[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ruszyła wstronę gabinetudo pedikiuru.
- Poczekaj, dokÄ…didziesz?
Kiedy nie usłyszał odpowiedzi, poszedł za nią jak
zahipnotyzowany. Długi fartuch nie był wstanie ukryć
jan+a43
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
102
pełnych powabu zaokrągleń jej bioder. Poczuł, że
oblewa go fala gorÄ…ca.
- Comiałeś namyśli?- Annspytałajuż wgabinecie.
- To - bÄ…knÄ…Å‚ Drew, chwytajÄ…c jÄ… i przyciskajÄ…c
do ściany.
- Drew! - wysapałaAnnzaskoczona.
- Tsss - szepnął rozchylając jej usta. - Miałem
ochotę to zrobić odchwili, kiedytuwszedłem.
- Przestań! - błagała. - Kaymożenas zobaczyć.
- No to co?- Pochylił głowę.
- Drew... - Osunęła się bezwładnie ku niemu
i jęknęła oddając pocałunek. Dopiero gdyobjął dłonią
jej gorącą pierś, odepchnęła go i cofnęła się na
bezpieczną odległość.
Drew wciągnął głęboko powietrze, ale nadal nie
był wstanie przemówić. Zerknął na nią kątemoka
i wreszcie spytał:
- Jaknazywa siÄ™ to, co masz na sobie?
- Chodzi ci ospodnie?- Annspojrzaławdół.
-Tak.
- Legginsy.
- Sympatyczne. - Jego spojrzenie znowu prześliz-
gnęło się po niej całej, zachłannie, zaborczo.
- Dziękuję...
Słyszał wyraznie, że brakowało jej tchu, podniecał
ją bowiemtak samo, jak ona podniecała jego.
- Wyjdzmystąd- powiedział tłumiąc jęk.
- I cozrobimy?
- Wybierzemy się na przejażdżkę moimjaguarem.
- Zmrużył oczy. - Proszę, nie odmawiaj.
Annzawahałasię przezchwilę.
- No, dobrze. Powiemtylko Kay.
Wpięć minut pózniej siedziała obok niego wjagu-
arze. Na razie nie uruchomił samochodu, lecz patrzył
na nią uważnie przez dłuższą chwilę.
jan+a43
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
103
- Jest coś... o co chciałbym cię spytać. Chodzi o tę
ostatnią noc... - zaczął łagodnie, inaczej niż zwykle,
po czymzakaszlał i zaklął pod nosem.
Musiał jednak powiedzieć głośno to, co nie dawało
mu spokoju już od paru dni. Równie mocno chciał
wyrzucić to z siebie, jaki niczego nie zepsuć.
- Mamnadzieję, żeniebędziemymieli kłopotów.
- Domyślamsię, że chodzi ci o to, czy nie jestem
wciąży- wypaliła Annbez ogródek.
Drewwestchnął głośno.
- Tak. Ale samdo siebie mampretensjÄ™. Powinie-
nembył zastosować środki ostrożności, tylko że...
- nie dokończył zdania.
- Możesz być spokojny - odrzekła Ann patrząc
wprost przed siebie. - To byłybezpieczne dni.
- Niewiedziałem. - Zmarszczył brwi.
- Waśnie skończył mi się okres. - Spojrzała mu
prosto w oczy. - A więc, jak widzisz, nie masz
powodu do obaw.
- I tyteż?
- Tak, ja też - odrzekła Ann z lekką irytacją
wgłosie.
Drew chwycił za kierownicę. Niech to diabli,
wiedział, że Ann chce mieć dziecko, ale przecież nie
jego, na litość boską. Ogarnęła go panika.
- Zdawało mi się, że mieliśmy się wybrać na
przejażdżkę.
Jej opanowany głos wyrwał go z zamyślenia.
Przekręcił kluczyk wstacyjce i słuchał pomruku silnika.
Jeszcze jedendrobiazg nie dawał mu spokoju.
- Jawiem, Ann, żechceszmieć dziecko, tylko...
Gwałtownie odwróciła głowę.,
- Domyślamsię, co chcesz powiedzieć - odparła
twardo. - Oszczędz sobie trudu. Tak, chcę mieć
dziecko, ale nie twoje.
jan+a43
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
104
Znowu zaklÄ…Å‚ pod nosem.
- Przepraszam.
Po długiej chwili milczeniaDrewwyciągnął rękę
i pogładził Annpo policzku.
- Jeśli maszochotę mnieuderzyć, toproszę bardzo.
Najej ustachpojawił się nieznacznyuśmiech.
- Wybaczaszmi?- spytał ztymdiabelskimbłyskiem
woczach.
Annspojrzałananiegoi uśmiechnęłasię szeroko.
- Tak, tywariacie.
Drewroześmiał się i dodał gazu.
- Spodobaci siÄ™.
- Domyślamsię, żechceszsię przedemną popisać.
- Czegoś takiegojeszczenieprzeżyłaś.
Annwywróciłaoczydogóry.
- Czynikt cijeszczeniepowiedział, żejesteś próżny?
- Słyszę to co najmniej raz na dzień - odparł
głębokimbasem.
- JesteÅ› okropny.
- Wiem.
- Czyniepowinniśmyjuż ruszyć?
- Tak, ruszamy.
DrewprzycisnÄ…Å‚ jakiÅ› guzik i dachsamochodu
odsunął się do tyłu, światłosłoneczneoślepiło ich.
- Trudno sobie wyobrazić piękniejszydzień na
przejażdżkę.
- Rzeczywiście- Annwciągnęła wpiersi świeże
powietrze- i bardzojuż tęskniłamzachwilą oddechu.
Drewskierował się naautostradę.
- Będzieszmiałato, nacozasłużyłaś.
