[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ja te\ - powiedziałam.
- I ja! - dołączyła się Emma, nareszcie chocia\ odrobinkę rozpogodzona.
- Nie wiecie, co mówicie - Julka naprawdę była przekonana, \e ma pecha! - Jak ja
wam zazdroszczę... Ech, nie ma co mówić. Gdy wejdziecie do środka, same zrozumiecie.
I zrozumiałyśmy. Wie do końca, ale trochę na pewno... To był dom, w którym mo\na
spokojnie przyjąć George'a Busha. Co tam Busha, Bush to nieokrzesany kowboj... W tym
domu czułaby się świetnie sama królowa angielska! Chocia\ angielska mo\e nie, ona chyba
woli antyki... Ale hiszpańska i szwedzka... Wszystkie królowe świata! A do tego kilku
królów, szejk arabski... i Bill Gates! Prawie wszyscy bogacze i arystokraci świata czuliby się
tu jak u siebie w domu. Zwłaszcza ci z oryginalnym gustem. Ale \adna trzynasto - ani
czternastolatka nie mogła być w takim miejscu szczęśliwa. Zrozumiałyśmy to od razu.
Przedpokój lśnił lustrami - widziałam siebie w siedmiu czy ośmiu osobach naraz.
Szok! Nawet na suficie było lustro, w którym - gdy tylko spojrzałam w górę - odbijały się
moje okulary. Myślałam, \e ju\ nic więcej nas w tym domu nie zaskoczy, ale przede mną był
jeszcze salon. Ze stołem chyba na dwadzieścia osób. Blat zrobiono te\ z lustra, czy\by jakaś
obsesja? Ale nie blat mnie zszokował, tylko nogi. Jeśli tak to mo\na nazwać. Monstrualne
lustro wspierało się na czterech równie monstrualnych ró\owych słoniach.
- Marmur sprowadzany z końca świata za jakieś kosmiczne pieniądze - westchnęła
Julka, widząc, \e wszystkie trzy wpatrujemy się w gigantyczne słonie z mieszanką zachwytu i
przera\enia. - Wiecie, ilu ludzi mo\na by nakarmić za te słonie? Pewnie z pół Zambii. Ale
moi rodzice powtarzają, \e po to się męczą i harują od świtu do nocy, \eby spełniać swoje
zachcianki. Tylko dlaczego mają zachciankę, \eby postawić na środku pokoju te ohydztwa,
zamiast wesprzeć ubogich?
- Pewnie myślą, \e ubodzy są sobie sami winni - powiedziała Emma. - Mój tata
zawsze to powtarzał.
- Mój te\ - Julka machnęła ręką i zmieniła temat: - Obiecywałam herbatę, no to
poszukajmy...
I zaprowadziła nas do kuchni. Lustra na suficie i ró\owe słonie monstrualnych
rozmiarów były niczym w porównaniu z kuchnią! Dopiero tu przekonałam się, czym są
zachcianki bogatych ludzi. Sama lodówka wyglądała tak, jakby przechowywano w niej
zapasy dla całej ludności Zambii. Była gigantyczna. Nie miałam pojęcia, \e ktoś w ogóle
produkuje takie lodówki!
- Jak wy sięgacie do najwy\szych półek? - zapytała Zuzia. Nawet szok na widok tych
niezwykłych sprzętów nie pozbawił jej praktycznego podejścia do wszystkiego, na co patrzy.
- Mamy specjalne schodki... Robione na obstalunek - wyjaśniła Julka.
- Na obstalunek? - zapytała Emma niepewnie. Byłam jej wdzięczna! Ja te\ nie znałam
tego słowa, a przecie\ wychowywałam się w Polsce. I pewnie powinnam je znać.
- Na zamówienie - wyjaśniła Julka. - Moi rodzice wszystko robią na obstalunek, to ich
ulubione słowo. Lodówkę te\ zamówili... To chyba jedyni ludzie na świecie, którym nie
odpowiadała \adna lodówka ze sklepu. Ani jedna! Wyprodukowano więc w Niemczech
jedyny egzemplarz, dokładnie taki, jak chcieli. Sterowany pilotem, z zamra\alnikiem w
połowie wysokości, ani za wysoko, ani za nisko, tak by nie trzeba się było schylać ani
wspinać na palce. Bo tata lubi lody, ale nie znosi ruchu. I ze specjalną szufladą na pięćdziesiąt
jajek, bo tata je codziennie trzy na śniadanie i pięć na kolację.
- Cholesterol! - westchnęłam. Wyszła ze mnie wnuczka i prawnuczka lekarzy.
Wyobraziłam sobie jego \yły, posklejane i pełne przewę\eń. A\ zrobiło mi się słabo.
- Właśnie nie... Cholesterol ma świetny - powiedziała Julka, sama wyraznie
zadziwiona. - Nikt nie wie, jak on to robi. Je najbardziej niezdrowe potrawy świata. Tłuste,
cię\kostrawne, bez witamin... A wyniki badań ma znakomite.
Nie umiałyśmy nic na to odpowiedzieć. Widać szczęście sprzyja bogatym... Moja
babcia, która \ywi się przede wszystkim pomidorami, twaro\kiem i ziołami uprawianymi na
parapecie, całe \ycie walczy z wysokim poziomem cholesterolu we krwi. A taki pan
ydziebełko nie ma najmniejszego problemu!
- Mówiłam, \e nie będzie \adnej normalnej herbaty - westchnęła Julka, otwierając
szafkę równie szokującą jak lodówka. Całkiem okrągłą i zrobioną ze stali, w której mo\na się
było przejrzeć. W tym domu wyraznie panowała lustrzana mania!
- Tu jest mnóstwo herbaty - powiedziała Zuzia, wsuwając się pod ramię Julce i
zaglÄ…dajÄ…c do szafki. - Jak w sklepie...
- To spróbuj znalezć coś normalnego - nasza poetka odeszła, zostawiając Zuzię sam na
sam z pudełeczkami i woreczkami wypełniającymi trzy półki. Przynajmniej chwilowo sam na
sam, bo ju\ po kilku sekundach i ja, i Emma pojawiłyśmy się obok, pomagając jej w poszuki-
waniach.
- Kwiat Indii - przeczytała Zuzka z etykietki. - I co, to niesmaczne?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]