[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ciała i chce być rządcą!
- Nie możesz tak się zadręczać. To była wojna. Poskąpiłeś słusznie. Spełniłeś
obowiązek. Musiałeś tak postąpić.
- Kiedy widzę jego kalectwo i blizny, kiedy mój łagodny Syd zamyka się w sobie,
odrzucając moje współczucie, jakże mogę uwierzyć, że postąpiłem słusznie?
- Nie wszystko można łatwo wytłumaczyć. Czasem trzeba wybrać jedną z dwóch
dróg, które wydają się jednakowo złe.
Coś w głębi niego mówiło mu z absolutną pewnością, że gdyby jeszcze raz musiał
dokonać wyboru, obrałby tę samą drogę. I cierpiał potem takie same straszliwe męki.
- Nie mógłbym, miła, kochać cię tak mocno, gdybym mocniej nie kochał honoru.
Wiesz, kto to napisał?
- Chyba Richard Lovelace"1...
- Nie wierz temu. To łgarstwo. Nic nie jest ważniejsze od miłości.
- Gdybyś wybrał drugie rozwiązanie i setki, a może tysiące ludzi ucierpiało z tej
przyczyny, nigdy byś sobie nie wybaczył.
Zaśmiał się cicho.
- Nie byłoby takiej potrzeby, bo już bym wtedy nie żył.
- Spełniłeś obowiązek. Nic innego nie mogłeś zrobić, Kit.
Nadal miał zamknięte oczy i czoło wsparte na pięści. Pozwolił, żeby te słowa pociechy
nim owładnęły. Przynajmniej na chwilę.
1" Richard Lovelace (1617 - 1658) - poeta angielski, szlachcic, autor liryków miłosnych.
* * *
Przez następne kilka minut Lauren była bliska zemdlenia. Zawsze starała się unikać
wszystkiego, co dotyczy przemocy, w przeświadczeniu, że damy nie powinny stykać się z
brudami życia. Nie było to zbyt trudne, bo wielu mężczyzn żywiło podobne przekonania.
Przypomniało się jej, jak Lily, niedługo po przybyciu do Newbury, rozprawiała o wojnie ze
swobodą godną, nie przymierzając, córki sierżanta piechoty. Prawda, że wychowała się wśród
żołnierzy w Indiach, a potem była na Półwyspie, lecz nękana skrycie zazdrością Lauren
usiłowała oszukać swoje sumienie, mówiąc nowej hrabinie Kilbourne, czego się będzie od
niej oczekiwać. Pamiętała, jak próbowała wpoić jej zasadę, że dama nigdy nie mówi o wojnie,
a nawet nie wypada jej słuchać rozmów na ten temat. Jak pewna była wtedy swojej racji.
Prawdziwa dama. Nudna, afektowana dama!
Teraz jednak nie mogła odpędzić okropnych obrazów tortur, choć Kit wcale nie
opowiadał o nich szczegółowo. Ani widoku wojskowego chirurga amputującego ramię
Sydnama. Niemal czuła woń krwi. Nie próbowała zmieniać tematu, co tak dobrze udało jej się
poprzedniej nocy. Dziś było inaczej. Incydent w salonie ujawnił wszystko, co Kit pragnął
ukryć. Przerywanie mu teraz byłoby niewybaczalnym okrucieństwem.
Siedziała więc w milczeniu na obitej aksamitem sofie, skubiąc rąbek szala. Nie miało
znaczenia, że jest subtelną, dobrze ułożoną damą. Chłonęła każde jego słowo. Nie kuliła się
ze strachu. Wiedziała, czym jest tłumienie najboleśniejszych doznań, z których nie można się
zwierzyć nawet najbliższej przyjaciółce. Wiedziała dużo o bólu, o samotności, o rozpaczy.
Pewnie dlatego wybrał ją na powiernicę, nawet jeśli nie zrobił tego świadomie. Może
rozpoznał w niej kogoś, kto cierpiał tak jak on.
Kiedy wyczuła, że nadszedł odpowiedni moment, wstała, objęła go bez słowa i
przytuliła policzek do jego ramienia. Kit odwrócił się, przyciągając ją do siebie. Słyszała bicie
jego serca.
Gdy jego usta odnalazły jej wargi, były miękkie, lecz uparte. Przesunął rękę na jej
pośladki i przycisnął ją do swoich lędzwi, nie pozostawiając wątpliwości co do natury jego
pragnień.
Czuła osobliwe rozdwojenie: jedna jej część nadal była panną Lauren Edgeworth,
damą, analizującą wszystko z dystansu i na zimno. Ta część strofowała ją bezlitośnie,
przypominając o nieuchronnych następstwach tak niestosownego zachowania.
Druga zaś, o której istnieniu do niedawna nie wiedziała, ta, która nagle objawiła się w
Vauxhall, a może jeszcze wcześniej, w Hyde Parku, znajdowała się teraz w jego objęciach i
wiedziała, że jest kobietą, że tak wiele ma mu do zaofiarowania. A także, że może robić, co
zechce. Dokonywać wyborów. Do niedawna jeszcze, nie, aż do tej chwili, wybory te nigdy
nie były trudne. Zawsze wiedziała, co jest właściwe, a co nie. Nigdy jednak nie poznała reguł
serca. Honor i miłość były dla niej przeciwieństwami, podobnie jak dla niego. Lecz tym
razem to miłość mogła, i powinna była, przeważyć. Wybrała miłość. Zrobiła to już w
Vauxhall. Odnalazła w sobie kobietę. Czuła jego usta na szyi, na ramionach, na piersiach.
Miął cienką muślinową suknię, zsuwając ją z jej ramion, odsłaniając piersi. Nie broniła się,
choć blask ognia i światło świecy wydobywały z mroku jej nagość. Jest kobietą, a on jej
pragnie. Powinna mu się więc oddać. Ona też czegoś pragnie: być kobietą.
Wzdrygnęła się trochę ze strachu, a trochę z podniecenia, gdy jego usta przywarły do
jej piersi. Delikatnie położyła dłoń na jego głowie i przytuliła policzek do jasnych, miękkich
włosów.
- Powstrzymaj mnie - odezwał się ochrypłym głosem. - Na miłość boską, Lauren,
powstrzymaj mnie.
- Nie. - Ujęła jego twarz w obie dłonie i spojrzała mu w oczy, łagodnie przesuwając
palcami po włosach. - Dokonałam wyboru, Kit. Chcę tego.
Dawała i sama była darem. On także był darem i dawał. W chwilę pózniej położył ją
na aksamitnej sofie. Wyciągnęła do niego ręce. Włosy miała potargane, policzki
zarumienione i była niewiarygodnie wprost piękna.
Lauren Edgeworth, ta powściągliwa, opanowana dama gdzieś znikła, ta druga zaś
wiedziała, że nie chodzi o ślepą namiętność, lecz o coś pierwotnego i głębszego. Coś, czego,
była tego absolutnie pewna, nigdy nie będzie żałowała.
Ukląkł przy sofie, pokrywając jej twarz delikatnymi pocałunkami. Lauren przymknęła
oczy i oddychała powoli. Wiedziała, co dzieje się między mężczyzną i kobietą. Ciotka Clara
[ Pobierz całość w formacie PDF ]