[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miejscu Erica również nie chciałby informować swej żony o zawodowej znajomości z kimś takim jak
Harry - nawet w normalnych okolicznościach. A obecną sytuację na farmie trudno było nazwać
normalnymi okolicznościami. Myśli Croftsa wciąż krążyły wokół Harry ego Mearnsa i
towarzyszących mu neandertalczyków, przy których członek zbrodniczej mafii wyglądałby jak
jezuicki misjonarz. Dręczyła go też obronna postawa Erica, która przy kolacji jak ponury mur
odgradzała go od innych. Wszystko to sprawiało, że Crofts zapragnął na jakiś czas opuścić farmę,
choćby miał się tym skazać na ponure samotne rozmyślania.
Znalazł jedyną we wsi budkę telefoniczną, zapaskudzoną rękopiśmiennymi wyznaniami
podającymi do wiadomości obojętnych czytelników, że Eck kocha Jessie, McAlister bel tutaj i
arogancko zapewniające, że Gowańscy Hunowie są OK! Zwiadczyło to aż nazbyt wyraznie, że
Auchenzie jest w zasięgu jednodniowej wycieczki uzbrojonych w sprejową farbę półgłówków z
Glasgowa .
Pamela odezwała się natychmiast, gdy tylko centrala hotelowa połączyła go z jej pokojem. Nie
mógł oprzeć się uczuciu pełnej ciepła wdzięczności. Wprawdzie powiedział, że spróbuje zadzwonić
około ósmej, ale przecież Pam była młoda i zdecydowanie zbyt atrakcyjna. Mogła po prostu gdzieś
wyjść, a potem wymyślić jakąś wymówkę. Choćby to, że w ogóle zapomniała o jego telefonie.
- Brakuje mi ciebie - powiedziała, i bardzo chciał jej uwierzyć.
- Mnie ciebie też.
- No i co, masz świnie w pokoju? Na chwilę zmarszczył czoło, a potem uśmiechnął się do
słuchawki.
- Nie. Ale krąży tu przerażająca szkocka dama, która pożera londyńczyków, a dotarcie do farmy
wymaga niemal logistycznego zabezpieczenia jak przy ekspedycji na Annapurnę.
Roześmiała się, ale jej śmiech sprawił, że wydała mu się jeszcze bardziej oddalona.
- Wracasz jutro? - zapytała z cudowną dziecięcą bezpośredniością. Nawet nie próbował ukryć,
jak bardzo jest mu przykro.
- Zajmie mi to jeszcze kilka dni. Eric jest koszmarnym farmerem. Prawdę mówiąc, obiecałem mu
pozostać tutaj, aż uporządkuje wszystkie sprawy.
Milczała przez chwilę i Crofts znowu zaczął się martwić. Potem odezwała się z udawaną
obojętnością:
- Jakie sprawy?
Crofts popatrzył na swoje odbicie w rozbitym lustrze budki telefonicznej.
- No wiesz... Różne. Rachunki, rozmowy z dyrekcji banku, zepsute traktory... no... takie sprawy.
>|
Następny temat, który podjęła, był wprawdzie przyjęty przez Croftsa z ulgą, ale druzgocąco
wpłynął na jego morale.
- Możesz zgadnąć, co teraz robię? - zapytała bardzo łagodnym głosem. Popatrzył tępo na
słuchawkę: - kochasz się!
- Nie.
Kiedy mu powiedziała, poczuł, że zaczyna się pocić i wymamrotał tylko: - O Jezu!
- Czy jesteś pewny, że nie możesz jutro przyjechać? - Pamela Trevelyan bardzo zręcznie
wywierała na niego presję. Słyszał wyraznie jej głośniejszy teraz oddech i zdawał sobie sprawę, że
nie jest to tylko prowokacja. Zaczął nienawidzić Erica Harleya, Harry ego Mearnsa, Szkocji i tak nie
w porę spotkanego cholernego komandora Simpsona. Pewnie był wobec niego niesprawiedliwy, ale
szczególnie nie cierpiał w tej chwili komandora Edwarda Simpsona w stanie spoczynku). Gdyby nie
on, mogliby sobie toczyć w tych opuszczonych przez Boga górach choćby trzecią wojnę światową -
bez jego wiedzy.
- Jestem pewien - wymamrotał z utęsknieniem w głosie. - Uwierz mi, Pam, proszę! Jeślibym tylko
mógł, przyjechałbym. Przysięgam.
