[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nak wokół zalegały już długie, pochyłe cienie. To, co pozostało ze słońca, ginęło co chwi-
la za chmurami, a lekki wiatr strącał resztki liści z drzew. Szeleściły na podjezdzie, co
w mojej wyobrazni brzmiało jak odgłos kroków.
151
Parking był prawie pełen i przypomniałam sobie, że kiedy wyjeżdżałam po połu-
dniu, zauważyłam przygotowania do przyjęcia weselnego. Aby znalezć wolne miejsce,
musiałam odjechać do najdalej położonej części, tracąc z oczu gospodę. Uczucie, że ktoś
kręci się w pobliżu i śledzi mnie, stało się już moim stanem chronicznym.
Nie biegłam, tylko szłam bardzo szybko, torując sobie drogę wśród rzędów zaparko-
wanych samochodów ku bezpiecznej przystani gospody. Kiedy mijałam starą furgonet-
kę, drzwi otworzyły się, ze środka wyskoczył jakiś mężczyzna i spróbował złapać mnie
za rękę.
Zaczęłam uciekać i przebiegłam około pięciu metrów, ale wtedy zgubiłam jeden ze
zbyt dużych mokasynów, które kupiłam, by pasowały na moje zabandażowane stopy.
Kiedy but zsunął mi się z nogi, poczułam, że lecę do przodu, i rozpaczliwie starałam
się odzyskać równowagę, lecz było już za pózno. Moje dłonie i tułów przyjęły na siebie
główny impet upadku i uszło ze mnie prawie całe powietrze.
Mężczyzna przyklęknął na jedno kolano obok mnie.
Nie krzycz powiedział z naciskiem. Nie zamierzam cię skrzywdzić; proszę,
nie krzycz!
Nie mogłam krzyczeć. Nie mogłam również wstać i uciec do gospody. Całe moje cia-
ło trzęsło się po zderzeniu z twardą nawierzchnią. Miałam otwarte usta i gwałtownie
łapałam oddech.
Czego... czego... chcesz? zdołałam wreszcie wykrztusić.
Porozmawiać z tobą. Chciałem ci wysłać e-mail, ale nie wiedziałem, kto jeszcze
może go zobaczyć. Chcę ci sprzedać pewne informacje na temat Roba Westerfielda.
Spojrzałam w górę i zobaczyłam nad sobą jego twarz. Był mężczyzną po czterdzie-
stce z rzadkimi, niezbyt czystymi włosami. Rozglądał się nerwowo, jak ktoś, kto ocze-
kuje, że w każdej chwili będzie musiał uciekać. Miał na sobie mocno znoszoną kurtkę
i dżinsy.
Kiedy zaczęłam gramolić się z ziemi, podniósł mój mokasyn i podał mi go.
Nie zamierzam cię skrzywdzić powtórzył. Ryzykuję, rozmawiając z tobą.
Posłuchaj mnie. Jeśli nie jesteś zainteresowana tym, co mam do powiedzenia, znikam
stąd.
Zapewne nie było to zbyt racjonalne, ale z jakiegoś powodu mu uwierzyłam. Gdyby
chciał mnie zabić, już by to zrobił.
Wysłuchasz mnie? spytał niecierpliwie.
Mów.
Usiądziesz w mojej furgonetce na kilka minut? Nie chcę, żeby ktoś mnie zobaczył.
Ludzie Westerfieldów kręcą się po całym mieście.
Nie wątpiłam w to, nie zamierzałam jednak wsiadać do jego auta.
Powiedz mi, co masz do powiedzenia, ale tutaj.
152
Mam coś, co chyba może pomóc oskarżyć Westerfielda o zbrodnię, którą popeł-
nił wiele lat temu.
Ile chcesz?
Tysiąc dolców.
Co masz?
Wiesz, że mniej więcej dwadzieścia pięć lat temu babka Westerfielda została po-
strzelona i pozostawiona na śmierć: Pisałaś o tym na swojej stronie internetowej.
Tak, pisałam.
Mój brat, Skip, poszedł za to do pudła. Dostał dwadzieścia lat. Umarł, nim odsie-
dział połowę kary. Nie mógł tego wytrzymać. Zawsze był chorowity.
Twój brat był tym bandytą, który strzelał do pani Westerfield, włamawszy się do
jej domu?
