnie, poszłaś do brata.
- Nie. Nie powiedziałam mu nic aż do dnia, kiedy próbowałam go przekonać,
żeby dał ci jeszcze jedną szansę. Kiedy dowiedział się o tajemniczym kochanku,
poszedł na strych w nadziei, że dowie się, kim był. Myślał, że może to zabójca
mamy. Ale znalazł łańcuszek w twojej torbie golfowej.
- I doszedł do wniosku, że to ja go tam włożyłem.
Spojrzała na niego zdumiona.
- No cóż& Tak. To znaczy, że włożyłeś. A nie?
Kręcił powoli głową, patrząc jej w oczy.
- Nie, Sandro. Nie zrobiłem tego. Jestem tak samo zdziwiony jak ty. Przez te
wszystkie lata nie wiedziałem, gdzie jest - powiedział stłumionym głosem. - Nie
zabiłem twojej matki.
Sandra oparła się na siedzeniu.
- A łańcuszek, kłótnie, wszystko co mówiłeś&
- Nie przeczę, że byłem zły. Rzeczywiście, gdybym wtedy wiedział, kim był
tamten mężczyzna, chyba mógłbym go zabić. Ale nie twoją matkę. - Błękitne oczy
ojca wypełniły się łzami. - Nie mógłbym jej skrzywdzić. Za bardzo ją kochałem.
Bez względu na to, jak bolesna była dla mnie świadomość, że odchodzi, prędzej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]