[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ale teraz był taki zmęczony, taki zmęczony, że nie reagował na nic.
Wokół dogasającego ogniska noc zrobiła się ciemna, pierwszy miał pełnić
wartę jeden ze służących, ale był tak przerażony tym czymś nie znanym, co się
koło nich kręciło, że kolega zdecydował się dotrzymać mu towarzystwa. Móri
i Erling układali się powoli na spoczynek.
Dolg miał sen.
Zniło mu się, że drzwi powozu otworzyły się powoli po tamtej stronie, żeby
nikt przy ognisku nie zobaczył. Dolg jednak widział, bo akurat we śnie człowiek
sam decyduje, co widzi.
Leżał między ojcem i Erlingiem otulony w swoją derkę.
56
Coś wysunęło się z powozu. Podskakiwało wolno, tak że wielkie czarne skrzy-
dła, czy co to było, podnosiły się i opadały w jakiś makabryczny sposób. To coś,
co musiało chyba być człowiekiem, przemknęło dokoła powozu w ten sam oso-
bliwy, powolny sposób, tak że cała sylwetka kiwała się w przód i w tył.
Tato, chciał wołać Dolg, ale z jego gardła nie wydobywał się żaden dzwięk.
Tato, tato, ratunku!
To straszne, że otwiera się usta do krzyku, a mimo to pozostaje się kompletnie
niemym.
Dziwna postać przystanęła w cieniu pod drzewami. We śnie Dolg nie widział
tych dwóch ludzi, którzy mieli czuwać przy ognisku. Jeden drzemał, a drugi sie-
dział tyłem i niczego nie dostrzegał, ale we śnie chłopca i tak ich nie było. We
śnie był on w lesie sam z powozem rysującym się ostro na tle nocnego nieba i tym
czymÅ› w cieniu pod drzewami.
Tato!
Niczego nie było słychać, niezależnie od tego, jak głośno starał się Dolg krzy-
czeć.
To był prawdziwy koszmar z rodzaju tych, z których człowiek nie może się
wyrwać.
Ojcze!
Krzyczał jeszcze głośniej, bo teraz ta ohydna istota była oraz bliżej. Niebo
pociemniało, powóz znalazł się w mroku, stwór pochylał się nad Dolgiem. . .
Móri ocknął się, bo jeden z wartowników przyczołgał się do niego i lekko
dotknÄ…Å‚ jego ramienia.
Oczy służącego były wielkie jak talerzyki, wyglądało na to, że się śmiertelnie
boi. Bez słowa wskazywał coś drżącą ręką.
Móri zrozumiał, że nie powinien wykonywać gwałtownych ruchów. Skierował
wzrok tam, gdzie pokazywał służący, i oniemiał z przerażenia.
Duża czarna postać klęczała pochylona nad Dolgiem tak, że widać było tylko
zgarbione plecy pod ciemnym okryciem. Zdawało się, że głowa napastnika znaj-
duje się tuż przy gardle Dolga.
Móri najpierw był jak sparaliżowany, nie wiedział, co to jest ani co on sam
powinien zrobić. Erling miał pistolet, Móri wiedział o tym, ale Erling spał po
drugiej stronie Dolga. A poza tym pistolet? Czy tutaj by się na coś przydał?
Nauczycielu prosił w duchu. Pomóż mi, powiedz, co to jest i co mam
robić?
Odpowiedz natychmiast zabrzmiała w jego głowie. Wampir. Czarna magia
kardynała.
Ale co robić?
Obudz Dolga. Szafir.
57
Tak, Dolg miał szafirową kulę, ale jego koc zsunął się razem z woreczkiem
i teraz szafir leżał po tamtej stronie chłopca. Móri nie zdoła do niego sięgnąć.
A poza tym trzymał Nera, który jeszcze niczego nie zauważył.
Dolg! Kula! krzyknÄ…Å‚. Szybko!
Erling zerwał się z jękiem. Dolg obudził się dokładnie w tym momencie, gdy
wampir zwrócił swoją makabryczną gębę w stronę Móriego i wściekłe parsknął.
