[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Z dzieckiem na rękach podeszła do domofonu. Nacisnęła
guzik.
- Czy mogłaby nam pani przynieść śniadanie? - powie
działa do pani Baker. Nie czekając na odpowiedz, wyłączyła
domofon. - Wstrętna starucha - mruknęła do siebie.
Obie kobiety od rana nie mogły dojść ze sobą do ładu.
Pani Baker miała obrażoną minę i na każdą prośbę Merideth
reagowała pogardliwym prychnięciem.
Zaczęło się przy śniadaniu. Pani Baker podała Merideth
sadzone jajka, podczas gdy ona miała ochotę na jajecznicę.
Kiedy to powiedziała, pani Baker tak na nią spojrzała,
jakby Merideth poprosiła o gwiazdkę z nieba. Smażąc jaje
cznicę, narzekała i jęczała tak rozpaczliwie, że gdy wreszcie
danie było gotowe, Merideth odechciało się jajecznicy i
w ogóle czegokolwiek.
Wtedy pani Baker zrobiła jej awanturę.
Potem jeszcze posprzeczały się o bluzkę, którą Merideth
chciała nałożyć wieczorem. Poprosiła panią Baker o wypra-
66 NAGRODA PUBLICZNOZCI
sowanie bluzki. Pani Baker zrobiła to, ale ani na chwilę nie
przestała narzekać, ile to dodatkowej pracy dostarcza jej co
dziennie Merideth.
Merideth była przekonana, że gospodyni dlatego zacho
wuje się w taki obrazliwy sposób, że John Lee jej na to
pozwala.
- Nie pozwól nigdy, żeby służba właziła ci na głowę
- powiedziała do Cassie.
Cassie przytuliła się do Merideth. Tarła oczka rączkami.
- Jesteś śpiąca? - Merideth sama szeroko ziewnęła. - Ja
też. Twój wujek nie dał mi się wyspać w nocy.
- Gdzie postawić tacę? - zapytała pani Baker, która właś
nie przyniosła jedzenie dla Cassie.
- Przepraszam panią, ale mała jest bardzo śpiąca, więc
chyba zrezygnujemy teraz z jedzenia. Muszę ją położyć do
łóżeczka. Chciałabym za to, żeby przyniosła mi pani jej
butelkę.
Pani Baker prychnęła. Odwróciła się na pięcie i wyszła
z pokoju.
- Właśnie o tym ci mówiłam. - Merideth tuliła do siebie
Cassie. - Ale o nic się nie martw. Pokażemy tej pani, gdzie
jest jej miejsce.
Usiadła w bujanym fotelu. Kołysała Cassie i wyobrażała
sobie, jak będzie wyglądał pokój, kiedy przyjadą zamówione
meble. Nie mogła się już doczekać, kiedy pokój Cassie zacz
nie wyglądać jak prawdziwy pokój dziecinny.
Pani Baker przyniosła butelkę. Zniecierpliwiona, pode-
tknęła ją Merideth pod nos.
Merideth skrzywiła się, ale podziękowała. Ułożyła sobie
Cassie na ramieniu i zaczęła ją karmić.
NAGRODA PUBLICZNOSCI
67
- Trzeba poczekać, żeby się jej odbiło, zanim się ją położy
do łóżeczka - odezwała się pani Baker.
Merideth się wściekła. Nie mogła znieść takiej bezczelno
ści. Nie uważała za stosowne wysłuchiwać rad jakiejś niedo
łężnej gospodyni.
- Proszę się nie martwić - odrzekła bez cienia uprzejmo
ści w głosie. - Potrafię się obchodzić z małym dzieckiem.
Pani Baker mruknęła coś, niezadowolona. Merideth uzna
ła, że skoro ma ją utemperować, to wszystko jedno, kiedy
zacznie. Równie dobrze może to zacząć od razu.
- W łazience brakuje już czystych ręczników - powie
działa królewskim tonem. - Czy byłaby pani uprzejma przy
nieść kilka?
- Nie brudziłyby się tak szybko, gdyby nie używała pani
czterech do każdej kąpieli - ofuknęła ją pani Baker.
- A skoro już o tym mówimy - Merideth puściła uszczy
pliwą uwagę mimo uszu - to mogłaby pani również zmienić
mi pościel. Chciałabym się położyć, kiedy Cassie zaśnie.
Jestem bardzo zmęczona.
- Zmęczona?! - wykrzyknęła pani Baker. - Ciekawe, po
czym! Całymi dniami nic pani nie robi.
- To już naprawdę nie pani sprawa - oburzyła się Merideth.
- To ja powinnam odpocząć - narzekała pani Baker. -
Gotuję, sprzątam i biegam tam i z powrotem. Ani chwili
spokoju mi pani nie daje. Ledwie zrobię jedno, a już pani
skrzeczy do tego przeklętego domofonu, żebym robiła coś
innego.
- Skrzeczy? - powtórzyła dotknięta do żywego Merideth.
- Musi pani wiedzieć, że mam piękny, doskonale ustawiony
głos. Wszyscy nauczyciele dykcji zawsze mnie chwalili.
68 NAGRODA PUBLICZNOZCI
- Albo byli głusi, albo mieli brudne uszy. Pani skrzeczy
jak żaba.
- Jak pani śmie mnie obrażać! - Merideth wstała z fotela.
- Poskarżę się Johnowi Lee.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]