[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Znał przywiązanie Piętki do szefa ekipy i sądził, że wywoła tymi słowami zamierzoną
reakcję, ale chłopak podniósł głowę i powiedział prawie spokojnie:
 Przecież to nie ma żadnego znaczenia.
 Jak to nie ma znaczenia?  zachłysnął się ksiądz.
 Bo nie ma. Tylko Ziemba o tym nie wie  dodał ciszej.  W instytucie badają, czy
węgiel nie jest zasiarczony albo zasolony, bo wtedy nici z elektrowni, sól żre kotły. Ale że
węgiel jest jak byk, raptem pod dziewięcioma metrami nadkładu, to my wiemy bez
instytutu.
 Po co wobec tego im to wysyłacie?  ksiądz przysiadł na kamieniu, na którym
uprzednio siedział Sylwester i podniósł chustkę do zroszonego czoła.
 Już powiedziałem, dla porządku. Chociaż wiadomo z badań poprzednich odwierceń,
że tu nie ma ani siarki, ani soli.
 Dlaczego więc  ksiądz przesunął chustką po zaschniętych wargach  miałeś
zamiar zniszczyć tę wysyłkę?
Sylwester chrzÄ…knÄ…Å‚.
 Też dla porządku. Przecież on o tym nie wie.
 Kto?
 Ziemba. Nie wie, że węgiel jest jak byk i że to  kopnął nogą skrzynkę  nie gra
żadnej roli w decyzji, czy kopalnia tu będzie, czy nie.
 Ile?  spytał jeszcze raz ksiądz, ale teraz łagodnie już
i cicho.
 Trzy kawałki  westchnął chłopak ciężko.  Sam mi
wepchnÄ…Å‚ do kieszeni.
 Hm  ksiądz się zasępił.  Aadny grosz!
 No!
 I tylko za to, że zniszczysz wysyłkę?
 Tylko za to.
 Duże ryzyko!
 %7ładne! Oni na pewno w instytucie już nawet na to nie czekają. Sprawa jest jasna jak
słońce. Ale on o tym nie wie.
 Już to raz mówiłeś  krzyknął ksiądz.  Ale się dowie. I od ciebie! Bo na pewno
ma tu przyjść jutro sprawdzić, czy dotrzymałeś słowa?
 Tak  potwierdził Sylwester cicho.
 I przekona się, że nie dotrzymałeś. Oddasz mu pieniądze! Chłopak milczał.
 Oddasz mu pieniądze i powiesz, że się rozmyśliłeś. I że ja cię do tego zmusiłem.
PojadÄ™ z tobÄ… na pocztÄ™. No, co siÄ™ patrzysz? Zabieraj skrzynkÄ™. JadÄ™ z tobÄ… na pocztÄ™.
Sylwester dzwignął skrzynkę, aż mu w krzyżach zatrzeszczało. Ksiądz chciał mu w
pierwszej chwili pomóc, ale zaniechał tego zamiaru. Postępował za nim nie pozwalając mu
nawet odpocząć. Dziewczynka deptała z kolei jemu po piętach, wciąż zaangażowana
emocjonalnie w wydarzenie. Ksiądz przystanął, poszperał w kieszeniach sutanny i wcisnął
małej w brudną piąstkę okrągły pieniądz.
 Kup sobie czekoladkę  powiedział.
Dziewczynka obróciła w palcach wygrzany krążek. Potem szybko pobiegła w głąb
cmentarza skacząc przez groby. Zobaczył, że wdrapała się na jakiś obelisk i chowa pieniądz
w szparze, która była prawdopodobnie jej sejfem bankowym.
Do miasta zajechali w grobowym milczeniu.
Na poczcie ksiądz poprosił o młotek i gwozdzie i sam naprawił uszkodzenie skrzynki.
Potem dopilnował jej nadania, usilnie dbając o to, aby kwit był wyrazny i miał dobrze
odbitą pieczątkę. Sylwester obserwował go ponuro. Nawet gdy ksiądz zaprosił go na obiad
do miejscowej najelegantszej, bo jedynej, restauracji  humor mu się wcale nie poprawił.
Ksiądz też nie miał wesołej miny.
 Przykro mi  powiedział.
Sylwester oderwał oczy od talerza i przyjrzał mu się roztargnionym spojrzeniem.
 Nie powinno być księdzu przykro  burknął.  Z jakiego powodu? Ksiądz ma
rację. Ksiądz broni uczciwości i porządku. To ja wykierowałem się na oszusta.
