[ Pobierz całość w formacie PDF ]
już wcześniej nakryła białym obrusem. Przygotowała też trzy filiżanki,
które zostały po Emanuelu. Umówiły się, że Elise nie będzie piła kawy,
żeby nie musiały wystawiać blaszanego kubka.
- Witajcie, mamo i ojcze. - Reidar uśmiechnął się. - Miałem po was
wyjść, ale przyszliście wcześniej, niż się spodziewałem.
- Matka chce wrócić do domu przed zmrokiem. - Pan Jensen zwrócił się
do Elise. - Nie jest tu chyba zbyt bezpiecznie po zapadnięciu ciemności?
- Nie słyszałam nic o tym, ale rzeczywiście w pobliżu jest zbyt mało
latarni. W drodze stąd na wzgórze Aker jest dość ciemno, zwłaszcza na
placu między budynkami fabryk. Proszę usiąść. Poza stołkami nie mamy
niestety nic, co moglibyśmy państwu zaproponować.
Nie zdejmując peleryny ani płaszcza, goście usiedli. Trudno było
wyczytać z ich twarzy, czy są wstrząśnięci widokiem mieszkania Hildy.
Pani Jensen spojrzała na Elise.
- Jakie to przyjemne, że słychać szum wodospadu. Czuję, jakbym
wróciła do rodzinnego domu. Tuż obok gospodarstwa, gdzie mieszkałam
jako dziecko, również płynęła rzeka.
Elise uśmiechnęła się.
- Tak, ja też lubię tę rzekę i szum wodospadu, mimo że zapach jest nie
do zniesienia, gdy wieje z północy i z zachodu.
Weszła Hilda z racuchami i kawą, postawiła talerz z placuszkami na
stole i zaczęła napełniać filiżanki.
- Nie napije siÄ™ pani z nami, pani Ringstad?
- Nie, dziękuję. Ja... nie piję kawy o tak póznej porze.
Peder, który cały czas łakomie przyglądał się racuchom, otworzył oczy
ze zdziwienia.
- Czemu kłamiesz, Elise? Przecież ciągle pijesz kawę, nawet jeszcze
pózniej wieczorem.
Hilda zaczęła robić do niego miny za plecami pani Jensen i pewnie się
domyślił, że znowu powiedział coś nie tak, bo zrobił się czerwony jak rak.
- To znaczy, kiedy cię nie boli brzuch - dodał szybko. Pani Jensen
ponownie zwróciła się do Elise.
- Chyba nie czuje się pani zle, pani Ringstad? - spytała z troską w głosie.
- Nie, trochę mnie boli żołądek, ale zwykle szybko mi przechodzi.
- Będzie miała dziecko, rozumie pani - pomógł jej Peder. - A dzieci nie
znoszą kawy. W każdym razie bez cukru. Ale może jeść racuchy. - Znowu
utkwił wzrok w talerzu. - Jeżeli coś dla niej zostanie.
- Nie myśl sobie, że będziesz mógł zjeść wszystkie! - ofuknęła go Hilda.
- Wcale nie miałem zamiaru.
- To dlaczego przez cały czas im się tak przyglądasz?
- Liczę tylko, po ile wypadnie dla każdego.
- Słyszałam, że mieszkają państwo na Josefinegate. - Elise uznała za
słuszne przerwać sprzeczkę między Hildą a Pederem, zanim zabrną za
daleko. - Mówią, że to spokojna i piękna okolica. Nie byłam tam, ale
podobno wokół są piękne ogrody.
Pani Jensen skinęła głową i uśmiechnęła się.
- Tak, jesteśmy zadowoleni. Mieszkaliśmy poprzednio w niższej części
miasta, na Rosenkransgaten, ale było za głośno przez te gruchoczące
tramwaje i rżące konie. Mam problemy ze snem i potrzebuję spokoju.
Peder popatrzył na nią z otwartymi ustami.
- Nie śpi pani w nocy?
- Peder! - Elise posłała mu piorunujące spojrzenie. - Dość tego! Jestem
pewna, że pan i pani Jensen nie przywykli do tego, by dzieci wtrącały się
do rozmowy dorosłych.
- Droga pani, to nic nie szkodzi. - Pani Jensen ponownie zwróciła się do
Pedera. - Trochę śpię, ale nie tyle, co powinnam. Doktor dał mi coś, co
pomaga, ale często leżę jedną albo dwie godziny i nie mogę zasnąć. Jeżeli
nie przespałabym się kilka godzin w ciągu dnia, to nie wiem, co by było.
