[ Pobierz całość w formacie PDF ]
149
RS
moim cierpieniem, a przecież robiłaś wszystko, żeby mi pomóc.
Równocześnie, od samego początku, bardzo mnie pociągałaś i to zupełnie
zbijało mnie z tropu. W nocy śniła mi się jedna kobieta, a za dnia
namiętnie całowałem drugą. Kiedy obie zaczęły się zlewać w jeden obraz,
naprawdę myślałem, że dzieje się ze mną coś niedobrego. Nie można być
równocześnie zakochanym w dwu kobietach i nie można ich ze sobą mylić
bez obawy, że się jest chorym psychicznie.
- Prawdę mówiąc uważałam, że powinieneś zasięgnąć porady
psychiatry - przyznała i roześmiała się z ulgą na myśl, że jej strach o
Zacharego był niepotrzebny, bo namalowana dziewczyna nie była
chorobliwym urojeniem, lecz niÄ…, LuisÄ… Gilbey.
-Wiem. Zwróciłem uwagę na minę, jaką miałaś, gdy w twarzy
dziewczyny z obrazu rozpoznałaś własną. Powinienem wtedy wyciągnąć z
tego wnioski. W rzeczy samej nie mogłem namalować "jej" twarzy, bo
znałem tylko twoją.
- A ja, widząc swoją twarz na tym obrazie, pomyślałam
prostodusznie, że po prostu zaczynasz zapominać o tamtej" dziewczynie i
zwracasz siÄ™ w mojÄ… stronÄ™.
WestchnÄ…Å‚, zaskoczony tym zwierzeniem.
- Przecież ja cię kocham, Luiso. Ciebie i tylko ciebie... A ty? Co ty
czujesz?
- Nie wiesz? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, śmiejąc się ze
szczęścia. - Szaleję za tobą. Jestem w tobie zakochania od chwili, gdy
pojawiłeś się na moim oddziale. Byłeś wtedy taki bezbronny i chory...
- Ale już nie jestem. To chyba nie zmieni twoich uczuć?
150
RS
Nie czekał jednak na odpowiedz, lecz gwałtownie pochylił się do ust
Luisy.
- Straciłem chyba poczucie rzeczywistości. Czy ja przypadkiem nie
śnię, kochanie? Czy to wszystko dzieje się naprawdę i ty jesteś tutaj? -
spytał po chwili.
Słyszała jego przyśpieszony oddech i czuła dotyk jego dłoni na
policzku. Uśmiechnęła się, jakby chcąc go upewnić, że to nie kolejny sen,
lecz najprawdziwsza rzeczywistość. Nagle odruchowo spojrzała na jego
zegarek i jęknęła z przerażenia.
- Spójrz, która godzina! Możemy się spóznić na rozprawę!
Popędzili do samochodu.
- Mamy trzy kwadranse, by tam dojechać. To mnóstwo czasu -
uspokajał ją, kiedy już ruszyła.
Gdy podjechali pod gmach sądu, Zachary ociągał się z wysiadaniem,
domagając się pocałunku. Zmuszeni byli rozstać się na chwilę, bo parking
był rzeczywiście zajęty i Luisa musiała gdzie indziej postawić samochód.
- Wysiadaj! Nie wolno ci się spóznić! - ponaglała go, popychając
lekko, ale nie oparła się jego pocałunkowi.
Gdy weszła na salę sądową, rozprawa właśnie się zaczynała. Usiadła
dyskretnie w ławach przeznaczonych dla publiczności. Z przestrachem
spoglądała na ojca, Zacharego, sędziów i adwokatów. Zimowe słońce,
które rozjaśniło salę rozpraw, odsłoniło głębokie bruzdy na twarzy
Harry'ego Gilbeya. Wyglądał starzej niż zwykle. Słońce nie było też
łaskawsze dla Zacharego. Blizny stały się bardziej widoczne. Luisa
drgnęła z bólu, gdy spostrzegła posyłane mu ciekawskie spojrzenia. Miał
spuszczony wzrok i zaciśnięte szczęki. Serce wyrywało się jej do niego i
151
RS
do ojca, dwóch mężczyzn, których kochała. Było ironią losu, że zetknął
ich ze sobą wypadek, który im obu zatruł życie, a teraz - jako strony -
spotykali się na sali sądowej. Sprawiedliwy wyrok usatysfakcjonowałby z
pewnością Zacharego, lecz zarazem mógł oznaczać ruinę jej ojca.
Zastanawiała się, jak mu po takim wyroku powie, że kocha mężczyznę,
który zniszczył jego życie.
Rozprawa ciągnęła się przez kilka godzin. Adwokaci wygłaszali
długie mowy, sędziowie wciąż zadawali jakieś pytania, a ojciec i Zachary
bez końca zeznawali, podobnie jak policja i personel karetki pogotowia.
Harry Gilbey spojrzał na Zacharego z niedowierzaniem i wdzięcznością,
gdy ten oświadczył, że tuż przed wypadkiem był zdekoncentrowany i
gdyby nie to, być może w ogóle nie doszłoby do zderzenia. W miarę
upływu czasu Luisie coraz bardziej kleiły się oczy, nie spała ani minuty po
nocnym dyżurze. Na szczęście nie musiała iść wieczorem do pracy. W
końcu sąd wydał orzeczenie, które zresztą nie było dla niej żadną
niespodzianką. Uznano winę ojca, a to oznaczało, że Zacharemu Westowi
należy się odszkodowanie zarówno z tytułu utraty zdrowia, jak i za
zniszczone obrazy. Sprawa wysokości odszkodowania miała być jednak
przedmiotem odrębnej rozprawy. Ludzie zaczęli wychodzić, a Luisa,
senna i trochę zagubiona, rozglądała się za ojcem, z którym nawet nie
zdążyła się przywitać.
- Jak się masz, tato? - pozdrowiła go, podchodząc do niego i Noelle.
- Jestem zadowolony - odpowiedział, ale jego uśmiech był sztuczny.
- Nie ustalili wysokości odszkodowania!
- To odrębna kwestia. Zachary West musi najpierw oszacować straty.
152
RS
- Spodziewam się, że podwoi wysokość odszkodowania! - odezwała
się ze złością Noelle.
W tym momencie Zachary podszedł do nich, a Harry Gilbey podał
mu rękę, patrząc na niego z obawą.
- Panie West... Jest mi bardzo przykro... Dziękuję za to, co pan
powiedział. Zachował się pan bardzo szlachetnie i uczciwie.
- Nie byłem w tym taki zupełnie bezinteresowny... - odpowiedział
Zachary z uśmiechem, ściskając jego dłoń.
- Przyznam, że nie do końca rozumiem - odparł zaniepokojony Harry
Gilbey.
- Pragnę poślubić pańską córkę - wypalił West, obejmując Luisę
zaborczym gestem.
Harry Gilbey osłupiał, ale również sama Luisa była tak zaskoczona,
że ugięły się pod nią kolana. Patrzyła ze zdumieniem na Zacharego. Na
jego twarzy malowało się wielkie wzruszenie, ale i coś z przekory.
- Czy znowu zanadto się pośpieszyłem, najdroższa? - zwrócił się do
oniemiałej Luisy.
Noelle spoglądała tylko z niedowierzaniem to na Zacharego, to na
córkę Harry'ego Gilbeya.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]