[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kłego białego wina do sosu.
- Może być śródziemnomorskie Orvieto? Pokiwała głową, wyciągając kurze udka z
opakowania.
- Rozluznij się, kochanie - dodał ze spokojem. - Robisz mi ogromną przysługę, a
nie zdajesz jakiś straszny egzamin. Pamiętaj o tym.
R
L
T
Aatwo mu mówić, pomyślała, skoro to nie on panicznie bał się pomylić. Skłamała,
że nie jest przyzwyczajona do obecności innych osób w kuchni. Przecież w domu zawsze
było ich pełno i jakoś nigdy jej to nie przeszkadzało. Dlaczego z nim jest inaczej?
W dodatku nie rozumiała, dlaczego podjęła się przygotować ten posiłek. Może
chciała mu udowodnić, że nie jest pasożytem o wygórowanych wyobrażeniach na temat
własnego talentu, nieskorym do pracy, by zarobić na życie? A może pokazać, że nie żywi
urazy za jego zachowanie? W każdym razie skoro już się podjęła, musi sprostać zadaniu.
W ciągu godziny kurczak po śródziemnomorsku siedział w piecyku i roztaczał
smakowite aromaty pomidorów, czosnku i wina. Wędzony łosoś miał być podany z cy-
tryną, przybraniem z rzeżuchy i cieniutkimi kromkami razowego chleba z masłem. Ubiła
też krem Chantilly do kupionej przez Marka tarty i przygotowała deskę serów, przybra-
nych pękiem zielonych winogron z jednej strony i kilkoma gałązkami selera naciowego z
drugiej. Odmierzyła także do ekspresu miarkę aromatycznej kawy kolumbijskiej. Ryż z
szafranem ugotuje w ostatniej chwili.
Przez moment pomyślała, by zmienić zwykły T-shirt i dżinsy na coś elegantszego,
zaraz jednak zrezygnowała z tego pomysłu. Przecież występowała tu w roli kucharki i z
pewnością nikt nie zwróci uwagi na jej strój.
Punktualnie o ósmej zabrzmiał dzwonek przy drzwiach i w korytarzu rozległy się
głosy i śmiech. Chwilę pózniej podeszła do niej wysoka, ciemnowłosa dziewczyna o uj-
mującym uśmiechu.
- Cześć. Penny Marshall, kuzynka Marka. A ty jesteś Natalie Paget, która uratowa-
ła nas przed stanięciem w kolejce po pizzę?
Tallie odwzajemniła uśmiech.
- Nie byłoby aż tak zle.
- Ale gdyby jednak, chciałabym zobaczyć minę Soni. - Penny konspiracyjnie zni-
żyła głos. - Może nawet warto by było. - Rozejrzała się dokoła. - Mogę ci w czymś po-
móc?
- Dzięki, panuję nad wszystkim.
- W takim razie chodzmy do salonu na drinka.
Tallie poruszyła się niespokojnie, podniosła łyżkę, a potem ją odłożyła.
R
L
T
- To miłe, ale raczej nie.
- Nie gryziemy, wiesz? No, może jedna z nas, ale jeszcze jej nie ma, więc jesteś
całkowicie bezpieczna.
Tallie uśmiechnęła się z wysiłkiem.
- Rozumiem. Chyba dobrze zgaduję, że nie przepadasz za przyjaciółką twojego ku-
zyna?
- Powiedzmy, że na liście moich przyjaciół plasuje się bardzo nisko. - Penny po-
trząsnęła głową. - Mark unika zaangażowania jak ognia i pewnie dlatego spędza tyle cza-
su za granicą, chociaż ma świetnych ludzi, którzy doskonale daliby sobie radę bez niego.
Spotykał się już chyba ze wszystkimi kobietami w Londynie, które podzielają jego punkt
widzenia, albo przynajmniej pozwalały mu tak sądzić. Sonia uważa się za wyjątkową, ale
oszukuje sama siebie.
Tallie zrobiło się głupio, że tak uważnie słucha tych niedyskretnych wynurzeń.
- Muszę wracać do pracy.
- Mówiłaś, że wszystko jest gotowe. - Penny uśmiechnęła się zachęcająco. - Chodz
i poznaj innych, póki jeszcze jest spokojnie.
- To... nie byłoby w porządku.
- Bo to ty gotowałaś? Daj spokój...
- Nie. - Tallie umknęła wzrokiem. - Dlatego, że jestem tu tylko chwilowo i to led-
wo tolerowana. Pan Benedict nie byłby z tego zadowolony.
- Moja droga dziewczyno, to pomysł Marka, inaczej nigdy bym się nie ośmieliła.
Powiedział, że łatwiej cię będzie namówić, jeśli zaproszenie wyjdzie od kogoś innego.
- Czuję, że lepiej zostawić sprawy tak jak teraz.