Peder wydawał się wyraznie przestraszony.
- Zasypia pani w środku pracy? Pani Jensen roześmiała się.
- Ja nie chodzę do pracy. Tylko mężczyzni pracują, no i niektóre panie w
kantorze.
Peder już otworzył usta, żeby znów coś powiedzieć, ale Hildzie udało
się go powstrzymać.
- Idz do kuchni i dołóż do pieca, Peder! Muszę zrobić więcej kawy.
Otworzyły się drzwi wejściowe i do domu weszli Kristian i Evert. Elise
usłyszała, że Peder powiedział im coś szeptem, a oni, równie cicho, mu
odpowiedzieli. Niedługo potem pokazali się w salonie.
- Wejdzcie, chłopcy, i przywitajcie się z rodzicami Reidara. Podeszli z
wahaniem i ukłonili się głęboko, starając się nie patrzeć na talerz z
racuchami.
Pan Jensen rozmawiał właśnie z Reidarem. Na widok chłopców spytał:
- Nie wiedziałem, że ma pani trzech braci, pani Ringstad. Czy ci dwaj
młodsi to blizniaki?
- Evert nie jest moim bratem, wzięliśmy go na wychowanie, kiedy
zmarła starsza pani, która się nim opiekowała.
- Chce pani powiedzieć, że go adoptowała?
- Tak, w pewnym sensie. Nie ma rodziców ani innej rodziny. Peder
wrócił do salonu.
- Gmina umieściła go u Hermansena, ale Hermansen przepił wszystkie
pieniÄ…dze.
Pani Jensen przyciągnęła Everta ku sobie.
- Biedactwo, musiało ci być bardzo zle.
- Nie było tak strasznie. - Evert wyraznie poczuł się zakłopotany i
próbował wyśliznąć się z jej objęć, ale mocno go trzymała.
- Za to potem mogłeś zamieszkać tutaj u tych miłych ludzi. Dobrze się
stało.
Evert przytaknÄ…Å‚.
- Elise jest jak moja mama.
- Pamiętasz swoją mamę?
Evert pokręcił głową. Ku przerażeniu Elise rzekł:
- Zachorowała, jak te dziewczyny z Lakkegata.
A więc rozumiał, co to znaczy mieć ciało pełne bólu". Dziwne, że stał
się taki otwarty, pomyślała Elise zaskoczona, przedtem nigdy nie chciał o
tym mówić, poza jednym wyjątkiem, gdy siedzieli w poczekalni do
lekarza. Pani Jensen musiała zrozumieć, co miał na myśli, zaczerwieniła
się, puściła chłopca i zaczęła rozmawiać o czymś innym.
Kiedy państwo Jensenowie wyszli, Elise nadal nie potrafiłaby po-
wiedzieć, jacy właściwie są. Zachowywali się uprzejmie i przyjaznie,
rozmawiali o tym i owym, ale trudno zgadnąć, co sobie myśleli.
- Dobrze poszło - rzekła, kiedy za gośćmi zamknęły się drzwi. Hilda
wydawała się zamyślona.
- Chciałabym wiedzieć, jakie odnieśli wrażenie.
- Sądzisz, że Reidar ci nie powie? Hilda wzruszyła ramionami.
- Tacy ludzie nigdy nie mówią tego, co myślą. Nie są tacy jak my.
ROZDZIAA OSIEMNASTY
Elise i Peder siedzieli w poczekalni do okulisty.
Elise rozglądała się dookoła, niepokój dawał o sobie znać niczym
fizyczny ból. Wszystko tu było zbyt piękne. Z pewnością wizyta u takiego
specjalisty kosztuje majątek. Elise miała największą ochotę zabrać stąd
Pedera i wyjść, ale nie odważyła się. Wang-Olafsen zamówił im wizytę, ze
względu na niego nie mogła zrezygnować.
Naprzeciw nich siedziała matka z córką. Kobieta miała na sobie
jasnoniebieski płaszcz i kapelusz tego samego koloru. Dziewczynka, w
wieku może dziesięciu, dwunastu lat, była ubrana na różowo. Miała białe
pończochy, długi warkocz spadający w dół pleców i mały słomkowy
kapelusz z różowymi kwiatkami, który kiwał się z tyłu głowy. Mała
przyglądała się Elise i Pederowi, jak gdyby byli z innego świata.
Bo przecież jesteśmy, pomyślała Elise, usiłując nie przejmować się
ciekawskim spojrzeniem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]