Tak, ale to Rob Westerfield wszystko zaplanował i wynajął do tej roboty Skipa
i mnie.
Dlaczego to zrobił?
Westerfield ostro ćpał. Dlatego wyleciał ze szkoły. Był winien ludziom masę forsy.
Widział testament babki. Zapisała sto tysięcy dolarów bezpośrednio jemu. Gdyby wy-
kitowała, miałby pieniądze w kieszeni. Obiecał nam dziesięć tysięcy dolarów za tę ro-
botę.
Był z wami tamtej nocy?
%7łartujesz? Był w Nowym Jorku na kolacji z matką i ojcem. Wiedział, jak chronić
swój tyłek.
Czy zapłacił twojemu bratu albo tobie?
Przed robotą dał mojemu bratu swojego roleksa jako zabezpieczenie. Potem
oświadczył, że zegarek mu skradziono.
Dlaczego?
%7łeby zatrzeć ślady, kiedy mój brat został aresztowany. Westerfield utrzymywał, że
spotkał nas w kręgielni na dzień przed włamaniem do starej. Powiedział, że Skip ciągle
patrzył na jego zegarek. Skłamał, że włożył go do torby, zanim zaczął grać. Zeznał gli-
nom, że kiedy potem chciał wyjąć zegarek, nie znalazł go w torbie. Przysięgał, że to był
jedyny raz, kiedy widział Skipa albo mnie.
Skąd moglibyście wiedzieć o jego babce, gdyby wam nie powiedział?
Dużo o niej pisali w gazetach. Ufundowała nowe skrzydło dla szpitala czy coś ta-
kiego.
Jak wpadliście, ty i twój brat?
Ja nie wpadłem. Mojego brata zwinęli następnego dnia. Był notowany i trochę się
denerwował, że ma strzelać do starej. Po to tam poszedł, ale Westerfield chciał, żeby to
wyglądało na włamanie. Rob nie dał nam kombinacji do sejfu, ponieważ znała ją tyl-
153
ko rodzina, więc to by go mogło zdradzić. Kazał Skipowi zabrać pilnik i nóż i podrapać
sejf, tak jakby próbował go otworzyć i nie umiał. Ale Skip skaleczył się w rękę i zdjął rę-
kawiczkę, żeby zetrzeć krew. Musiał dotknąć sejfu, ponieważ gliniarze znalezli jego od-
ciski palców.
Potem poszedł na górę i strzelił do pani Westerfield?
Tak. A nikt nie mógł udowodnić, że ja tam byłem. Stałem na czatach i prowadzi-
łem samochód. Skip powiedział mi, żebym trzymał gębę na kłódkę. Wziął wszystko na
siebie, a Westerfield wyszedł z tego czysty jak łza.
I ty też.
Wzruszył ramionami.
Niby tak.
Ile miałeś lat?
Szesnaście.
A Westerfield?
Siedemnaście.
Czy twój brat nie próbował go obciążyć?
Jasne, że próbował. Nikt nie uwierzył.
Nie byłabym tego taka pewna. Jego babka zmieniła testament. Wykreśliła ten za-
pis na sto tysięcy dolarów.
To dobrze. Skip przyznał się do usiłowania zabójstwa i dostał dwadzieścia lat.
Groziło mu trzydzieści, ale zgodził się przyznać, jeśli nie dostanie więcej niż dwadzie-
ścia. Prokurator okręgowy poszedł na ten układ i stara nie musiała zeznawać na proce-
sie.
Resztki słońca całkowicie skryły się za chmurami. Nadal trzęsłam się po upadku,
a teraz również z zimna.
Jak się nazywasz? spytałam.
Alfie. Alfie Leeds.
Alfie, wierzę ci powiedziałam. Nie wiem jednak, dlaczego opowiadasz mi to
teraz. Nigdy nie było cienia dowodu, że Westerfield miał coś wspólnego z tą zbrodnią.
Mam dowód, że był w to zamieszany.
Alfie sięgnął do kieszeni i wyciągnął złożoną kartkę papieru.
To jest kopia szkicu, który dał nam Westerfield, żebyśmy, ja i mój brat, mogli wejść
do domu, nie uruchamiając alarmu.
Z drugiej kieszeni wyjął małą latarkę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]