[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dzieci ochrzcił, Pedra. A i właściciel gospody był tam również, klęczał z twarzą ukrytą w
pulchnych dłoniach, z których zwisał różaniec. Wyglądał na dobrego człowieka. Może i był
dobrym człowiekiem. Może - myślał ksiądz, straciłem zdolność osądzania ludzi... może ta kobieta
w więzieniu była tam najlepszą istotą. W świetle wczesnego dnia rżał koń, uwiązany do drzewa.
Cała świeżość poranna wlewała się przez otwarte drzwi. Przy mułach stali dwaj ludzie. Przewodnik
poprawiał strzemię, a obok niego stał Metys, drapiąc się pod pachą i oczekując na jego przyjście z
niepewnym przepraszającym uśmiechem. Tkwił tam jak niezbyt silny ból, przypominający
człowiekowi o jego chorobie, lub może jak nieoczekiwane wspomnienie, które dowodzi, że miłość
mimo wszystko jeszcze nie umarła. - No proszę - rzekł ksiądz - was się tutaj nie spodziewałem. -
Nie, proszę księdza. Oczywiście, że nie. - Podrapał się i uśmiechnął. - Sprowadziliście żołnierzy ze
sobÄ…?
- Cóż znowu ksiądz wygaduje - zaprotestował ze słabym uśmiechem. Z tyłu za nim ksiądz
widział poprzez dziedziniec w otwartych drzwiach pannę Lehr, jak przygotowywała dla niego
kanapki. Była już ubrana, ale wciąż miała na włosach siatkę. Zawijała starannie kawałki chleba w
pergaminowy papier, a jej stateczne ruchy wyglądały dziwnie nierealnie. Realny był Metys. - Co za
podstęp szykujecie mi teraz? - spytał ksiądz. Może przekupił przewodnika, żeby przeprowadził go
z powrotem przez granicę? Mógł się po nim wszystkiego spodziewać. - Ksiądz nie powinien
mówić takich rzeczy. Panna Lehr zniknęła z pola widzenia bezdzwięcznie, jak sen. - Dlaczego?
- Jestem tu, proszę księdza - zdawał się nabierać długiego oddechu, zanim wypowiedział
nieoczekiwane i bombastyczne stwierdzenie - z misją miłosierdzia. Przewodnik skończył
oporządzać jednego muła i zabrał się do drugiego, skracając i tak już krótkie meksykańskie
strzemiona. Ksiądz zaśmiał się nerwowo:
- Z misją miłosierdzia?
- Otóż ksiądz jest jedynym księdzem po tej stronie Las Casas, a ten człowiek jest
umierajÄ…cy...
- Jaki człowiek?
- Jankes. - O kim wy mówicie?
- To ten, którego policja poszukuje. Obrabował bank. Ksiądz wie, kogo mam na myśli. - On
i tak by mnie nie chciał - powiedział niecierpliwie ksiądz, przypominając sobie fotografię,
przypatrującą się na odrapanej ścianie grupie po pierwszej komunii.
- Ależ on jest dobrym katolikiem, proszę księdza. - Drapał się pod pachą i nie patrzył na
księdza. - On jest umierający, a żaden z nas nie chciałby mieć na swym sumieniu tego, co ten
człowiek...
- Możemy się uważać za szczęściarzy, jeśli nie mamy gorszych sumień. - Co ksiądz przez
to rozumie?
- On tylko zabijał i rabował. Ale nie zdradzał swych przyjaciół. - Matko Zwięta, ja nigdy...
- Obaj czyniliśmy to - rzekł ksiądz, po czym zwrócił się do przewodnika: - Muły gotowe?
- Tak, proszę księdza. - Zatem ruszamy. - Zapomniał zupełnie o pannie Lehr. Dłoń tamtego
świata sięgnęła przez granicę, więc znów był w atmosferze ucieczki. - Dokąd ksiądz jedzie? -
spytał Metys. - Do Las Casas. - Sztywno wdrapał się na muła. Metys trzymał jego strzemię.
Przywiodło mu to na myśl ich pierwsze spotkanie. I wtedy była ta sama mieszanina pretensji,
błagania, obelżywości. - Piękny kapłan z księdza - podniósł swoje lamenty. - Biskup powinien się o
tym dowiedzieć. Umierający chce się wyspowiadać, ale że księdzu śpieszy się do miasta...
- Dlaczego uważacie mnie za takiego durnia? - rzekł ksiądz. - Wiem, po coście tu przyszli.
Wy jedni możecie mnie poznać, a oni nie mogą przyjść po mnie do tego stanu. A jeśli się was teraz
spytam, gdzie jest ten Amerykanin, wy mi powiecie - ręczę za to, nie potrzebujecie mówić - że jest
on tuż po drugiej stronie granicy. - O nie. Tu się ksiądz pomylił. On jest po tej stronie. - Kilometr
czy dwa nie robią różnicy. Nie ma tu nikogo, kto by wniósł o to skargę...
- To jest okropne, że ksiądz nigdy mi nie wierzy - mówił Metys. - Tylko dlatego, że raz...
no, przyznajÄ™...