Móri zobaczył w mroku dwoje gorejących oczu i ogromne kły w twarzy, która do
złudzenia przypominała pyszczek nietoperza.
Dolg szlochał ze strachu, ale Erling działał błyskawicznie. Chwycił woreczek
z szafirem, wyjął z niego kulę i włożył ją w ręce chłopca, wszystko niemal jednym
ruchem. Nero pomagał jak mógł oszalałym szczekaniem.
Kiedy Dolg poczuł w dłoni piękny, wypolerowany kamień, wstąpiła w niego
odwaga. Chociaż może nie odwaga, raczej wola czynu.
Nie w złej intencji, ale w dobrej wyjąkał i przycisnął kulę do twarzy
wampira. Stań się tym, kim kiedyś byłeś! Nie chcę ci wyrządzić niczego złego.
Nie miał najmniejszego pojęcia, kim był niegdyś ten wampir, może takim sa-
mym nędznikiem jak kardynał, ale tylko takie słowa przyszły mu do głowy. Wie-
dział przecież, że kamienia nie można używać w służbie zła, bo wtedy jego siła
wygaśnie.
I dlatego właśnie wampir przybrał swoją pierwotną postać, ale nie była to du-
sza złego przestępcy, którą kardynał za sprawą magicznych sztuczek wprowadził
do ciała niedużego nietoperza. Dolg, wciąż leżąc na posłaniu, trzymał w rękach
cudowną kulę, na której siedział mały, oszołomiony tym wszystkim nietoperz.
Nie bój się, malutki powiedział Dolg delikatnie.
Wybacz mi, że zostałeś przeniesiony do tego ponurego, ciemnego lasu, ale
z pewnością także i tutaj znajdziesz sobie jakichś pobratymców. Powodzenia!
Ponieważ była noc, nietoperz czuł się jak ryba w wodzie, rozprostował więc
skrzydełka i odleciał.
Wszyscy odetchnęli.
Z wyjątkiem Nera, który jak wściekły rzucił się w kierunku, gdzie zniknął
nietoperz.
Rozdział 10
Theresa i dzieci nigdy nie wyruszyli w pełną niebezpieczeństw podróż na spo-
tkanie Dolga, Móriego i Erlinga.
Rankiem tego dnia, kiedy mieli wyjechać, wrócili gwardziści cesarza, ci, któ-
rzy podjęli się eskortować Theresę do Hiszpanii w poszukiwaniu Tiril. Przyjechali
nie tylko ci dwaj, którzy towarzyszyli jej do Heiligenblut. Cesarz okazał się hojny
i oddał siostrze również tych dwóch, którzy poprzednio pod nieobecność księżnej
pilnowali w domu blizniaków. Całkowite ujawnienie matactw biskupa Engelberta
tak przejęło cesarza i wzbudziło w jego sercu tyle ciepła dla nieszczęśliwej siostry,
że gdyby poprosiła o całą gwardię, też by ją dostała. Cesarz sam by się najchęt-
niej również udał w tę podróż. Ale cesarz, niestety, nie może sobie na takie rzeczy
pozwalać.
Czterej gwardziści zostali przyjęci bardzo serdecznie i, oczywiście, trzeba się
było nimi zająć, a konie musiały wypocząć. Gwardziści jechali długo, a odpoczy-
wali niewiele.
Koledzy z cesarskiej gwardii drwili sobie z nich trochę przy wyjezdzie. Być
eskortą dla jakiejś starej ciotki i jej dzieciaków, cóż to za honor? Ci czterej jednak
opowiedzieli o swoich przygodach, o walce z ludzmi kardynała, o polowaniu na
rycerzy tajemniczego zakonu, którzy uprowadzili córkę księżnej Theresy, i wtedy
twarze tamtych wydłużyły się z zazdrości. Rola figur na cesarskich paradach nie
była taka znowu zabawna.
Odpoczywanie w Theresenhof to niełatwa sprawa. Taran i Villemann zakra-
dali się raz po raz do pokoju gwardzistów, by zapytać, jak się obsługuje karabin
[ Pobierz całość w formacie PDF ]