- Cóż, dobrze - westchnęła Penny, ruszając do drzwi. - A tak z ciekawości, skąd się
tu wzięłaś? Mark jest chyba ostatnią osobą na świecie, która zdecydowałaby się na loka-
tora.
Tallie uśmiechnęła się blado.
- Zostałam oszukana przez Kita Benedicta, który zaproponował mi zaopiekowanie
siÄ™ rzekomo swoim mieszkaniem.
R
L
T
- Ach, Kit? - Penny roześmiała się krótko. - Mogłam się domyślić. Zapewne pod-
puszczony przez swoją koszmarną matkę. Przyklejenie się do Ravenshurst już jej nie wy-
starczy. Chyba będę musiała zirytować ją wiadomością, że jest jeszcze jedna piękna po-
siadłość, do której nie może rościć sobie praw.
- Ravenshurst? - spytała Tallie.
- Nasza rodzinna posiadłość w Suffolk. Piękny, stary dom, gdzie urodził się Mark i
dorastał szczęśliwy, dopóki Weronika nie złapała jego ojca na starą sztuczkę jestem w
ciąży". Wyjątkowo sprytne posunięcie, bo matka Marka nie mogła mieć więcej dzieci.
Moi rodzice twierdzili, że to był koszmar, ale po rozwodzie ciocia zdołała się pozbierać i
kupiła to mieszkanie za pieniądze, które zostawił jej dziadek. Przyznano jej opiekę nad
Markiem, chociaż jakąś część wakacji musiał spędzać w Ravenshurst. - Skrzywiła się. -
Możesz to sobie wyobrazić?
Tallie pomyślała o miłości rodziców i bezpieczeństwie, które zawsze brała za pew-
nik, i przeszedł ją dreszcz.
- Tak... Przynajmniej tak sÄ…dzÄ™.
- Niedługo potem, kiedy zmarł jego ojciec, Weronika sprzedała dom, nie kontaktu-
jąc się z Markiem, który był wtedy za granicą. Przeprowadziła się do Londynu i dalej ba-
lowała, a pół roku pózniej wyszła za mąż za Charlesa Melrose'a, tego od wina.
- Och - powiedziała Tallie wolno.
Stąd praca Kita, pomyślała.
- Czy Markowi zależało na domu?
- Nie mówi o tym. Wspomnienia z ostatnich lat nie mogły być dobre. - Penny za-
milkła na chwilę. - Ale jest jeszcze inny problem.
- Mianowicie? - %7ładna z nich nie słyszała, kiedy wszedł.
Stał teraz w progu w całej okazałości. Tallie zastanawiała się, ile słyszał i dzięko-
wała opatrzności za swój brak jakichkolwiek komentarzy.
Przebrał się w dopasowane czarne spodnie i koszulę, rozpiętą pod szyją, z długimi
rękawami zawiniętymi na opalonych przedramionach. Wyglądał jak piękny, ale grozny
drapieżnik.
Penny popatrzyła na niego szeroko otwartymi oczami.
R
L
T
- Sonia znów się spóznia. Nie mógłbyś zadbać o jej lepsze wychowanie? -
Uśmiechnęła się szelmowsko. - Chociaż zdaje się, że nigdy nie grzeszyła punktualnością,
przynajmniej kiedy umawiała się z tobą.
Mark pociÄ…gnÄ…Å‚ jÄ… lekko za ciemny lok.
- Zachowuj się. - Odwrócił się do Tallie. - Przykro mi z powodu tego opóznienia.
Czy to zaszkodzi jedzeniu?
- Nie. - Odwróciła się, by odstawić słoiczek z oregano na półkę. - Wszystko może
poczekać.
- Co się stało z Maggie? - Chciała wiedzieć Penny. - Lubiłam ją.
- Od trzech miesięcy pracuje w Brukseli.
- A Caitlin?
- Zaręczyła się ze swoim szefem.
- Wolała wycofać się w porę - dorzuciła Penny słodko i zrobiła skruszoną minę na
widok grymasu Marka. - Okej, przepraszam. Przepiszę sto razy, że powinnam się zaj-
mować własnymi sprawami.
- Gdybym tylko mógł wierzyć, że to zadziała - westchnął. - Udało ci się przekonać
Tallie, żeby do nas dołączyła?
Penny potrząsnęła głową.
- Kopciuszek odmawia pójścia na bal. Najwyrazniej to jedna z niewielu kobiet na
świecie, których nie pociągasz.
- W zaistniałych okolicznościach może tak jest lepiej - odparł sucho.
- Masz na myśli niemożność odesłania jej do domu nad ranem? I jak ją przekona-
łeś, żeby dla ciebie gotowała? Ciekawe, co będzie dalej?
- Zostaw ją w spokoju - zażądał stanowczo. - Bo jeszcze opacznie zrozumie twoje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]