Ksiądz zrozumiał, że ten wybuch poczucia winy dotyczy Ziemby, w dziwny sposób
omijając doktora i obowiązki służbowe, które ekscytowały do tej pory Sylwestra. Poczuł
znów napływającą falę gniewu i powiedział ostro:
 Nie można być oszustem wobec oszusta. Jak to jest w matematyce? Dwa minusy
znoszÄ… siÄ™ nawzajem.
Sylwester milczał, więc ksiądz krzyknął:
 Oddasz mu te pieniądze i pokażesz kwit nadania.
Nie chciał powiedzieć, że w przeciwnym razie zawiadomi o wszystkim doktora, sądził,
że chłopak sam to zrozumie. I przypuszczalnie zrozumiał.
 Dobrze  powiedział.  Oddam mu.
Wrócili do jedzenia, ale kotlet wieprzowy, o który w Kalińcu było tak trudno, wydał im
się łykowaty i przesuszony. Mogło go uratować tylko coś ostrego, ale nie nóż, nóż nie, ani
żadne sukinsyńskie grzybki w marynacie. Sylwester jednak prowadził samochód, a ksiądz
nigdy nie pił w miejscach publicznych. Zerkali więc tylko ku tym, których troski i
niestrawności duszy rozwiewały się wraz z okrzykiem: Panno Sabciu! Dwie setki, proszę!
Panna Sabcia dwoiła się i troiła, restauracja była jedna w mieście, a strapionych wielu.
Sylwester dreszczy dostawał na myśl o spotkaniu z Ziembą. Chyba upatrzy moment,
kiedy nie będzie go w domu i odda pieniądze starej ciotce. Lenki także nie mógł widzieć.
Oszukał ich. Co ksiądz mówił? Tak, dwa minusy się znoszą, ale on oszukał ich dwa razy.
Bo w tym coś było, mimo że sprawa nie miała szans. Aha  odebrał im nadzieję. Nadzieję
za trzy tysiące złotych. Tanio kalkulowała im się ta nadzieja, ale i jej nie będą mieli. A on
nie będzie miał pokoju, który mógłby sobie na jakiś czas wynająć, dopóki doktor znowu nie
ruszy w teren. Myśli o doktorze nie były bezpieczne. Gdyby wiedział, gdyby wiedział! Ale
przecież to nie miało żadnego znaczenia, tylko Ziemba sądził, że to coś znaczy, że to go
może uratować. Sprawa była czysta jak kryształ, ale Sylwester czuł, Sylwester był pewien,
że doktor będzie myślał inaczej.
 Jedz!  odezwał się ksiądz.  Dlaczego nie jesz?
 Dziękuję. Nie jestem głodny.
 Ani ja. To przez ten głupi upał.
 Tak. Przez upał.
 Muszę jeszcze wstąpić do apteki, skoro już tu jestem. Po krople walerianowe dla
Teosi.
 Skoro już tu jestem"  powtórzył w myśli z goryczą Sylwester. Sam się sobie dziwił,
że nie jest zły na księdza. Czuł do niego tylko żal. Tak mu to popsuł! Sprawa była czysta
jak kryształ, a on mu ją tak popsuł!
W aptece ucieszono się księdzem i Sylwester musiał na niego długo czekać.
Kierownikiem apteki był przedwojenny jej właściciel zaprzyjazniony z księdzem od ćwierć
wieku  takie związki bywają czczone przy każdej nadarzającej się okazji. Z kantorku za
apteką ksiądz wyszedł w rumieńcach.
Trzepnął też zaraz Sylwestra po plecach i, popychając przed sobą, kierował ku Agatce.
Kiedy wyskoczyli między pola już dojrzewające do żniw, ogarnęła go senność spotęgowana
jeszcze uczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Czuł podziw dla siebie i satysfakcję,
której dawno nie doznawał. Jego porachunki z Ziembą zbliżały się do jakiegoś
podsumowania. Do licha!  pomyślał  co ja dzisiaj z tą matematyką? A więc tak, teraz
będą kwita. Nareszcie będą kwita...
Obudził się w połowie drogi i od razu klepnął się po kieszeni sutanny.
 Krople!  zawołał.  Zapomniałem o kroplach! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • freetocraft.keep.pl
  • Strona Główna
  • Roberts Nora Rodzina Stanislawskich t2 Księżniczka
  • Rivero Antonio, Espiritual
  • McFadden Marlene Tacy sami
  • 13 Anderson Caroline Nie wszystko naraz
  • Aristotle On Youth and Old Age
  • Alan Burt Akers [Dray Prescot 19] A Life for Kregen (pdf)
  • James P. Hogan Craddle of Saturn
  • The Andrades 1 Come Away With Me Ruth Cardello
  • Carroll Jonathan ZaśÂ›lubiny patyków
  • 435.Craven Sara W
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • orla.opx.pl