- DokÄ…djedziemy?
- Adokądbyś chciała?Poprostuprzejedziemysię
kawałek. Pokażę ci, na co stać jaguara.
Przezchwilę jechaliwmilczeniu, każdepogrążonewe
własnychmyślach.
jan+a43
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
105
- Czy masz już jakieś wiadomości w sprawie Tima
Pollarda? - spytała wreszcie Ann.
- Nie, ciągle czekam na ostatnie słowo mojego
kumpla z Houston.
- Mamnadzieję, żeci pomoże.
- Ja też - odparł ponuro Drew. - Wiem, że Pollard
jest winny, tylko nie mogę mu tego udowodnić.
Firma powinna być wlepszej kondycji niż jest.
- Mówiłeś już matce?
- Tak, to był dla niej prawdziwyszok.
- Mogę sobiewyobrazić.
- Ale moje interesyidą nie najgorzej. Jestemgotów
wrócić do Houstoni już tamzostać.
- Domyślamsię.
Tylko nie chcę opuścić ciebie, pomyślał. Ale oczywiś-
cie nie mógł powiedzieć tego na głos. Uważał siebie za
wariata. Co się stało, że zrobił się taki wrażliwy? Ann
Sinclair była silna, inteligentna i kochająca. Ai on nie
był jej obojętny; doskonale o tymwiedział i korzystał
z tego. Lekceważąc konsekwencje, uległ własnym
żądzom. Bardzobychciał, żebytobyłotakieproste, ale
niestety. Uczucia, jakie Ann wnimobudziła, były dla
niego nowością. Aponieważ samze sobą prowadził
wojnę, nie wiedział teraz co począć.
- Mmmm, to był doskonały pomysł. - Ann prze-
rwała ciszę.
Patrzył na nią, gdy odrzuciła wtył głowę i śmiała
się. Poczuł niemal fizycznyból, tak bardzo pragnął ją
objąć.
Jechali pustą drogą. Drewprzycisnął mocniej pedał
gazu. Samochódwyskoczył doprzodu.
- Drew! - wrzasnęła Ann, zaciskając pobielałe
palce na krawędzi fotela.
- Co takiego? - zadrwił. Oczy mu płonęły pod-
nieceniem.
jan+a43
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
106
Włosy Ann otoczyły twarz czarnym jedwabistym
obłokiem. Odgarnęła kilka pasemek z czoła i z ust
i spytała:
- Jakszybkojedziemy?
- Jeszczenietakszybko, jakbymchciał.
Annbyłaniemniej podnieconaniż on.
- Widzę, że życie wstępuje w ciebie dopiero za
kierownicÄ….
- Tojest niemal równiedobrejakseks.
- Toniesmaczne - powiedziałaotwarcieAnn.
- Aleprawdziwe.
- Jesteś beznadziejnym przypadkiem. - Uniosła
oczydo góry.
- Chcesz, żebymci pokazał, co ta dama potrafi?
- Drewpoklepał dłonią kierownicę.
- No, dobrze, pokaż - zgodziła się po chwili
wahania.
Zmienił bieg i nacisnął jeszcze mocniej pedał
gazu. Dzikie kwiaty i bydło pasące się po bokach,
a nawet smukłe sosny zamieniały się w niewyrazne
smugi wtymszaleńczympędzie. Drewjednak pra-
wie tego nie zauważał. Znajdował się w stanie
upojenia, z jakim równać się mógł jeszcze tylko
seks. Uśmiechnął się wduchu i spojrzał kątemoka
na Ann.
- Czyniepowinieneś trochę zwolnić?
Znowurzucił nanią szybkiespojrzenie.
- Przecież dopierowystartowaliśmy.
- Chyba żartujesz. Ten samochód na pewno nie
może już jechać szybciej. - Ledwie mogła złapać
powietrze.
- Zarazci pokażę.
- To chyba nie jest dobrypomysł.
- Och, daj spokój, nie bądz taka przyziemna, daj
się porwać przygodzie - nalegał, zerkając jednocześnie
jan+a43
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
107
na przesuwającą się coraz wyżej wskazówkę prędkoś-
ciomierza.
- Drew... proszę cię... przestań - błagałagoszeptem.
- Odpręż się, dziecinko, i cieszsię, żejedziemy.
- NiemogÄ™.
- Owszem, możesz. Zaufaj mi, dobrze?
Na pozór dała się przekonać jego słowomi przez
kilka minut pędzili autostradą słysząc wuszachjedynie
świst wiatru.
- No, nie miałemracji? - spytał Drewpatrząc cały
czas przed siebie.
Cisza.
Spojrzał na Ann. Jej twarz była zielonkawoszara,
siedziała sztywno wyprostowana, jakby połknęła kij.
- OBoże, zlesię czujesz, Ann?
- Zatrzymaj... zatrzymaj samochód- wykrztusiła
- bozaraz siÄ™ rozchorujÄ™.
W kilka sekund pózniej Drew wjechał na mały
parking przyszosie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl
  • Strona Główna
  • Sandi Lynn Forever 2 Forever You
  • Dixie Lynn Dwyer [Menage Amour 165] Were She Belongs (pdf)
  • Love & Story Balogh Mary Niezapomniane lato
  • Clark Mary Higgins Coreczka tatusia
  • McComas_Mary_Kay_ _Opętanie
  • J.Lynn Zostań ze mną tom 2
  • Arthur C Clarke & Stephen Baxter [Time Odyssey 02] Sunstorm (v4.0) (pdf)
  • Baxter Mary Lynn NajwaĹźniejsza noc
  • Baxter Mary Lynn Mezalians
  • Deveraux Judy Dary losu Zmiana uczuć‡
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hannaeva.xlx.pl