- Wierzę ci - odparła poważnie. - A przy okazji., powiedz mi, skąd dzwonisz? Kolejna
zaskakująca zmiana tematu. Rozluznił się.
- Z Auchenzie. Z budki telefonicznej. Czyżbyś nie słyszała, jak wsypuję do niej forsę?
- A gdzie w Auchenzie?
Crofts zamrugał niepewnie, a potem z trudem obrócił się i popatrzył przez brudne szyby budki.
Mógł dostrzec palące się po drugiej stronie wąskiej uliczki ledwo widoczne światła jedynego
hoteliku w Auchenzie.
- Naprzeciwko miejscowego pubu. Nazywa się Caledonian i biorąc pod uwagę jego wygląd,
jest to nazwa zdecydowanie na wyrost. A dlaczego pytasz?
- Czy zadzwonisz jutro do mnie z tego samego telefonu, Michael?
Zmarszczył czoło. To niewątpliwie dość dziwna prośba, ale Pamela była w końcu dziewczyną,
której nie sposób się oprzeć. Postanowił nie kusić złego.
- Jeżeli chcesz... Czy mam telefonować o jakiejś określonej godzinie?
- W południe.
Sygnał w słuchawce znowu się odezwał i Crofts zaczął gorączkowo wciskać do automatu kolejną
dziesięciopensówkę. Uwięzła w szczelinie. - Niech to cholera! - warknął. Nagle sygnał się urwał i
był to znak, że mają zaledwie kilka sekund, zanim połączenie zostanie przerwane.
- Zadzwonię w południe - potwierdził szybko, nie orientując się wprawdzie, jakie będą jego
plany, ale dobrze wiedząc zarazem, że nie ma czasu na dyskusje.
- Obiecujesz?
- Tak, obiecuję. Z uderzeniem zegara.
- Z tego samego miejsca?
- Tak, tak... - Jezu, przecież to wariactwo. Ale mimo wszystko miłe wariactwo - zwłaszcza gdy
się wie, że to wariactwo sprawia jej przyjemność.
- Kocham cię... - powiedziała, zanim rozległo się klik , a potem ciągły sygnał przerwanego
połączenia. Odpowiedział do> milczącej słuchawki: - Ja też cię kocham. - Poczuł się trochę głupio,
wyszedł z budki i wolnym krokiem skierował się w stronę mercedesa.
Dlaczego, na - miłość boską, Pamela chce, żeby zadzwonił dokładnie z tej samej budki
telefonicznej? I dlaczego o tak wczesnej porze - o dwunastej w południe?
Jechał wolno z powrotem do Tarvit, krzywiąc się z niemal fizycznego bólu, gdy lśniący obiekt
jego dumy i radości zapadał się w kolejną dziurę. Zastanawiał się jednocześnie nad pojawieniem się
na scenie Harry ego Mearnsa.
Ale Mearns zawsze był taki. Pojawiał się nieoczekiwanie Wśród oczekujących na rozmowę
kwalifikującą, gdy tylko zaczynały krążyć wieści o tym, że organizuje się kolejny oddział. Robił to
zazwyczaj w chwili, gdy inni zawodowi zaczynali już przypuszczać, a może nawet mieć nadzieję, że
wreszcie dał się zabić przez jakiegoś byłego współtowarzysza o szczególnie dobrej pamięci. Nawet
w wypadku poufnych zadań, takich naprawdę ściśle tajnych, Harry zawsze jakoś dowiadywał się o
nich akurat w porę, aby na czas znalezć się w barze, w którym prowadzono rekrutację - obojętne czy
był to Londyn, Jo burg czy Hamburg. Jak legendarny. Feniks odradzał się z popiołów przegranych
kampanii.
Nie była to znowu taka zupełnie wydumana konstatacja! Za każdym razem, gdy w robocie brał
udział starszy sierżant Mearns, jej finał musiał być opłakany. Na przykład w Wietnamie, gdzie
Vietcong uprzedzał każde ich posunięcie, a wyznaczone cele okazywały się zabezpieczone o wiele
lepiej niż przewidywano. Można było wtedy tylko popełnić samobójstwo - albo zaniechać
wykonania zadania.
Była też sprawa rodezyjskiej wpadki - kiedy to rana Croftsa stała się powodem jego ewakuacji i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]