[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jednak dachu, a Megan z przyjemnością patrzyła na ró-
żowiejące niebo, które nagle stało się panoramiczne.
Oczywiście śmiała się kiedyś z Sama i jego uwiel-
bienia dla szybkich samochodów, ale jednocześnie cie-
szyła się, że ma jakąś pasję. Poza tym wielokrotnie wy-
obrażała sobie, jak jadą przed siebie takim właśnie dro-
gim, ekskluzywnym autem. Nie znaczy to jednak, że jej
marzenia się ziściły. Są teraz przecież obcymi ludzmi.
Sam jedzie do domu jej rodziców, który stał się jego
domem, a ona do domku Sama. Wszystko się poplątało.
S
R
- Wiesz, myślałam kiedyś, że tak sobie będziemy je-
chać - powiedziała.
Sam zerknÄ…Å‚ na niÄ….
- A ty byłaś jedyną dziewczyną, którą wyobrażałem
sobie ze mną w czerwonym kabriolecie - wyznał. - Ba-
łem się tylko, że kolor nie będzie pasował do twoich
włosów.
- I stąd zmiana? - zażartowała.
Czuła się w tej chwili z Samem znacznie swobodniej
niż jeszcze kwadrans temu w szpitalu.
- Możliwe - odparł, poważniejąc. - Muszę przyznać,
że niebieski doskonale z nimi współgra. Wyglądasz jak
płomyk na błękitnym niebie.
- Dziękuję za komplement - odrzekła kpiącym to-
nem. - Ten płomyk jest niestety trochę przybrudzony.
Muszę zaraz umyć głowę.
Niemożliwe przecież, by kupił samochód w tym ko-
lorze tylko dlatego, że pasuje do włosów kogoś, kogo nie
widział od trzynastu lat. Mogła się przecież ufarbować,
jak wiele kobiet. Mogła nawet nie wsiąść do tego auta...
Popatrzyła na niego, ale miał nieodgadniona minę.
Prowadził wolno, patrząc przed siebie. Kiedy go zaga-
dnęła, w ogóle nie zareagował na jej słowa. Dopiero po
chwili dotarło do niego, że coś do niego powiedziała.
- Tak, słucham?
- Pytałam, jak się miewa twoja matka - powtórzyła.
Chciała znowu sprowadzić rozmowę na utarte tory.
S
R
Co prawda wiązało się to ze wspomnieniami, ale
przynajmniej mogła w ten sposób przerwać dywagacje
na temat koloru samochodu.
- Umarła w zeszłym miesiącu - odparł sucho, a ona
poczuła się tak, jakby dostała w policzek.
Zrobiła wielkie oczy i spojrzała na Sama. Chciała go
zapytać, jak to się stało, ale miał taką minę, że uznała, że
lepiej tego nie robić. Zdobyła się tylko na krótkie kondo-
lencje.
- Bardzo mi przykro - powiedziała. - Wiesz, że lubi-
Å‚am GinÄ™.
- Wszyscy ją lubili... - rzucił, patrząc przed siebie.
Dostrzegła na jego twarzy ból i odruchowo położyła
dłoń na jego udzie. Zrobiło jej się przykro, gdy się
cofnął. Tak, Sam zawsze starał się być twardy. Cóż wo-
bec tego mogłaby zrobić w takiej sytuacji?
Odbyli pozostałą część drogi w milczeniu. Następnie
Sam otworzył jej drzwi, a ona wysiadła i skinęła w po-
dziękowaniu głową. Rozstali się w milczeniu. Tak chyba
było lepiej.
Megan weszła do domu i rozejrzała się. Potrzebo-
wała jakiegoś stworzenia, które mogłaby pogłaskać i
przytulić.
- Kici, kici! - zawołała.
W miseczkach wciąż było sporo suchej karmy i wo-
dy, ale kota oczywiście nie było w domu.
- Pomyliłeś domy - powiedział Sam do kota, który
siedział na kuchennym parapecie z ogonem owiniętym
wokół nóg. - Powinieneś pójść do swojej pani.
Kot zamrugał, jakby go zrozumiał, ale nie ruszył się
S
R
z miejsca. Patrzył na niego tak, jakby uważał go za intru-
za, co jeszcze pogłębiło kiepskie samopoczucie Sama.
Wiedział, że zachował się nieprzyjemnie wobec Meg. %7łe
nie zasługiwała na tę wyniosłą ciszę.
Chciał to jakoś naprawić, a kot dostarczył mu pre-
tekstu. Wziął go więc na ręce i przeszedł do jej, a wła-
ściwie do swojego domku, jak zwykle korzystając z
dziury w ogrodzeniu. To aż dziwne, że w ciągu kilkuna-
stu lat nikt jej nie załatał. Cóż, widocznie nikomu nie
przeszkadza.
Zapukał do drzwi od ogrodu i po chwili usłyszał
śpiewny głos Megan:
- ChwileczkÄ™.
Pojawiła się po chwili jedynie w czerwonym szlaf-
roczku przed kolana, uszytym z jakiegoś miękkiego ma-
teriału, który aż się prosił, by go dotknąć. Sam wyciągnął
kota przed siebie niczym tarczÄ™.
- Pomyślałem, że możesz go szukać - powiedział to-
nem usprawiedliwienia.
Akurat!
- Dziękuję. - Wzięła kota na ręce i wtuliła twarz w
jego czekoladowe futerko.
Kot to tylko pretekst. Chciał z nią jeszcze poroz-
mawiać, ale teraz nie mógł wydusić z siebie słowa, pa-
trząc na to, co ukazały mu rozchylone poły szlafroczka.
Megan dostrzegła jego wzrok i natychmiast poprawiła
odzienie, nie zdejmujÄ…c kota z rÄ…k.
- Czy coś jeszcze? - spytała.
- Chciałem, ee... - zaczął niepewnie.
Czy naprawdÄ™ nie zdaje sobie sprawy z tego, jaka
jest seksowna? Jasne, że to wie. Przecież inaczej nie
S
R
[ Pobierz całość w formacie PDF ]