Ksiądz kopnął muła, żeby ruszyć go z miejsca. Opuścili zagrodę pana Lehra i skierowali się
na południe. Metys biegł truchcikiem przy jego strzemieniu. - Pamiętam - zauważył ksiądz - jak
kiedyś powiedzieliście mi, że nigdy nie zapomnicie mojej twarzy. - I nie zapomniałem - przerwał
triumfująco Metys. - Inaczej bym tutaj nie był, prawda? Niech ksiądz słucha. Ja przyznaję się do
wielu rzeczy. Ksiądz nie ma pojęcia, jaką pokusę stanowi nagroda dla tak biednego człowieka jak
ja. A kiedy ksiądz mi nie ufał, pomyślałem sobie, no, że jeśli tak, to ja księdzu pokażę. Ale jestem
przecież dobrym katolikiem, proszę księdza, i kiedy umierający człowiek chce pociechy...
Wdrapali się na długie zbocze będące pastwiskiem pana Lehra, które wiodło do następnego
pasma wzgórz. O godzinie szóstej rano, na wysokości tysiąca metrów powietrze było jeszcze
chłodne. Tam w górze będzie wieczorem bardzo zimno. Mieli się wdrapać na wysokość dwóch
tysięcy metrów. - Dlaczegóż to miałbym dać się złapać na twój haczyk? To byłoby za głupie -
powiedział ksiądz niespokojnie. - Niech ksiądz patrzy. - Metys podniósł w górę kawałek papieru.
Znajomy charakter pisma zwrócił uwagę księdza: wielkie, staranne pismo dziecka. Papier musiał
być używany do pakowania jedzenia; był pobrudzony i tłusty. Czytał:  Książę duński zastanawia
się, czy ma się zabić czy nie; czy jest lepiej cierpieć dalej i żywić wszystkie te wątpliwości co do
ojca, czy też jednym ciosem... 
- Nie to, proszę księdza. Druga strona. To nic nie jest. Ksiądz odwrócił papier i odczytał
parę słów napisanych po angielsku tępym ołówkiem:  Na miłość boską, niech ksiądz...  Muł, nie
bity, zaczął stąpać bardzo wolno i ociężale. Ksiądz nie usiłował go popędzać. Ten świstek papieru
nie pozostawiał żadnej wątpliwości. Czuł, że pułapka zamyka się znowu, nieodwołalnie. - Skąd to
znalazło się w twoich rękach?
- To było tak, proszę księdza. Gdy go postrzelili, byłem z policją, w wiosce po drugiej
stronie. Podniósł dziecko, żeby mu służyło za osłonę, ale oczywiście żołnierzy nic to nie
obchodziło. To było tylko indiańskie dziecko. Obu postrzelono, ale on uciekł. - Więc jak?...
- To było tak, proszę księdza. - Plótł jak papuga. bał się porucznika, który był wściekły z
powodu ucieczki księdza. Tak się bał, że postanowił prześliznąć się przez granicę, poza jego
zasięg. Okazja nadarzyła się w nocy. Po drodze natknął się na Amerykanina. Przypuszczalnie było
to po tej samej stronie granicy, ale któż mógł wiedzieć, gdzie kończy się jeden stan, a zaczyna
drugi. Amerykanin był postrzelony w brzuch...
- Więc jak mógł im uciec?
- O proszę księdza, ten człowiek ma nadludzką siłę. Był umierający, chciał księdza...
- Jak on wam o tym powiedział?
- To można było w dwóch słowach powiedzieć, proszę księdza. %7łeby dowieść prawdy tej
historii bandyta znalazł w sobie na tyle siły, żeby napisać parę słów, a więc... historia ta zawierała
tyle dziur co sito. Ale kartka istniała naprawdę, jak kamień milowy, który nie mógł ujść uwadze.
Metys znowu był urażony:
Ksiądz mi nie ufa. - Tak, nie ufam wam. - Ksiądz myśli, że ja kłamię. - Większość tego, co
mówicie, to kłamstwa. Zatrzymał muła i siedział zamyślony z twarzą zwróconą na południe. Był
całkiem pewien, że to była pułapka, przypuszczalnie obmyślona przez Metysa, który chciał dostać
nagrodę. Ale prawdą było również, że tam znajdował się umierający. Pomyślał o opuszczonej
plantacji bananowej, gdzie coś się wydarzyło i gdzie indiańskie dziecko leżało martwe na stosie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl
  • Strona Główna
  • Graham Masterton Cykl Rook 1 Rook
  • 21.Oblicza namietnosci 11 Pojetna uczennica _Graham Dorie
  • Graham Heather Na zawsze, moja miłości
  • Gwiezdne Wojny 062 Moc Wyzwolona
  • Kurt Tepperwein Tworcza Moc Myslenia
  • D067. Greene Jennifer Jak za dawnych lat
  • Graham Greene Moc i chwala
  • Jeffrey Lord Blade 12 King of Zunga
  • 079. Horton Naomi Okruchy strachu
  • Dumas dartagnan
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bless.xlx.pl