[ Pobierz całość w formacie PDF ]
lał jednak, by tego nie zauważyła. Jego życie zostało wy
wrócone do góry nogami. Całkowicie.
Przed nim cudowny świt - różowy, ogniście pomarań
czowy, czerwony i żółty - pomalował prerię.
Aż do końca łudził się nadzieją, że intuicja go zawiodła
i pomylił się w kwestii dziecka. Mimo że sam dążył do po
znania prawdy, nie był na nią przygotowany.
Miał jednak dziecko. Ta świadomość uderzyła go jak
cios. Chłopca. Miał syna, który nosił jego imię. Dziecko,
które pierwsze kroki robiło bez niego, bez niego wypowie
działo pierwsze słowa, rosło bez ochrony i opieki ojca.
Uwierzył Tally, że Elana była chora. Ale mimo to czuł
się zdradzony. Każde stracone urodziny były zdradą. Każde
ważne wydarzenie - pierwszy ząbek, pierwsze kroki, pierw
sze słowa - były zdradą. Każde stracone Boże Narodzenie,
każda stracona Wielkanoc - były zdradą.
Jak przystało na mężczyznę, który przysiągł, że zostanie
kawalerem do końca życia, przyszło mu do głowy, że po
winien być szczęśliwy, że ma syna bez komplikacji wyni
kających z posiadania rodziny, którą Tally tak bardzo prag
nęła założyć. Musiał tylko zadzwonić do prawnika i upew
nić się, jakie ma wobec dziecka prawa i obowiązki. Chociaż
był pewien, że jeśli posłucha swego serca, wszystko okaże
się bardzo proste.
Znów zerknął na śpiącą kobietę. Powinna być tak
samo jak on rozczarowana do instytucji rodziny. Podejrze
wał, że ściąganie włosów w skromny koczek oraz marsz
czenie brwi miało wiele wspólnego z dorastaniem w cieniu
siostry.
To prawda, że był rozczarowany do płci pięknej na długo
przed zdradą Elany. Już jego dzieciństwo miało ciemne stro
ny. Madca nigdy nie była szczęśliwa w Dancer. Obwiniała
za swoje niepowodzenia syna oraz męża. J.D. dorastał, wy
słuchując litanii, jakie życie mogłoby być piękne gdzie in
dziej. Twierdziła, że gdyby nie oni, opalałaby się w Saint-
-Tropez albo jeździła na nartach w Steamboat. Gdyby nie
rodzinka, która wdeptała ją w ziemię, wiodłaby spełnione,
pełne przygód życie, a nie tylko gotowała, sprzątała
i jeździła na podrzędne mecze hokejowe.
Na szczęście odeszła, gdy J.D. miał trzynaście lat. Przez
pewien czas utrzymywała z nimi kontakt. Wydawała się
równie nieszczęśliwa, mimo że nie miała już kogo za to
winić.
Oczywiście, wtedy wydawało mu się, że matka była nie
szczęśliwa przez niego...
Czy z tego właśnie powodu spodobała mu się Elana?
Czy próbował zdobyć miłość kobiety, która podobnie jak
jego matka nie była zdolna jej dać? Czy w ten sposób pró
bował wyleczyć rany z dzieciństwa?
Nienawidził bełkotu psychoterapeutów; nie godził się na
grzebanie we własnym umyśle. Ten tak niezwykły dla sie
bie strumień myśli przypisywał nieprzespanej nocy. Wes
tchnął z irytacją i nastawił magnetofon. Popłynęła muzyka
country.
Tally obudziła się i powoli przeciągnęła.
Widok budzącej się kobiety mógł skłonić mężczyznę do
pożałowania obranej w życiu drogi. Była w tym obrazie
miękkość i czułość, kontrastująca z prostym, męskim, twar
dym życiem.
- Gdzie jesteśmy? - spytała. Próbowała zepchnąć łeb
psa z kolan, ale Beauford wtulił się mocniej i błagalnie spoj
rzał jej w oczy. Popatrzyła na niego ze złością, ale zaprze
stała bezskutecznych wysiłków. J.D. zastanawiał się, czy to
nie był charakterystyczny dla niej sposób działania. Chciała
pokryć chłodem i opanowaniem palące ciepło, które sma
kował w jej pocałunku, delikatną miękkość, którą w niej
wyczuł, gdy się budziła.
J.D. poinformował ją, gdzie się znajdują.
- Zatrzymamy się na śniadanie i kawę w najbliższym
miasteczku.
Tally popatrzyła przez okno. Wzięła głęboki oddech, jak
by zbierając się na odwagę i powiedziała:
- Przykro mi, że nie wiedziałeś o nim wcześniej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]